Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Zrozumieć Argentynę

St. M. Krzyśków-Marcinowski, 14.10.2013
  W marcu 2012 byłem w Madison Square Garden na walce o mistrzostwo świata w wadze średniej pomiędzy Argentyńczykiem Sergio Martinezem a irlandzkim pretendentem Matthew Macklinem. Jako jej termin rozmyślnie wybrano Dzień św. Patryka, patrona Irlandii. Ta nacja mobilizuje się w swoje święto wyjątkowo. Emigranci i turyści z wyspy tworzą na ulicach Manhattanu niezwykłą atmosferę radości, otwarcia, optymizmu, pozytywnego działania alkoholu. W zastanawiający sposób nie przekraczają przy tym granicy umiaru i stosowności. Są mili dla siebie nawzajem i dla przechodniów, a ci, naturalną koleją rzeczy, dają się wciągnąć do zabawy.

  Zielone koszulki przeważały na widowni wieczoru bokserskiego w słynnej hali, tocząc nieprzerwaną, przyjacielską rywalizację z obozem argentyńskim. Raz tylko się gdzieś w jakimś sektorze zaogniło, poza tym panował duch rozumienia się, uciechy i satysfakcji z dobrego boksu i ze znajdowania się w tym miejscu.

  Nowy Jork jest miastem dającym ludziom wrażenie czegoś w rodzaju lewitowania. Nimb tego miejsca, tani ale brany bardzo serio amerykański blichtr czynią mieszkańców tudzież przyjezdnych w jakimś sensie dzieciakami, potrafiącymi oddać się spontanicznej zabawie w dorosłość. Jakieś pole magnetyczne powoduje, że ludzie lecą tu jakby wyżej. Tak odbierałem też i to szalone zbiorowisko wokół ringu.

  Pomimo żywej sympatii dla irlandzkiego bractwa, moje serce ostatecznie należało do Argentyny. Nie pamiętam już kto śpiewał jej hymn na ringu, ale to kibice na sali uczynili z niego zupełnie niezwykły spektakl, podczas którego entuzjazm, wiara i siła rozlały się na wszystkich. Wiedziało się właśnie, że nie udałoby się to tak fantastycznie w miejscach innych niż NYC. Śpiewali długo i kipiało to z niesłabnąca mocą, a tu walka o mistrzostwo świata dopiero przed nami.

  Urzekała mnie spontaniczność młodzieńców  ubranych w pasiaste biało-błękitne koszulki; trochę moją stawała mi się ich flaga z nieznanym słońcem Południa. Jednocześnie i natychmiast to niewycofywane uznanie było warzone jak mleko, do którego dolewa się jakiś okropny pestycyd. Na połowie koszulek koloni argentyńskiej widniał napis MESSI i numer 10. Druga połowa nosiła koszulki z wizerunkiem Che Guevary. W mojej kulturze, w kodeksie karnym w niej się znajdującym, ten człowiek z gwiazdą na berecie, upozorowany na idola, jest widziany jako niebezpieczny działacz i zbrodniarz komunistyczny, dążący do uczynienia z Ameryki Łacińskiej materialistycznego imperium, do odebrania narodów Nowego Świata Matce Bożej z Guadalupe.

  Wszystko byłoby inne, to znaczy dużo bardziej mi obojętne, i wychodziłbym z sali zapominając w tymże momencie o południowoamerykańskim „folklorze”, gdyby nie moja wieloletnia sympatia dla tego kraju, gdyby nie J. L. Borges i argentyńscy piłkarze. Nie umiałem w swojej głowie podzielić tej młodzieży na tych z Messim i tych z Guevarą, byli jak ryby w jednej ławicy – wymieszani. Trudno tu było kogoś zdyskwalifikować. Skoro oni się nie podzielili, dlaczegóż ja miałbym ich dzielić. Najczęściej w układzie Argentyna kontra ktośkolwiek inny trzymam za pierwszą stroną – teraz kibicowałem ich mistrzowi Martinezowi. Sport jest niezwykłym rozdziałem w historii, można by powiedzieć, że jest raczej głupstwem, ale od takiego osądu powstrzymuje choćby prawda o zawieszaniu krwawych wojen na czas olimpiad w czasach wydawałoby się barbarzyńskich w porównaniu ze współczesnością. Teraz w tej hali sport sprzągł się z polityką jasno i wyraźnie. Nie dawało się tego zmierzyć polską miarą, pozostało czekać aż Bozia pozwoli to zrozumieć.

