Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Jak Śląska Kasa Chorych pokazała, że system może działać i dlaczego właśnie musiała zniknąć.

mjk1, 09.12.2025

Lekcja, która bolała polityków.

   W historii III RP rzadko pojawiają się instytucje, które działają lepiej, szybciej i sensowniej niż przewidywali ich autorzy. Jeszcze rzadziej pojawiają się instytucje, które działają zbyt dobrze, na tyle dobrze, że stają się problemem politycznym. Taką instytucją była Śląska Kasa Chorych. Działała sprawnie, wprowadzała rozwiązania wyprzedzające swój czas, negocjowała twardo, pilnowała jakości, informatyzowała system, skracała kolejki, wymuszała efektywność. Jednym słowem - robiła to, co w polskiej ochronie zdrowia wydaje się dzisiaj fantastycznym snem: zarządzała realnie, a nie propagandowo.

I właśnie dlatego musiała zniknąć. W III RP nie nagradza się sukcesu, lecz go ujednolica, rozmywa i centralizuje, by przypadkiem nie stał się punktem odniesienia. Zamiast naśladować najlepszych, wygodniej jest ich rozmontować.

Śląski sukces - fenomen, którego nie wypadało chwalić.

Zacznijmy od faktów, choć nie są one obowiązkowe, tu jednak są niezbędne, bo prawda sama w sobie jest prowokacją.

Śląska Kasa Chorych miała to, czego brakowało innym regionom:

  1. Dużą liczbę pracujących, czyli wysokie wpływy ze składek.
  2. Racjonalne zarządzanie - nie, nie idealne, ale o kilka klas lepsze niż standardy epoki.
  3. Odważne wdrożenia - informatyzacja, standardy jakości, szybkie rozliczenia.
  4. Brak politycznego ubezwłasnowolnienia - kierownictwo nie bało się wymagać od placówek.
  5. Jasne reguły: pieniądze idą za leczeniem, a nie za znajomościami.

   Połączenie tych czynników sprawiło, że ŚKC zaczęła odstawać od reszty kraju jak sportowiec trenujący codziennie pośród amatorów, którzy wychodzą na bieżnię raz w tygodniu. Nic więc dziwnego, że pacjenci mówili o niej z uznaniem. Nic dziwnego, że lekarze mieli z nią lepsze relacje niż z innymi kasami. Nic dziwnego, że kolejki skracały się w sposób zauważalny, a szpitale były zmuszane do poprawy jakości. Ale w polskiej polityce sukces jest afrontem.

Konkurencja w służbie zdrowia: genialna herezja.

   Prawdziwy problem z kasami chorych nie polegał na tym, że działały lepiej lub gorzej. Problem polegał na tym, że działały różnie. A to była zbrodnia w oczach polityków centralistów. Bo skoro można było wybrać lepszą kasę, to znaczy, że obywatele mieli element wolności, wyboru, wpływu. A skoro jedne kasy radziły sobie lepiej, a drugie gorzej, to pojawiało się pytanie: dlaczego? A pytania o efektywność to najgorsze pytania w systemach, które wolą działać na autopilocie. Śląska Kasa Chorych była zagrożeniem, nie dlatego, że była zła, lecz dlatego, że była zbyt dobra. Udowadniała, że konkurencyjność, decentralizacja i lokalna odpowiedzialność mogą działać lepiej niż centralna biurokracja. To było niebezpieczne. To było politycznie niewygodne. Bo jeśli gdzieś działa lepiej, znaczy to automatycznie, że gdzie indziej działa gorzej a to już nie jest narracja, którą ochoczo sprzedaje się wyborcom.

Likwidacja przez „reformę” - polska specjalność narodowa.

   W roku 2003 dokonano chirurgicznego cięcia: zlikwidowano wszystkie kasy chorych i utworzono NFZ. Oficjalnie - dla „uspójnienia systemu”, „równości dostępu” i „racjonalizacji zarządzania”. Nieoficjalnie, by pozbyć się struktur, które wymknęły się spod kontroli polityków i nie poddawały się łatwej wymianie kadr. Centralizacja ma jedną, wielką zaletę dla rządzących: umożliwia obsadzanie stołków. I jedną wielką wadę dla pacjentów: zabija jakąkolwiek odpowiedzialność lokalną. Po 2003 roku polski system zdrowia stał się jak ocean betonu: jednolity, twardy i niezmienny. Wszystko trzeba było załatwiać przez centralę. Każda innowacja wymagała warszawskiej zgody. Każda decyzja była przerzucana jak gorący kartofel. Każda reforma tonęła w gąszczu przepisów i interpretacji. Efekt? Kolejki dłuższe. Frustracja większa. Lekarze coraz bardziej wypaleni. Pacjenci coraz bardziej bezradni a politycy, coraz bardziej pewni, że wystarczy „dosypać pieniędzy”, żeby było dobrze. Problem w tym, że w ochronie zdrowia pieniądze są jak woda w domu z nieszczelną instalacją: można wlewać ich coraz więcej, ale jeśli rury są dziurawe, całość i tak ucieka pod podłogę.

