Szczerze mówiąc po bardzo niekompletnym raporcie GUS’ u z 26 stycznia br. na temat sytuacji społeczno gospodarczej Polski w 2011 oczekiwałem na ujawnienie dokładniejszych informacji. Niestety mimo upływu przeszło miesiąca nie doczekałem się żadnej publikacji na ten temat. Najwidoczniej GUS uznał, że gawiedzi wystarczy informacja, że jest byczo, a bliższe szczegóły ewentualnie ujawni się w czerwcu w Małym Roczniku, kiedy i tak ludzie będą się przejmowali zupełnie czymś innym aniżeli dawno miniony zeszły rok.
Nie wypada, zatem nic innego jak przyjrzeć się temu, co jest. A na samym wstępie urósł nam PKB i to aż o 4,3 %, czyli znacznie lepiej niż w poprzednim roku, w którym mieliśmy przyrost 3,9 %, przecież już wtedy byliśmy „zieloną wyspą”. Ciekawe, w jakim teraz powinniśmy występować kolorze, tym bardziej, że obok PKB najbardziej imponująco wzrosło nam bezrobocie, bo do 12,5%.
Natomiast nasza siła nabywcza ciągle nie nadąża za PKB bowiem wykazuje tylko 0,9 % wzrostu.
Ciekawe, kto zatem korzysta ze wzrostu dochodu narodowego? Chyba nie emeryci, którym przybyło zaledwie 0,4 % realnego dochodu, ani emeryci wiejscy, którym nawet ubyło 1,4 %.
Co się złożyło na przyrost PKB?
Z pewnością nie produkcja rolna, która wprawdzie globalnie zwiększyła się o 1,3 %, ale przy wzroście wartości produkcji roślinnej o 5,5 %, zanotowaliśmy aż 3,5% spadek produkcji zwierzęcej. Wygląda na to, że byliśmy zmuszeni do zmniejszenia spożycia mięsa na rzecz produktów roślinnych. Obawiam się, że byliśmy zmuszeni do zwiększenia importu mięsa, lub zmniejszenia eksportu, a może obu rzeczy na raz.
W każdym bądź razie nie świadczy to najlepiej o organizacji naszej produkcji rolnej, tym bardziej, że i w skupie mleka / brak danych w odniesieniu do produkcji/ ciągle notujemy niski stan w granicach 9 mld. litrów rocznie. A przecież produkowaliśmy już 16 mld. litrów mleka.
Struktura polskiego rolnictwa wymaga zwiększenia produkcji zwierzęcej, a szczególnie mleka, nie jesteśmy krajem zbożowym, ani nie mamy takich warunków klimatycznych jak kraje południowej Europy, możemy zwiększać produkcję warzyw i owoców, ale podboju Europy możemy dokonać głównie wyrobami mięsnymi i mlecznymi.
GUS wprawdzie nie wspomina o unijnych ograniczeniach w produkcji rolnej, jakie szczególnie dotykają Polskę z przysłowiowymi już burakami cukrowymi, mlekiem, a nawet truskawkami itp.
W sumie podtrzymuję moje zdanie z poprzednich publikacji, że nasze rolnictwo zawdzięczając pokornemu podporządkowaniu unijnej biurokracji traci przynajmniej jedną trzecią swego potencjału wytwórczego.
O produkcji przemysłowej dowiadujemy się jedynie tyle, że wartość produkcji sprzedanej wzrosła aż o 7,5 %, tylko nie wiemy jak się to ma do wyprodukowanej w tym samym czasie. Na osłodę podano nam wprawdzie kolorowe, ale niezbyt czytelne wykresy produkcji podstawowych wyrobów, tylko że kończą się one na roku 2010, tak jakby do dnia dzisiejszego nie można było policzyć ile czego wytworzyliśmy w ubiegłym roku.
Podano tylko ogólnikowo, że wzrosła nam produkcja stali i innych wyrobów, ale spadła produkcja samochodów a nawet rowerów.
Niestety z takiej informacji niewiele można wywnioskować, jaki naprawdę był rok 2011 i nie zastąpi tego lawina wskaźników w sprawach drugorzędnych przypominających, jako żywo peerelowską ekonomię wskaźnikową.
Jest natomiast do odnotowania rzeczywisty sukces w postaci wzrostu produkcji budowlanej o 12 % / czyżby euro 2012 na to wpłynęło ze stadionem narodowym na czele?/, a także zwiększenie liczby oddanych do użytku mieszkań do 131,7 tysięcy. Tylko, że w zestawieniu z potrzebami jest to ciągle o wiele za mało. Istnieje wprawdzie i na to sposób w postaci drenażu cenowego, który mimo kryzysu kwitnie w dalszym ciągu utrzymując poziom cen sięgający dwukrotnej, a nawet i więcej przeciętnej pensji miesięcznej za 1 m2 mieszkania.
