Sport, czyli neutralna i niepoważna dziedzina życia pozwala spokojnie ocenić, oszacować kwestie natury całkiem poważnej. Zdumiewałem się zawsze wobec ogólnopolskiej zgody na jawną krzywdę, kłamstwo, antypolonizm. Najczęściej wyraża się ona poprzez przemilczanie zjawiska istotnego, gdy jednocześnie szum dotyczący jakichś bzdurnych personalnych lub wycinkowych spraw nie cichnie.
Losowanie poprzedzające finał Mistrzostw Świata w Meksyku w roku 1986 miało przedziwny przebieg. Reprezentacja Polski była u szczytu swojego piłkarskiego rozkwitu, dwukrotnie zdobywała na przestrzeni 12 lat trzecie miejsce, w Argentynie była piąta. Nie było wyjścia i trzeba było zakwalifikować ją do najlepszych, do tzw. pierwszego koszyka. Tak też uczyniono. Lecz za tym pozornym przywilejem poszła gruba intryga wymierzona w polską drużynę.
Prawie wszystkie stadiony, na których rozgrywano finałowy turniej, znajdowały się w środkowej części Meksyku. Tylko jedno z miast było od centrum oddalone. Monterrey słynęło z wrednego klimatu, dużej wilgotności i wysokich temperatur. Nikomu się nie marzyło tam grać. Co FIFA zrobiła? Po raz pierwszy i jedyny nie przypisywano drużyn z pierwszego koszyka do poszczególnych grup poprzez losowanie (taki wyjątek zwykle czyniony jest dla drużyny gospodarzy ewentualnie obrońców tytułu, dla reszty sprawa otwarta), ale z góry określono gdzie mają grać. Polskę przypisano do Monterrey, wpakowano do piekła, którego wszyscy chcieli uniknąć. Taki zaszczyt!
Czytałem ostatnio bzdury, że to wcale nie obróciło się przeciwko nam: klimat okazał się do wytrzymania, a przeciwnicy też przecież mieli takie same warunki. Nie byłem na miejscu, nie wiem co by było gdyby... Nikt nie wie. Chodzi tutaj o samą zasadę: nie daj się oszwabić, nazwij perfidię po imieniu. Totalnej porażki polskiej futbolowej dyplomacji nie usprawiedliwiłoby nawet wygranie całego turnieju. Należało podziękować za takie rozstawienie i lepiej było wobec takiego dictum kazać się losować z koszyka outsiderów. Minimum reakcji powinien stanowić głośny protest.
Nasi grupowi przeciwnicy musieli tu grać, bo skazał ich na to los. Z pewnością nikogo nie cieszyła perspektywa grania akurat tu. W fazie pucharowej turnieju dwa razy w Monterrey przyszło grać Niemcom i nie byli w stanie pokazać w tym mieście dobrego futbolu. Szczęśliwie awansowali dalej i dopiero po wyrwaniu się z destrukcyjnego klimatu pokazali swoja klasę.
Polska dała się wtedy zepchnąć do roli futbolowego pariasa - nie tylko z powodu fałszywego rozstawienia - i tak już zostało.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3795