Dlaczego dziś wszyscy powtarzają te same błędy.

Co robią dziś rządzący i opozycja? Wszyscy jednogłośnie mówią:

„Trzeba zwiększyć finansowanie służby zdrowia!”

Świetnie. Tylko że to samo mówili w 2007, 2011, 2015, 2019 i 2023. Wszyscy dosypywali. Wszyscy próbowali łatać. Nikt nie naprawiał mechanizmów. Dosypywanie pieniędzy do systemu bez konkurencji, bez odpowiedzialności, bez bodźców jakościowych i bez lokalnej autonomii jest jak zaklejanie pękniętej rury taśmą klejącą - może pomoże na chwilę, ale prędzej czy później wszystko i tak zaleje wodą. Śląska Kasa Chorych udowodniła coś, czego boją się dziś wszyscy politycy: Pieniądze to tylko paliwo. To silnik i kierowca decydują, czy samochód jedzie.

Dlaczego rozwiązanie istnieje - ale nikt nie ma odwagi go wypowiedzieć.

To rozwiązanie jest brutalnie proste:

Najpierw trzeba przywrócić konkurencję i odpowiedzialność,

a dopiero potem dosypywać pieniędzy. Bez pierwszego, drugie jest wyrzucaniem budżetu przez okno. To oznacza regionalnych płatników, mierniki jakości, pilotaże innowacji, decentralizację decyzji, rozliczalność, bodźce premiujące lepszych i odwagę, by powiedzieć: nie wszystkie instytucje są równe. To politycznie niepopularne. To medialnie ryzykowne. To wymaga odwagi cywilnej. Nic dziwnego, że nikt, ani rząd, ani opozycja, nie chce tego dotknąć. Wszyscy wolą mówić: „dorzućmy miliardy”. Bo miliardy brzmią jak rozwiązanie. Bo miliardy kupują czas. Bo miliardy można przedstawić jako sukces. Problem w tym, że miliardy nie leczą systemu. Leczy go konstrukcja.

Największy paradoks tej historii.

   Śląska Kasa Chorych była najbliżej tego, co można nazwać rynkową logiką w publicznej ochronie zdrowia: nie „komercjalizacją chorób”, lecz konkurencją zarządzania. Konkurencją, która działała. Tak, Śląsk miał lepsze warunki demograficzne. Ale lepsze warunki można zaprzepaścić a ŚKC nie zaprzepaściła. Przeciwnie: wykorzystała je z nawiązką. I tu tkwi największy paradoks:

To, że coś działało, stało się powodem, by to zlikwidować.

Bo nic tak nie kompromituje państwowej bylejakości jak udany przykład, który pokazuje, że można inaczej.

Siła tej historii dzisiaj.

   Dzisiaj Śląska Kasa Chorych stała się symbolem niewygodnej prawdy, system może działać, tylko trzeba mu pozwolić. Nie trzeba cudów. Nie trzeba rewolucji. Nie trzeba nawet ogromnych pieniędzy. Trzeba tylko przejrzystości, zarządzania, odpowiedzialności i wolności dla lepszych, aby mogli być lepsi. Nic jednak nie irytuje gorzej działających regionów i centralnych urzędników tak bardzo, jak możliwość porównania ich z kimś, kto radzi sobie lepiej. W Polsce równość oznacza często uśrednienie a uśrednianie oznacza stagnację.

Zlikwidowano kasy chorych nie dlatego, że były złe, lecz dlatego, że jedna z nich była zbyt dobra.

