Kilka dni temu w programie TVN Superwizjer zostały odsłonięte kulisy smoleńskich pogrzebów oraz związanych z nimi operacji. Temat był wprawdzie podejmowany wcześniej przez dziennikarzy GP, jednak dopiero autorzy programu - Piotr Litka i Marcin Mamoń – obnażyli, budzące grozę, tło tamtych wydarzeń. Wątkiem przewodnim, który zdominował komentarze i artykuły prasowe dotyczące kwestii poruszonych w Superwizjerze, okazała się strona finansowa całej operacji.
Oto w dniu 10 kwietnia 2010 roku prezes Polskiej Izby Pogrzebowej , zrzeszającej największe podmioty tej branży, zaoferował rządowi bezpłatną pomoc w organizacji pogrzebów ofiar, która to pomoc miała stanowić swoisty gest wobec państwa i rodzin poległych w tej bezprecedensowej tragedii. Oferta PIP nie została jednak przyjęta przez rząd, pozostała bez odpowiedzi, pomimo iż została rozesłana do najważniejszych osób w państwie. Organizację pogrzebów powierzono mało znanej, niewielkiej firmie pogrzebowej z Warszawy, której próżno szukać w wyszukiwarkach internetowych za pomocą haseł związanych z pochówkiem. Wybór padł na firmę S.O.S Agencja Funeralna, której właścicielem jest Piotr Godlewski, będący w latach 80 – tych tajnym współpracownikiem WSW, poprzedniczki WSI, na którą to informację dziennikarze Superwizjera natrafili w trakcie badań nad archiwami dawnej bezpieki, znajdującymi się w zasobie IPN.
TW „Wielokropek” w chwili rozwiązywania współpracy zastrzegł jednocześnie, że jest gotów podjąć się kolejnych zadań, jeżeli tylko zajdzie taka potrzeba:
„W czasie rozwiązywania współpracy wymieniony oświadczył, iż gotów jest udzielać pomocy w dalszym ciągu, jednakże pod warunkiem, iż pozostanie na łączności oficera kontrwywiadu wojskowego”.
Firma S.O.S Agencja Funeralna wykonała swoje usługi odpłatnie, pobierając pieniądze nawet za te czynności, których, jak dowiedli dziennikarze Superwizjera, nie wykonywali jej pracownicy.
Zgodnie bowiem z prawem, co podkreślił występujący w programie przedsiębiorca pogrzebowy z Krakowa, do obowiązków firmy pogrzebowej należy przede wszystkim uczestniczenie w identyfikacji zwłok, przygotowanie ciała, włożenie do trumny oraz załatwienie wszelkich związanych z tym formalności. Zaniechanie tych czynności przez wyznaczoną firmę pogrzebową stanowi asumpt do ponownego otwarcia trumny przez rodzinę.
Jak to wyglądało w Smoleńsku? Podobno firma wynajęta przez rząd wysłała tam dwóch pracowników, choć w opinii świadków wyłącznie polscy żołnierze uczestniczyli w zamykaniu trumien, a konkretnie w zamykaniu wieka już wcześniej zalutowanych przez rosyjskich funkcjonariuszy trumien. Tak więc w samym momencie wkładania ciał do trumien żaden z Polaków nie uczestniczył. Według znawców tematu, aby dopełnić obowiązków nałożonych na przedsiębiorców pogrzebowych przy takiej liczbie ofiar, do Smoleńska musiałoby się udać co najmniej 20 - tu pracowników pogrzebowych.
Powstała więc taka oto sytuacja, że rząd odrzucając propozycję Polskiej Izby Pogrzebowej, która nie tylko chciała nieodpłatnie zorganizować pogrzeby, ale przede wszystkim dysponowała niezbędną ilością osób, mogących zapewnić nadzór nad procesem identyfikacji oraz wkładania do trumien , a wybierając małą, zaledwie kilkuosobową firmę sprawił, iż to Rosjanie byli wyłącznymi dysponentami ciał naszych poległych, bez udziału polskich urzędników, lekarzy, rodzin i pracowników firmy pogrzebowej.
Być może to był główny motyw wyboru przez rząd takiej, a nie innej firmy, należącej, co nie jest zapewne przypadkowe, do osoby „z przeszłością”? Czy chodziło o zgodę i milczenie ze strony właściciela S.O.S Agencja Funeralna na decyzję o pozostawieniu zwłok naszych rodaków na wyłączność rosyjskim funkcjonariuszom? Czy miało się to wszystko odbywać z dala od oczu niepowołanych, zwłaszcza tych mających na co dzień do czynienia z zabitymi, a więc niejako uodpornionych na makabrę śmierci?
Dlaczego? Co takiego dziwnego było w tych ciałach, że chciano ukryć przed wzrokiem postronnych? Można przypuszczać, że przedsiębiorcy zrzeszeni w PIP nigdy nie zgodziliby się na takie działania, dlatego być może ich propozycja nie zyskała akceptacji ze strony czynników rządowych?
