Wczoraj minął tydzień od napisania przeze mnie listu do redaktora Gazety Wyborczej pana Adama Michnika. W liście zasugerowałem panu redaktorowi drobne korekty tematyczne i nieco inne rozłożenie akcentów. Jako wierny czytelnik Gazety Wyborczej mam prawo oczekiwać, że w piśmie redagowanym, również dla mnie, znajdę to co mnie interesuje i to co jest zgodne z moim pojmowaniem dziennikarskiej rzetelności i zawodowego profesjonalizmu. Do dziś nie otrzymałem odpowiedzi, być może jest to spowodowane tym, że pan redaktor miał w ubiegłym tygodniu spotkanie z Alte Kameraden, a takie spotkania są niezwykle absorbujące, wiem to z własnego doświadczenia. Przeszukując internetowe zasoby Gazety Wyborczej, w nadziei, że tam znajdę odpowiedź na mój list, natknąłem się na bardzo interesującą informację. Gazeta Wyborcza podaje, że poseł Radia Maryja spotkał się w lubelskim hotelu z prostytutką.
To jest właśnie to o czym wspominałem w liście: informacja nierzetelna, wprowadzająca w błąd czytelnika. Sprawdziłem. Radio Maryja nie jest zarejestrowaną partią polityczną i nie zgłasza swoich kandydatów do wyborów parlamentarnych czy samorządowych. Jest rozgłośnią radiową podobnie jak Tok FM, które też nie ma swoich reprezentantów w Sejmie. Podawanie takich niekompletnych informacji jest podwójnie szkodliwe. Wprowadza w błąd czytelnika i tworzy precedens, który może być wykorzystany przez inne gazety, które w swoich działaniach nie stosują tak wysokich standardów moralnych i zawodowych jak Gazeta Wyborcza. Gazety te, tzw. brukowce mogą w związku z tym napisać, że senator Gazety Wyborczej Krzysztof P. wciąga nosem Aviomarin i biega dookoła stołu w sukience w grochy. A to przecież nieprawda, bo to senator Platformy Obywatelskiej biega wokół stołu w sukience w grochy. Gazeta, która wyrosła z ethosu nie może dopuszczać się takich zawodowych uchybień. Właśnie ethosu, a nie etosu. Bo są dwa rodzaje etosu: ethos i etos. Ethos to też etos, tylko że najwyższej próby, etos markowy. Inny - za przeproszeniem - szmatławiec napisze, że minister transportu Dziennika Bałtyckiego, bawi się za pieniądze mafii w " Pędzącym Króliku " A to przecież piętrowa nieprawda. Bo to nie było w " Pędzącym króliku " ani nie wiadomo czy to były pieniądze mafii, bo pan minister nie podał oszczerców do sądu. Oczywiście, to nie był minister Dziennika Bałtyckiego, tylko nasz minister, minister naszego rządu, pochodzący z ugrupowania politycznego pod nazwą Platforma Obywatelska.
Weźmy inny przykład.
Napiszą nierzetelni dziennikarze, że były szef kampanii wyborczej Platformy Obywatelskiej i europoseł Wieczoru Wrocławia Jacek P. szarpał się z funkcjonariuszem Zollamtu reprezentującym Frankfurter Allgemeine Zeitung. Zaraz, zaraz co ja za głupoty wypisuję ? przecież to było w Niemczech, Zollamt to urząd federalny i nie podlega żadnej gazecie, tak jak i żadna niemiecka gazeta nie podlega rządowi federalnemu. Takie są standardy, jesteśmy w Unii. W Polsce też żaden urząd nie podlega gazecie, najbardziej nawet opiniotwórczej. Również to co napisze najbardziej opiniotwórcza gazeta, nie może być wytyczną dla urzędu. No przecież ja nie mogę się mylić ? To już było.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2690
Niepotrzebnie się denerwujesz :) Ludziska mądre są, nie kupią tego co im podają nierzetelni .
Np. we Wrocławiu pewien reprezentant Ministerstwa Kultury, czyli podwładny min. Bogdana Z. okradł fundację reżysera Rybczyńskiego - tak podawały nierzetelne media.
I co ? I nic ... Bogdan Z. został wybrany na europosła.
Nawet nikt nie zapytał Bogdana Z. "po ile dolary dzisiaj chodzą" ...