   Śląska Kasa Chorych była dowodem, że system może działać szybciej, mądrzej i skuteczniej - dowodem, który dla jednych był nadzieją, dla innych zagrożeniem. Zamiast więc brać przykład ze Śląska, rząd wybrał łatwiejszą drogę: zniszczył różnicę, zamiast ją wykorzystać. Dziś politycy chcą dosypywać pieniędzy, tak jak strażacy polewają wodą dymiącą ścianę, nie zauważając, że ogień płonie w piwnicy. Pieniądze bez konkurencji i odpowiedzialności są jedynie złotym błotem, błyszczącym, ale wciąż błotem. Jeśli chcemy uzdrowić system ochrony zdrowia, musimy w końcu odważyć się zrobić coś, czego politycy boją się najbardziej:

przestać wyrównywać w dół, zacząć nagradzać tych, którzy potrafią robić więcej za te same pieniądze i przywrócić mechanizmy, które udowodniły swoją skuteczność, zanim zostały pogrzebane przez polityczny beton.

Bo bez tego nawet miliardy nie wystarczą. Bo bez tego będziemy kręcić się w kółko. Bo bez tego każdy kolejny rząd będzie powtarzał tę samą mantrę: „Dosypiemy pieniędzy”.

A pacjenci? Pacjenci będą czekać, jak zwykle. Choć mogliby czekać krócej. Bo przecież już kiedyś czekali. I to właśnie jest największa tragedia tej historii.

  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 182
Marek Michalski

Marek Michalski

09.12.2025 11:27

Nie będzie konkurencji, póki to pacjent nie będzie wydawał pieniędzy na leczenie (własnych i/lub przydzielonych w postaci bonu, centralnych w pewnej grupie sytuacji). Tylko w ten sposób określone mogą być potrzeby pacjentów a nie uzdrawiaczy świata.

mjk1

mjk1

09.12.2025 12:01

Dodane przez Marek Michalski w odpowiedzi na Nie będzie konkurencji, póki…

Rozumiem Pana punkt widzenia Panie Marku, ale chciałbym zwrócić uwagę na kilka kwestii, które często umykają w takiej dyskusji.

Konkurencja w systemie publicznym nie wymaga, żeby pacjent płacił z własnej kieszeni.
W modelu kas chorych to nie pacjent wydawał pieniądze, tylko płatnik, którego pacjent wybierał. I to właśnie ten wybór wymuszał konkurencję. To mechanizm znany z wielu państw: w Holandii, w Niemczech, w Szwajcarii, w niektórych landach Austrii. Tam pieniądz publiczny również jest przekazywany przez płatnika, nie przez pacjenta bezpośrednio a mimo to konkurencja działa.

Pacjent nie musi sam wydawać pieniędzy, żeby system reagował na jego potrzeby.
Potrzeby pacjentów określa się poprzez ich wybory (np. zmiana kasy/płatnika), dane epidemiologiczne, analizę zgłoszeń i kolejek, kontrolę jakości świadczeń i przejrzyste kontraktowanie. To wystarcza, żeby płatnicy konkurowali o jakość i dostępność usług. Nie wymaga to od chorego podejmowania decyzji przy kasie, tylko racjonalnej struktury systemu.

„Bon zdrowotny” nie jest jedyną formą przywracania konkurencji.
To jest jeden z modeli, ale nie jedyny i nie zawsze najlepszy. Bon zdrowotny przerzuca odpowiedzialność na pacjenta, a to zwiększa nierówności, obciąża ludzi mniej zamożnych, prowadzi do rezygnacji z profilaktyki i ogranicza leczenie przewlekłe u osób, które mają najmniej zasobów. Dużo bezpieczniejszy i bardziej efektywny jest model: publicznego finansowania, pluralizmu płatników i prawa wyboru płatnika przez pacjenta. To działa w Niemczech i działało u nas.

Śląska Kasa Chorych była najlepszym dowodem, że konkurencja może powstać bez obciążania pacjenta kosztami.
Pacjent nie płacił więcej. Państwo nie płaciło więcej. A system i tak działał lepiej, bo płatnik miał motywację. Mógł upaść albo być przejęty. Miał swobodę zarządzania. Był oceniany przez pacjentów i musiał negocjować, a nie tylko rozdawać pieniądze.

Wydatki publiczne zawsze będą największym źródłem finansowania ochrony zdrowia.
Nawet w USA ponad połowa wydatków to pieniądze publiczne. Dlatego kluczowe nie jest to, skąd biorą się środki, lecz:
KTO i NA JAKICH ZASADACH nimi zarządza.