  Nigdzie nie spotkałem tak twardogłowych komunistów polskich jak w USA. Dotyczy to być może i emigrantów z innych krajów, w tym z Argentyny – spekulowałem. Widać amerykański system wizowo-emigracyjny, chyba raczej niechcący, promuje czerwonych, a oni sami paradoksalnie bardziej tęsknią do tego kraju niż dajmy na do Kuby. Dlatego też nie można tej grupy argentyńskich kibiców uważać za próbę reprezentatywną dla całego narodu. W ten sposób mniej więcej biegły tory mojego myślenia, ale podejrzenie zostało. Złamanego grosza by nie postawił wtedy na to, że równo za rok nowym papieżem będzie Argentyńczyk!

 Już w Polsce zadzwoniłem do ambasady argentyńskiej z prośbą o wyjaśnienie, jak to jest u nich z tym Che Guevarą. Rozmawiałem z sympatycznymi polskimi pracownikami, którzy, zasięgając opinii Argentyńczyków, dodawali nieco od siebie.
- Tak, sprzedaje się takie koszulki, ale ich noszenie w Buenos Aires nie jest dobrze widziane – wyczułem, że druga część zdania to wyjście naprzeciwko odgadywanym poglądom polskiego rozmówcy. A może i tak jest w istocie?
- Po jakie licho ci taka wiedza? - pytam sam siebie. - Polską się zajmij.
- Gdy zrozumie się planetę Argentyna, to wtedy może i do pojęcia będzie i ten satelitarny układ, w którym szamocze się Polska – kończę retoryczną repliką.

  Żartów tu jednak nie ma, dziś się razem bawimy, ale jutro, choćby w swojej duszy, staniemy po różnych stronach, wedle ewangelicznej zapowiedzi. To zdjęcie, zrobione miesiąc po opisnym wydarzeniu na 5-ej Alei na Brooklynie, może nosić tylko jeden tytuł: „Konfrontacja”.
 














 
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 2071
St. M. Krzyśków-Marcinowski
Nazwa bloga:
Bez liczenia
Zawód:
nauczyciel

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 258
Liczba wyświetleń: 776,917
Liczba komentarzy: 744

Ostatnie wpisy blogera

  • Pięćset plus
  • W tymczasowym szpitalu covidowym
  • Wariacje covidowe

Moje ostatnie komentarze

  • W świecie przyrody, ale nie dla katolika.
  • Mojego interlokutora - nawiązuję do rozmowy wspomnianej w moim wpisie - bardzo drażnią "dzieciory" hałasujące przy trzepaku. - Okna nie można otworzyć, a nawet przez nie popatrzeć, bo zaraz widzi się…
  • W systemie biologicznym jednostka, w tym rodzina, nie ma znaczenia - ogół, zbiorowisko, populacja, społeczństwo i procesy w nim zachodzące owszem.

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Niemieckie manipulacje
  • Hasło "Żydokomuna" w Wikipedii
  • Ekspres Poznań - Wrocław

Ostatnio komentowane

  • St. M. Krzyśków-Marcinowski, W świecie przyrody, ale nie dla katolika.
  • Jabe, Jednostka niczym, jednostka bzdurą.
  • St. M. Krzyśków-Marcinowski, Mojego interlokutora - nawiązuję do rozmowy wspomnianej w moim wpisie - bardzo drażnią "dzieciory" hałasujące przy trzepaku. - Okna nie można otworzyć, a nawet przez nie popatrzeć, bo zaraz widzi się…

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności