Nie zgadzam się z twierdzeniami, że „Rzeczpospolita” zręcznie wmanewrowała Jarosława Kaczyńskiego w smoleńską narrację. Nie zgadzam się ze wszystkimi ubolewającymi, że kilka słów prawdy wypowiedzianych przez niego na konferencji prasowej „zmarnowało” sondażowy wzrost Prawa i Sprawiedliwości. Nie zgodzę się z nikim, kto sugeruje, że Cezary Gmyz uczestniczył w jakimś spisku, mającym ośmieszyć śledztwo prowadzone przez Zespół Parlamentarny.
Jest kilka okoliczności, które umknęły podejrzliwcom i życzliwym krytykom.
Po pierwsze – Jarosław Kaczyński nie należy do ludzi, których można „wmanewrować”. Jeśli w ten sposób zareagował na informacje podane w artykule prasowym, to znaczy, że zrobił to z pełną świadomością wszelkich konsekwencji, z koniecznością tłumaczenia kondycji polskich mediów włącznie. Wycofanie się „Rzeczpospolitej” i wiernopoddańcze stwierdzenie „pomyliliśmy się” - były do przewidzenia. Bardzo poważnie zastanawiałabym się nad intencjami Cezarego Gmyza dopiero wtedy, gdyby jego rodzima redakcja tego… nie zrobiła. W państwie Platformy Obywatelskiej byłoby to w najwyższym stopniu podejrzane i wskazywałoby na perfidną zmowę.
Nie zapominajmy, że odkrycie środków wybuchowych we wnętrzu wraku TU- 154 jest pierwszym dowodem na zamach. Nie - poszlaką, nie – logicznym wnioskiem, nie wynikiem żmudnych wyliczeń i badań wybitnych naukowców, nie efektem konfrontacji masakry smoleńskiej z innymi katastrofami lotniczymi, lecz – DOWODEM. Niech nas nie dziwi szaleńcze zamieszanie w szeregach beneficjentów Smoleńska i brutalny atak medialnej sekty pancernej brzozy. Oni toną i wpadają w histerię. Właśnie stracili ostatni punkt oparcia. Cała ich hucpa brała się z braku bezpośrednich dowodów. Bezczelnie śmiali się w twarz rodzinom Ofiar i opowiadali duby smalone, ufni w swoją bezkarność. I nagle się to wszystko zawaliło. Wszystkie skrzętnie, na chama, na siłę sklejane elementy wadliwej układanki rozleciały się i są całkowicie bezużyteczne.
Czy w takich okolicznościach uprawnione były słowa Jarosława Kaczyńskiego o „niewyobrażalnej zbrodni”? Po stokroć TAK. Gdyby brat zamordowanego Prezydenta, lider opozycji nie wypowiedział tych słów w takich okolicznościach, natychmiast po publikacji artykułu – to pozwoliłby sobie wytrącić z rąk nie tylko inicjatywę, ale i pierwszy ujawniony dowód w tej sprawie. Gdyby przeszedł nad nim do porządku dziennego albo w jakikolwiek sposób się wobec niego zdystansował – to zrujnowałby pracę wszystkich, którzy mozolnie, milimetr po milimetrze odkrywają prawdę - bo już nigdy żaden dowód w tym śledztwie nie zostałby przez nikogo potraktowany poważnie.
Wściekłości „Salonu” nie wzbudziły słowa Jarosława Kaczyńskiego. Wściekłość „Salonu” wzbudziło to, że JE WYPOWIEDZIAŁ. Że nie pozwolił zlekceważyć i przemilczeć bardzo ważnych faktów, a w dodatku – o zgrozo! – wywołał, wypowiadając słowa tak mocne, zainteresowanie światowych mediów. A nie jest to tylko zainteresowanie słowami, lecz także zamachem smoleńskim i kondycją moralną rządu sprawującego władzę w Polsce. Obojętność świata na to, co się stało w Smoleńsku nie wynikała z wygodnictwa ani z bezduszności. Ta obojętność – to reakcja na sposób prowadzenia oficjalnego śledztwa i na martwą ciszę, którą pozwoliliśmy sobie narzucić wtedy, w kwietniu. Świat uznał, że Polakom jest wszystko jedno. Bywało, że świat chętnie posiłkował się „pijanym generałem”, bo to najprostsze wytłumaczenie – dlaczego Polacy milczą. Ze wstydu…
Czy udałoby się kiedykolwiek odkłamać tę potwarz, gdyby Jarosław Kaczyński nie wypowiedział takich słów? Chyba nie.
Prezentacja następnych dowodów (uważam, że gdyby nie istniały, nie powołano by Zespołu Parlamentarnego; Minister Macierewicz, Premier Kaczyński i inni poważni politycy nie zajmowaliby się domniemaniami i grą w ciemno) nie miałaby sensu bez zainteresowania nią światowych mediów i sojuszników. Przemknęłaby jak meteor albo zostałaby wręcz przemilczana przez dyspozycyjny polski mainstream. Teraz już się nie da. Nie da się przemilczeć. A wszelkie ataki tylko wzmagają zainteresowanie sprawami polskimi. Obecny premier może sobie wychodzić i szlochać: „zabierzcie ode mnie tego Jarka, bo ja nie mogę się z nim bawić!” - to już niczego nie wstrzyma. No, może za wyjątkiem następnych odznaczeń niemieckich. Artykuły w Le Monde i podobnych organach też tylko podgrzewają atmosferę. (Panie Smolar, wyświadcza Pan niedźwiedzią przysługę!)
A „Rzeczpospolita”? Pewnie przetrwa. Przewiduję mnogość komunikatów i sprostowań.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5597
Premier Kaczynski wie co robi i chwala mu za to.Nie chce sie powtarzac, wiele razy o tym pisalem , ze niektorzy blogerzy, profesorowie nawet itd.dali sie nabrac na prowokacje, ktora bylo wlasnie to, ze moze tekstu nie puszcza a jak puszcza to Premier Kaczynski pusci to mimo uszu. I wtedy za pol roku by to wygrzebali i obwinili Rzeczpospolita o zatajenie waznej informacji a Premiera Kaczynskiego o bojazliwosc, brak odwagi a moze nawet wspoludzial w spisku! Tak, to byla prowokacja ale o jeden ruch dalej niz siegaja oczy i umysl niektorych z naszych blogerow. Rzepa i Prezes Kaczynski zrobili to, co do nich nalezalo a prowokacja byla obliczona wlasnie na to, aby tego nie zrobili, co w oczywisty sposob oslabilo by oboz niepodleglosciowy.Myslenie o jakichs wyimaginowanych lemingach, ktorych daloby sie przeciagnac na nasza strone, to mzonki. Powinnismy najpierw zadbac, aby do wyborow i na ulice-jesli zajdzie taka potrzeba- przyszli ci, co z nami sie zgadzaja a mimo to niechodza na wybory! Pozdrawiam serdecznie.
Dzięki!
Serdecznie pozdrawiam!
Pozdrawiam serdecznie!
Serdecznie Cię pozdrawiam.