Reasumując. Można więc przywrócić konkurencję w ochronie zdrowia bez obciążania pacjentów dodatkowymi kosztami. I są na to gotowe modele, które działają w wielu krajach. To nie bon zdrowotny jest warunkiem konkurencji, tylko pluralizm płatników i realny wybór pacjenta. Pacjent nie musi „wydawać pieniędzy”, żeby system zaczął reagować na jego potrzeby, wystarczy, że może wybrać płatnika, który robi to w jego imieniu lepiej.

Właśnie o tym mówi teraz "młody" Sośnierz u Klarenbacha, zatykając jakiegoś lewicowego Karolka tak, że ten "języka w gębie zapomniał". 

Marek Michalski

Marek Michalski

09.12.2025 12:45

Dodane przez mjk1 w odpowiedzi na Rozumiem Pana punkt widzenia…

"W modelu kas chorych to nie pacjent wydawał pieniądze, tylko płatnik, którego pacjent wybierał."

Chodzi właśnie o to, by wydawał sam, aby powstała realna wycena świadczeń. Realna z punktu widzenia potrzeb pacjenta, a nie ministra finansów, zarządcy, czy kogokolwiek, kto wydaje cudze pieniądze na cudze potrzeby.

Biologii nie da się przeskoczyć.

"Wydatki publiczne zawsze będą największym źródłem finansowania ochrony zdrowia."

Tak będzie, bo ideałem, do którego nas dążą jest, by 100% potrzeb człowieka było realizowane z "wydatków publicznych". "Nic nie będziesz miał i będziesz szczęśliwy".

mjk1

mjk1

09.12.2025 14:27

Dodane przez Marek Michalski w odpowiedzi na "W modelu kas chorych to nie…

Rozumiem argument o „wydawaniu własnych pieniędzy”, ale w ochronie zdrowia ten mechanizm nie działa tak samo jak na typowym rynku i to z powodów czysto biologicznych, nie ideologicznych.

„Realna wycena świadczeń” przez pacjenta jest iluzją. Pacjent zwykle nie ma kompetencji ani informacji, by ocenić, jakie procedury są konieczne, jaka jakość jest odpowiednia, jakie są ryzyka alternatywnych terapii i kiedy oszczędność w krótkim terminie pogorszy jego zdrowie. To lekarz decyduje, nie pacjent. A pacjent w sytuacji choroby ciężkiej lub nagłej nie może podejmować „racjonalnych decyzji rynkowych”, bo działa pod presją życia i ograniczonej wiedzy. To dlatego rynki zdrowia zachowują się inaczej niż rynki dóbr konsumpcyjnych. 

Decyzje o leczeniu zawsze ktoś podejmuje za pacjenta. Może to być,  lekarz, płatnik publiczny, płatnik prywatny lub kasa chorych. Przerzucenie płacenia na pacjenta nie zmienia tego, kto realnie decyduje - zmienia tylko to, kogo nie będzie stać na leczenie.

System, w którym pacjent płaci sam, jest najbardziej kosztowny i najmniej efektywny. Dowód? USA. Najbardziej „rynkowy” kraj świata ma, najwyższe koszty na świecie, najsłabszą efektywność, największe obciążenie pacjenta i ogromne nierówności w dostępie. I to nie przez socjalizm, tylko dlatego, że rynek nie potrafi właściwie wycenić usług, których pacjent sam ocenić nie może.

Konkurencja płatników działa bez obciążania pacjenta. To nie teoria - to praktyka: Niemcy, Holandia, częściowo Francja, Austria, Czechy. Pacjent wybiera płatnika, płatnik wybiera świadczeniodawców. I to płatnik konkuruje o pacjenta, a nie pacjent szuka najtańszego lekarza jak najniższej ceny kawy. To jest realna konkurencja, bez przerzucania ciężaru finansowego na chorych.

Pieniądze publiczne dominują w systemach zdrowotnych nie dlatego, że „ktoś nas do tego pcha”. Tylko dlatego, że zdrowie to ogromne koszty skupione w niewielkiej grupie ciężko chorych. Rynek prywatny nie jest w stanie sfinansować tak dużego ryzyka. Systemy oparte na prywatnym finansowaniu są droższe i mniej efektywne. To twarda ekonomia zdrowia, nie polityka.

Kluczowy problem nie jest ideologiczny, tylko organizacyjny. Wydatki publiczne będą dominować, ale to nie oznacza centralizacji ani monopolu. Można mieć, publiczne pieniądze, pluralizm płatników, konkurencję między nimi, pełny wybór pacjenta, przejrzyste ceny, rozliczenia za efekty i kontrolę marnotrawstwa. To dokładnie był model kas chorych, szczególnie śląskiej, która wyróżniała się najbardziej.