W dziedzinie eksportu i importu zanotowaliśmy też wzrost o 8 % w eksporcie i 6,2% w imporcie, tylko że najbardziej nam wzrósł deficyt w obrotach zagranicznych, bo o 1,7 mld. euro osiągając kwotę 12,9 mld. euro. Ciekawe, co jeszcze z majątku narodowego pozostało do sprzedania ażeby ten deficyt pokryć nie mówiąc już o stale rosnącym długu publicznym, o którym niedawno pisałem.
Na zakończenie informacja, że w 2011 roku przybyło nas aż 15 tysięcy, czego nawet w promilach nie da się wyrazić. Ale przecież młodzi ludzie nie żenią się, bo nie mają pracy i mieszkań, bezrobocie wśród 25 latków jest najwyższe i wynosi ponad 20 %, wobec tego emigrują, co powoduje, że faktyczny stan naszego zaludnienia jest znacznie gorszy niż wykazuje to papierowa statystyka GUS.
Powszechne odczucie ludzi w Polsce jest takie, że się nam raczej pogorszyło, a to ze względu na wzrost cen, który GUS wykazuje wstrzemięźliwie na 4,3 %, w tym artykułów konsumpcyjnych na 4,6%.
Wszystko zależy od punktu widzenia, nie wiem jak GUS wylicza wzrost cen, ale każdy napotkany Polak powie z całą pewnością, że ceny szczególnie artykułów spożywczych wzrosły znacznie wyżej.
Myślę, że tym optymistycznym akcentem można na razie zakończyć opis wrażeń GUS’owskiej literatury zostawiając resztę na opublikowanie rocznika.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2996
Nad tematem waloryzacji (kwotowej) trzeba popatrzeć z troszkę innej perspektywy i zadać sobie pytanie, o co tutaj chodzi ??? (a jak nie wiadomo o co chodzi to na pewno chodzi o pieniądze).
W czym jest problem, ANO - obecni notable w gigantyczny sposób nabrali pożyczek z Banku Światowego, MFW i innych i nagle okazuje się, że zabraknie kasy może nie na kapitał ale nawet i na odsetki ! I co zrobić ???
Najlepiej urżnąć tym co siedzą najniżej np. emerytom lub tym co nie mają prawa głosu np. służby mundurowe ale to nie wszystko.
To nie jest tak, że tylko "nam" dopierają się do siedziska bo cała gromada innych z dnia na dzień zaczyna nie żyć a wręcz wegetować.
Dam Wam przykład: ktoś ze znajomych w okresie od około dwóch miesięcy robiąc zakupy skrupulatnie zapisywał ceny poszczególnych artykułów. Dzisiaj kiedy zrobił małe zestawienie okazało się, że ceny dużej ilości rzeczy sukcesywnie wzrastały (po parę groszy) i w efekcie osiągneły wzrost procentowy od 10 do blisko 40 procent !!! O wzroście cen popularnych mediów nie wspomnę.
Najciekawsze jest to, że sobie swoich diet, apanaży, nagród, dodatków nie zmniejszają a wręcz przeciwnie podnoszą i biorą się za przysłowiową "sól tej ziemi".
To nie będzie trwać wiecznie - ta nadmuchana bańka prędzej czy później pęknie ale wtedy to już będzie za późno.
Szanowny Panie
proszę się nie doszukiwać "kreatywnej statystyki" GUS
po prostu ostatnio bardzo potaniały lokomotywy
jw
Nie po to Tusk zmienił prezesa GUS aby mu się statystyki nie zgadzały ;-)
Trochę już lat przeżyłem na tym świecie i z doświadczenia wiem, że im
bardziej pazerna ekipa dorywa się do "żłobu"/tzn.władzy"/, tym bardziej
nachalnie obsadza swoimi, lojalnymi "kolesiami" kluczowe fukcje w państwie. Muszę przyznać, że obecna ekipa dorównuje w tej hucpie, a może nawet przerasta komunę, z jednym zastrzeżeniem, że tamta desygnowała do kluczowych stanowisk ludzi bardziej kumatych, maskujących w weiększym stopniu zakres machlojek, przy drenażu kieszeni społeczeństwa. Obecna
ekipa czyni to brutalnie i na oślep. Biedni, zostali doprowadzeni do nędzy na pograniczu biologicznej wegetacji. Warstawa emerytów i zatrudnioonych, doprowadzona została do biedy. Drożyzna szaleje, wiem
to, ponieważ robię zakupy niemal codziennie. Opłaty za prąd, gaz, wywóz
nieczystości i podatki wzrosły znacznie. O lekarstwach nawet nie wspominam, bo nawet w reżimowych mediach pokazują zrozpaczonych chorych,
zaskoczonych dużym podrożeniem stosowanych leków. Powracając do raportu GUS-u, mogę jedynie powiedzieć, że traktuję go podobnie jak komunikaty
ministra Rostowskiego, o "dobrym" stanie budżetu!. Obydwa są jednakowo
wiarygodne/?/. Z troską myślę o najbliższych miesiącach, co będzie z Polską, przyjdzie nam żyć, czy wegetować!?.