- Wiooo ! Stary Igor Demoszko klnąc siarczyście zaciął konia w kościsty zadek. Nie na wiele się to jednak zdało. Chabeta - starowinka sprawiała wrażenie, że i bez wozu oraz kojca z dwiema - na pierwszy rzut oka dzikimi świniami - miałaby problem z posuwaniem się do przodu. Nie smarowane od 1978 roku piasty wozu skrzypiały niemiłosiernie płosząc zwierzynę, która umykała w stronę wyłaniającej się zza pagórków Białowieży. Do granicy nie zostało więcej jak 1,5 wiorsty.
- Prrrr ! Nie siląc się na wymówienie " r " z powodu braków w uzębieniu, staruszek zatrzymał konia. Poprawił chomąto i sprawdził piasty. Z piastami zawsze kłopot, grzeją się.
- Żebym tylko szczęśliwie wrócił z misji - pomyślał z trwogą.
Nic nie rozumiał z tego co działo się wokół niego od tygodnia.
- Po cholerę wieźć kabany na polską granicę i puszczać wolno ? - zastanawiał się.
Tydzień wcześniej do chaty Demoszki w Pierwomajskoje przyjechał przewodniczący kołchozu Iwan Hryćko w towarzystwie dwóch cywilów, którzy już na pierwszy rzut oka wyglądali na wojskowych. Dwie godziny później przyjechała ciężarówka " Kamaz " na mohylewskich numerach i przywiozła kojec z dwiema świniami pomalowanymi farbą emulsyjną na kolor brązowy. Te same świnie kichając i kaszląc donośnie, jechały teraz z Demoszką w stronę polskiej granicy.
Demoszko wdrapał się z powrotem na wóz. Z kieszeni spodni wyciągnął paczkę białoruskich papierosów " Magnat " i kurząc łapczywie oglądał na wszystkie strony, otrzymany od cywilów wyglądających na oficerów, studolarowy banknot. Podobał mu się Franklin na banknocie.
- Wystarczy obciąć włosy i zrobić zaczeskę a byłby wykapany Łukaszenka - pomyślał, uśmiechając się ni to do siebie ni to do prezydenta Franklina.
Gdyby nie słowo honoru dane przewodniczącemu Hryćce i gdyby nie te sto baksów, zawiózłby świnie do Kulhajów i tam ze szwagrem Siemionem zrobiliby z nimi porządek w try miga.
- Służba nie drużba - przypomniał sobie jednak słowa " proporszczika " Wsiewołoda Batiuszkina z czasów służby w armii, jeszcze w czasach Sojuza. Powtórnie zaciął konia w kościsty zadek i ruszył leśnym duktem w stronę granicy. Po dojechaniu na skraj lasu, Demoszko wrzucił " wsteczny " i ustawił wóz wraz z kojcem w kierunku zachodnim. Po uniesieniu klapy kojca, poszturchując kijem i pomstując, popędził świnie w poprzek zaoranego pasa " ziemi niczyjej " Świnie kaszląc i kichając, patrząc z nienawiścią na Demoszkę, znalazły się po polskiej stronie. Granicę przeszły niezauważone przez polskie służby graniczne, celne i weterynaryjne.
Tak rozpoczęła się przygotowana przez GRU, misterna operacja pod krypotonimem" Afrykański kaban " Operacja, która uderzyła w polski sektor świński, a rykoszetem w ministra rolnictwa i rozwoju wsi Stanisława Kalembę z dawnego ZSL - u .
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2599
a tymczasem dwie najgroźniejsze, patrzące z nienawiścią świnie urzędują w stolicy.