Nagrany przez dziennikarzy ukrytą kamerą Piotr Godlewski powiedział w chwili szczerości słowa, które nie tylko zaskakują, ale przede wszystkim szokują, bo pokazują inny wymiar rzekomego żalu i współczucia ze strony rządzących, a przynajmniej części z nich:
„Pan zrobi ze mną wywiad i ja będę miał problemy. I to nie chodzi o to, że jestem człowiekiem mało ważnym, tylko… zobowiązałem się do czegoś i to wystarczy. (…) Ja ten temat mam, po prostu mam, jak gdyby cały w ramkach. Z każdej strony tych ramek jest napisane: „Omijać, milczeć, zapomnieć”. (…) Proszę porozmawiać z panem ministrem Stachańczykiem(wiceminister spraw wewnętrznych – przyp. red.). (…) Ja się na pewno nie wypowiem w tej sprawie. Nie zmusi mnie do tego nawet prezydent Komorowski, bo na to nie pozwala moje sumienie. (…) Nie wiem, dlaczego moja firma się tym zajęła. (…) Odebrałem telefon, tyle”.
Trudno nie zadać w tym miejscu pytania: do czego i przed kim zobowiązał się pan Godlewski? Dlaczego nie chce o tym pamiętać, wspominać i mówić, przecież to był zaszczyt móc uczestniczyć w tak historycznym, choć tragicznym wydarzeniu? O co tak naprawdę chodziło w tej całej, delikatnie mówiąc, dziwnej sytuacji?
Czy już 10 kwietnia, chwilę po tragedii, część osób z rządu była „dogadana” z Rosjanami, że nikt im nie będzie patrzył na ręce? Nie będzie polskich lekarzy, pracowników firm pogrzebowych, rodzin, a nawet konsulów RP? Czyżby częścią tej samej operacji było zapewnianie rodzin zabitych, że trumien w Polsce otwierać nie będzie można?
I na koniec pytanie, które nie daje mi spokoju od minionego wtorku, kiedy obejrzałam Superwizjera: dlaczego złożono zamówienie na 98 trumien, skoro zginęło 96 osób? Czyżby w chwili zamawiania trumien urzędnicy państwowi nie znali listy zabitych? Czy standardowo przy tego typu katastrofach, kiedy lista zabitych pasażerów jest znana, zamawia się dodatkowe trumny extra?
Te pytania stanowią tylko niewielką część tych, które powstały w mojej głowie po obejrzeniu materiału Piotra Litki i Marcina Mamonia, choć nawet te mogą przyprawić o koszmary w nocy.
http://superwizjer.tvn.p…
http://wpolityce.pl/wyda…
http://wiadomosci.dzienn…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2515
i wyborem ubeckiego czleka i jego firmy, mialo gwarantowac nieprzemakalnosc ZAMACHU SMOLENSKIEGO.mordercy NIE DOCENILI NIEZLOMNOSCI PATRIOTOW , w kraju i za granica PRAWE POLSKI serca przelamaly klamstwa.
mnie też to zdziwiło, ale nie tylko ilość, tzn. nadwyżka. Zastanowiło mnie, dlaczego nikt nie mówi o tym, że zostały dwie, co z nimi sie stało. Odesłano czy wykorzystano a jeśli tak, to, kto został szczęśliwym ich "użytkownikiem"? Czy to możliwe, że zginęło dwie osoby więcej, ale ich na liście nie było, bo i nie było ich w samolocie? A może tylu miało być pasażerów, bo jak powiedział nasz prezydent z ruskiej łaski, sorry - budy: prezydent lata samolotami a te, jak wiadomo, spadają... I miało się to przydarzyć nie 96 osobom, ale i jeszcze innym, np. Jarosławowi Kaczyńskiemu i komuś jeszcze, kto nie poleciał. Nie słyszałam, by ktoś wytłumaczył, dlaczego tyle trumien i co stało się z pozostałymi. Cholera wie, może te żywe osoby mają już trumny zapłacone za zaś. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby te trumny zostały zamówione wcześniej dla wszystkich ofiar - przed 10 kwietnia, w takiej oto ilości. 98 sztuk - ile zamówiono, tyle zapłacono, tyle dostarczono. zyż zaraz po katastrofie nie mówiono o 98 ofiarach? I czy nie okazało się po weryfikacji danych, że lista uległa zmianie? Może producent trumien dostał takie zlecenie, bo ten kto zamawiał nie sprawdził rzeczywistego "stanu" w dniu wylotu a może zamawiał dużo wcześniej i według jakiejś wcześniejszej listy.Inna rzecz: czy trumny maja uniwersalne, jednakowe rozmiary? Bo jeśli nie, to jakie dwie rozmiarówki zostały? Można spróbować dopasować kandydata na listę i do trumny. Nieco makabryczne, ale kto wie... mam wrażenie, że J.K. mógłby swobodnie wystąpic o wydanie mu jego własności z racji przydzielenia mu jej, inna rzecz że niecco przedwcześnie, przez władze III RP.
Warto dotrzeć do pracowników owej włoskiej firmy, która te trumny dostarczyła i dowiedzieć się od nich: kto, kiedy i na jaką ilość złożył zamówienie; kiedy zaczęto realizowac to zamówienie. Bo możliwe, że pierwsza zamówiona trumna powstała już w dniu, kiedy marszałek Komorowski tak żartobliwie ostrzegał w radio kontrkandydata - prezydenta przed lataniem samolotami. I dlatego marszałek był tak wesół, że ta trumna już gotowa. Bo wesół był. I jakiś taki rozluźniony i pewien, że ma powód do radości. W tym towrzystwie,tzn. na tej platformie, wszystko jest możliwe. Nawet wesele z powodu żałobin.