Historia dwóch dojrzewań

Recenzja książki Ewangelia według Piłata Erica-Emmanuela Schmidta
 
Historia Jezusa z Nazaretu jest w literaturze tak wyeksploatowana, że zdawać by się mogło, iż podejmowanie tego tematu graniczy z jakimś twórczym samobójstwem. Tymczasem zdarza się to nierzadko; także pośród twórców uznanych, których zapewne gna pragnienie zmierzenia się z czymś wyeksploatowanym do granic możliwości, bo tylko wtedy można stawić czoła prawdziwej groźbie epigonizmu. A może jest tak, że temat ów jest bezdenną studnią inspiracji twórczej?

W ramach tej „okołojezusowej” twórczości powstało także niemało ewangelii. Nie mam tu na myśli apokryfów tylko dzieła literackie stylizowane na bardziej lub mniej „dobrą nowinę” w zależności od tego, czy intencją twórcy były ambicje ewangelizacyjne, czy bluźniercze. Mieliśmy zatem ewangelie: według Judasza (Henryk Panas), według łotra (Adam Wiśniewski-Snerg), według syna (Norman Mailer), według Afraniusza (K. J. Yeskov), według Marii, matki Jezusa (Marek Halter), według Marii Magdaleny (Kathleen McGowan), według Rzymu (James G. McCarthy) i zapewne szereg innych, o których nie obiło mi się o uszy (pomijam tu powieści opowiadające o życiu Jezusa, lecz inaczej tytułowane – takie jak „Ben Hur” L. Wallace’a, „Szata” L.C. Douglasa, „Jezus z Nazaretu” R. Brandstaettera etc.). Z tematem zmierzył się także Eric-Emmanuel Schmidt, francuski filozof, dramaturg, eseista i powieściopisarz (ur. 1960), pisząc powieść „Ewangelia według Piłata”.
Schmidt bywa porównywany z Paulo Coelho, co uważa za obraźliwe (zob. wywiad Kamilli Staszak w „Wysokich obcasach” - 10.09.2010). Za jego najważniejsze osiągnięcie uważa się powieść „Oskar i pani Róża” wydaną w 2002 r. - znalazła się ona obok Biblii, „Trzech muszkieterów” i „Małego Księcia” na szczycie rankingu książek, które zmieniły czyjeś życie opublikowanym przez pismo literackie „Lire”.

„Ewangelia według Piłata” powstała dwa lata wcześniej. Szybko znalazła się na listach bestsellerów, jako jeden z najbardziej rozchwytywanych i najgoręcej dyskutowanych tytułów. Zdobyła Grand Prix czytelniczek magazynu „Elle”. Została już przetłumaczona na dziesięć języków.
Tytuł nie do końca odzwierciedla zawartość książki, jako że składa się ona z dwóch części. W pierwszej mamy do czynienia raczej z „Ewangelią według Jezusa” - jesteśmy bowiem świadkami rozmyślań Nazarejczyka dokonującego w Ogrójcu remanentu swojego życia wobec świadomości czekającej Go nieuchronnie śmierci, którą sam sprowokował, bo uważał ją za niezbywalny element spełnienia swej misji.

Towarzysząc temu aktowi, przekonujemy się, że świadomość mesjańskiego posłannictwa pojawiała się w Jeszui stopniowo. Był normalnym dzieckiem, choć wyróżniał się marzeniami i fantazyjnymi snami, w których latał nad nazarejskimi polami i wzgórzami - ale któż ich w dziecięctwie nie ma? Jako dziecko uważał siebie za Boga, lecz z perspektywy dorosłości twierdził, że to najnaturalniejsza w świecie skłonność dzieci, które nigdy nie były bite. A dorośleć to wyzbywać się złudzeń. Więc im bardziej doroślał, tym przeciętniejszym stawał się człowiekiem. Prowadził warsztat stolarski po Józefie (którego miał za ojca i kochał jak ojca), choć daleko Mu było do jego kunsztu. Ale po opłakiwanej przez 3 miesiące śmierci Józefa, Jeszua odnajduje w sobie coś, co jednak wyróżnia Go z przeciętności. Pojawia się w Nim „parcie na miłość”. Mówi do matki słowa dziwnie nam, Polakom bliskie: spieszmy się powiedzieć ludziom, że ich kochamy. Przecież każdy może nagle umrzeć, prawda? Dla tej miłości do wszystkich składa ofiarę z miłości osobistej, miłości do kobiety. Matce mówi krótko: Mamo, nie nadaję się do zwyczajnego życia.

Cały następujący po tym ciąg zdarzeń: od spotkania Jana Chrzciciela, który rozpoznaje Jeszuę jako Wybrańca Bożego, poprzez doświadczenie pustyni, gdzie musi stoczyć walkę ze zwątpieniem, po utarczki z faryzeuszami i kapłanami umacnia w świadomości Jeszui tę diagnozę Jana Chrzciciela. Jeszua mówi wprost zgorszonej matce: Ojcem, o którym mówię, jest Bóg, mamo.

Ciekawe są także wykreowane przez autora wizje Heroda i Judasza. Ten pierwszy jest gorącym zwolennikiem Joszui, zaś drugi – ulubionym uczniem, który przekonuje Go o Jego mesjańskim powołaniu i za zgodą i cichym porozumieniem wydaje na śmierć: gdy Judasz wychodzi z Wieczernika, aby to uczynić, Jeszua mówi mu z czułością: „Dziękuję”. Pozostaje jednak człowiekiem do końca - tuż przed pojmaniem boi się i ma chwile zwątpienia.

Drugą część powieści stanowi relacja Piłata, mająca formę listów pisanych do brata w Rzymie. Rozpoczyna się ona już po śmierci Jezusa. Śmierć ta jest w relacji mało znaczącym incydentem, przytłoczonym bogactwem wydarzeń podczas święta Paschy: Obyło się bez większych incydentów. Dla porządku aresztowało się piętnastu ludzi, a trzech ukrzyżowało, czyli mniej niż zazwyczaj. Potem jednak pojawia się afera ze zmartwychwstaniem i wątek Jeszui wychodzi na plan główny. Oczywiście, Piłat, jak przystało na Rzymianina, ufny w moc racjonalnego myślenia, ani myśli uwierzyć w ten cud cudów, konstruując coraz to nowe hipotezy mające fakt zmartwychwstania objaśnić (dziś powiedzielibyśmy: naukowo). Jednak, częściowo pod wpływem żony Klaudii Prokuli, która w wizji autora jest wyznawczynią Nazarejczyka, częściowo zaś z powodu upadania kolejnych hipotez tłumaczących zniknięcie ciała z grobu, dokonuje się w Piłacie przemiana. Gdy Prokula podąża za Zmartwychwstałym do Galilei, Piłat rusza jej tropem. W tym miejscu muszę wyrazić przypuszczenie, że autor inspirował się (do granicy plagiatu) powieścią Mika Waltari „Trylogia rzymska - Tajemnica Królestwa”. Podróż ta staje się źródłem kolejnych duchowych doświadczeń, które dodatkowo pogłębiły przemianę. Tak o tym sam pisze do brata: Często skarżę się Klaudii: przedtem byłem Rzymianinem, który wiedział, teraz stałem się Rzymianinem, który wątpi. A ona się śmieje. Klaszcze w dłonie, jakbym wykonywał przed nią cyrkowy numer: - Wątpić a wierzyć, to jest to samo, Piłacie. Tylko obojętność jest ateistyczna.
Mimo tak dogłębnego doświadczenia, przemiana nie jest ostateczna: Piłat pozostaje jednak sobą, przypominając troszkę sienkiewiczowskiego Petroniusza: Nie będę więc nigdy chrześcijaninem, Klaudio. Ja bowiem niczego nie widziałem; wszystko przegapiłem, przybyłem za późno. Gdybym chciał wierzyć, musiałbym najpierw uwierzyć w świadectwo zostawione przez innych.
Prokula odpowiada mu przekornie: A więc, być może, ty jesteś pierwszym chrześcijaninem?

Powieść jest więc historią dwóch dojrzewań, dwóch przemian: Jeszui z człowieka w Mesjasza i Piłata z zadeklarowanego racjonalisty w człowieka, co prawda wciąż stąpającego twardo po ziemi, lecz rozumiejącego, że nie wszystko daje się ująć w ryzy wiedzy, że, jak sam stwierdza, trzeba wierzyć i rozumieć.
Autor pisze o historii Jezusa z pozycji człowieka wierzącego, choć niekoniecznie w sposób ortodoksyjny. Zapytany w wywiadzie czy wierzy w Boga, odpowiada:
- Tak. Jest dla mnie sensem całego istnienia, porządkiem rzeczy i istotą stworzenia. Ale nie miesza się do ludzkich spraw. Nie rozwiązuje problemów. Ale jest. Nigdy Go o nic nie proszę, bo wiem, że tego nie otrzymam. Bóg nie spełnia zamówień jak firma wysyłkowa. Modlę się, ale raczej po to, by się napełnić czymś ważniejszym niż byt materialny.
Może nie do końca podzielam ten rodzaj wiary, ale nakreślona przez Schmidta (włożona w usta Prokuli) wizja Jezusa i Jego posłannictwa jest mi bardzo bliska:
Jeszua nie miał żadnego powodu, aby tutaj zostać. Wystarczy, że przyszedł ten jeden raz. Nie powinien bowiem dostarczać zbyt wielu dowodów. Gdyby ukazywał się stale, w sposób namacalny i oczywisty, wywierałby tym samym nacisk na ludzi, zmuszałby ich do oddawania mu czci, podporządkowałby ich prawu naturalnemu, czemuś takiemu jak instynkt. Tymczasem on stworzył człowieka wolnym. I zdaje sobie sprawę z tej ludzkiej wolności, pozostawiając nam możliwość wyboru wiary lub niewiary. Czy można być zmuszonym do tego, żeby na coś przystać? Czy można być zmuszonym do miłości? Człowiek powinien dysponować sobą, zgodzić się na to, by uwierzyć, i na to, by kochać. Jeszua szanuje ludzi. Poprzez swoje dzieje daje nam znak, zostawia nam jednak swobodę interpretacji tego znaku. Za bardzo nas kocha, by nas do czegokolwiek zmuszać. Dlatego, że nas kocha, pozwala nam wątpić. Ta cząstka wyboru, który nam pozostawia, to inne imię jego tajemnicy.
 
Tytuł książki: EWANGELIA WEDŁUG PIŁATA       
Autor książki: Schmitt Éric-Emmanuel
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 242
Format: 13 x 20,5
Nr ISBN: 9788308043417
Język oryginału: francuski

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika dogard

19-04-2013 [13:31] - dogard | Link:

JAK WYGLADA ROZMOWA TURNAUA Z TOBA.Nawet wirtualna.

Obrazek użytkownika tsole

19-04-2013 [13:43] - tsole | Link:

Ten pan mnie nie interesuje a już tym bardziej rozmowa z nim.

Obrazek użytkownika dogard

19-04-2013 [18:54] - dogard | Link:

mnie cieszy.

Obrazek użytkownika jozef

19-04-2013 [14:57] - jozef | Link:

W każdą niedzielę idę do kościoła z jakąś prośbą. Już tam Bóg dobrze wie której prośby wysłuchać, co mi wyjdzie na dobre.