W ochronie zdrowia nie chodzi o to, aby pacjent płacił. Chodzi o to, aby płatnik konkurował o pacjenta, a pacjent nie bankrutował z powodu choroby. Dlatego logicznym kierunkiem reformy nie jest bon, tylko przywrócenie pluralizmu płatników i ich konkurencji o jakość, tak jak w modelach, które na świecie działają najlepiej.

Marek Michalski

Marek Michalski

09.12.2025 19:01

Dodane przez mjk1 w odpowiedzi na Rozumiem argument o …

"Pacjent zwykle nie ma kompetencji ani informacji"

Jasne, że lepiej wiedzą urzędnicy i eksperci. Pacjent wystarczy jak odda pieniądze i zagłosuje raz na czas.

Nie przekonam Pana, a Pan mnie, ale nie mam nic przeciwko temu, aby Pan się leczył w ten sposób. Wolna wola.

Nawet, z racji wieku, nie zależy mi na zmianach zwłaszcza, że i tak się nie spodziewam po nich niczego dobrego.

USA jest przykładem na złą, bo przeregulowaną służbę zdrowia, w której płaci się na nią podatki, aby na koniec leczyć się prywatnie. W dodatku system prawno-ubezpieczeniowy generuje koszty, które pacjent ponosi. Pamiętam sprzed 35 lat pytanie do profesora medycyny ile zarabia. Powiedział, ze nie powie ile zarabia, ale ile płaci za ubezpieczenie lekarskie: stokilkadziesiąt tysięcy USD (rocznie?). To oczywiście idzie w koszty leczenia wprost, ale dalej jako koszt procedur - dupochronów, aby w papierach się zgadzało.

W systemie amerykańskim działa tez FDA, która doprowadza do nieopłacalności badań nad lekami i wdrażaniu ich na rynek - podobno 1-2mld USD przy 1% szansie sukcesu (wg dyskusji w radio Wnet).

Powiela Pan stereotypy, które oparte są na wielokrotnym ich powtarzaniu i polemizuje z nimi:

"Pieniądze publiczne dominują w systemach zdrowotnych nie dlatego, że „ktoś nas do tego pcha”. Tylko dlatego, że zdrowie to ogromne koszty skupione w niewielkiej grupie ciężko chorych. Rynek prywatny nie jest w stanie sfinansować tak dużego ryzyka."

Nikt nie twierdzi, że system skomunizowany od lat, nagle można zmienić nie licząc się z rzeczywistością. Jednocześnie nikt nie ustalił koszyka świadczeń, ani współfinansowania przez pacjentów z pieniędzy prywatnych i bonów zdrowotnych, aby roszczeniowi pacjenci nie zabierali dostępu do leczenia chorym. Zamiast tego "eksperci" szukają na co by tu nie wydać pieniędzy, aby "interesy na służbie zdrowia były robione" i nie na poziomie mikro uwiedzionej posłanki, tylko na poziomie makro przez wzrost wydatków budżetowych (poszczący rezydenci), do którego pcha nie ktoś, tylko system kreacji pieniądza dłużnego, w którym - jak sam Pan zauważył na blogu Pana Kuźmiuka - deficyt budżetowy jest naturalnym rezultatem. I rezultaty są: zamykamy porodówki, a eksperci gardłują za leczeniem chorób rzadkich (prof.Czauderna).

Jest znany i ten rezultat: "Jeśli zatem uszeregujemy mieszkańców Polski pod względem kosztu leczenia od „najdroższych” do „najtańszych”, to koszt leczenia 1% „najdroższych pacjentów” wynosi 31,5 mld zł z analizowanych 110 mld zł." 

https://www.nfz.gov.pl/a…

Jest to wynik braku sprzężenia zwrotnego i szantażu moralnego, który uprzywilejowuje mniejszość, a reszta niech sobie radzi łokciami jak umie.

To właśnie jest ideologia dzielenia pacjentów na lepszych i gorszych. Rampa w Auschwitz nasuwa się na myśl. To nie rola ani dla lekarzy, ani działaczy.

mjk1

mjk1

09.12.2025 19:48

Dodane przez Marek Michalski w odpowiedzi na "Pacjent zwykle nie ma…

Nie wiem dlaczego nie możemy wprowadzić systemu, który działa w kilku państwach i działał też w Polsce, zanim go zlikwidowano? 

Dlaczego mamy wprowadzać coś eksperymentalnego, gdzie nigdy i nigdzie tego nie wypróbowano nawet pilotażowo?

I ostatnia i najważniejsza sprawa. W systemie pieniądza dłużnego, Kasy Chorych nie spowodują zatrzymania dalszego zadłużania państwa, tylko, co najwyżej, go spowolnią. Trwanie przy NFZ doprowadzi jednak, tylko i wyłącznie do jeszcze szybszego zadłużenia.

Aby zatrzymać degradację państwa, trzeba zmienić system o czym pisałem wielokrotnie. Pisałem też, jak to zrobić.

SilentiumUniversi

Silentium Universi

09.12.2025 13:19

Niestety, służba zdrowia to naturalny monopol. Konkurencję stanowią czarownicy i hochsztaplerzy. Co gorzej, niemal wszyscy monopoliści są zwolennikami jednej partii. No i kto monopoliście podskoczy?

mjk1

mjk1

09.12.2025 14:31

Dodane przez SilentiumUniversi w odpowiedzi na Niestety, służba zdrowia to…

Służba zdrowia nie jest naturalnym monopolem!!! Naturalnym monopolem są wodociągi czy energetyka, gdzie duplikowanie infrastruktury jest nieopłacalne. W ochronie zdrowia infrastruktura jest rozproszona, świadczeniodawców może być wielu, a konkurencja realnie występuje w wielu krajach: Niemcy, Holandia, Szwajcaria, Austria, Czechy.

Monopol jest u nas tylko dlatego, że stworzono go decyzją polityczną!!! likwidując kasy chorych i centralizując system w NFZ. To nie jest konieczność ani „prawa natury”, tylko wybór organizacyjny.

Dlatego dyskusja nie powinna dotyczyć „czy monopol”, tylko czy chcemy mieć wybór płatnika i świadczeniodawcy, czy jednego państwowego niewydolnego molocha. Centralizacja nie wynika z medycyny, wynika z polityki.

mada

mada

09.12.2025 14:24

Za chlerę nie mogę zrozumieć skąd i po co wzięły się limity  przyjęć do lekarzy.

Co robią lekarze jeżeli wyczerpali limity przyjęć?, W szpitalach są lekarze, są urządzenia a nic się nie robi? Czy lekarze pobierają za ten czas wynagrodzenia? co wtedy robią?

Normalnie pracownik podpisuje na pracę 8 godz. w ciągu dnia i pracuje 8 godz. bez żadnych limitów.

Niech mi ktoś powie co robią lekarze po wykonaniu limitów i po co są te limity. Pracuje się 8 godz. i koniec, po co komplikować rzeczy proste.

mjk1

mjk1

09.12.2025 17:07

Dodane przez mada w odpowiedzi na Za chlerę nie mogę zrozumieć…

Limity nie wynikają z „lenistwa lekarzy”, tylko z konstrukcji systemu finansowania. NFZ nie płaci za to, ile lekarz realnie pracuje, tylko za określoną liczbę świadczeń, którą sam wcześniej ustala. To jest mechanizm budżetowy, nie medyczny.

Po co są limity? Bo państwo (NFZ) z góry ustala, ile procedur może sfinansować, żeby nie przekroczyć budżetu.
To limit finansowy, nie organizacyjny ani kadrowy. Czyli NFZ mówi lekarzowi lub szpitalowi - udzielisz tylu i tylu porad w miesiącu, za więcej nie zapłacimy.

Co robi lekarz po wykonaniu limitów? Najczęściej… dalej pracuje, ale, albo wykonuje pracę niefinansowaną przez NFZ (czyli za darmo dla szpitala), albo przełącza się na inne obowiązki, procedury lub dyżury, albo po prostu nie może już przyjmować nowych pacjentów w ramach NFZ, bo placówka nie dostanie za to pieniędzy. Lekarz nie ma wpływu na to, ile NFZ kupi jego pracy.

Czy lekarz dostaje wynagrodzenie za „puste godziny”?
Tak, bo lekarz pracuje na etacie, kontrakcie albo dyżurze czasowym, nie „od porady”. Lekarz nie jest rozliczany jak kasjerka w sklepie - nie dostaje pieniędzy od liczby klientów. NFZ płaci szpitalowi, a szpital płaci lekarzowi za czas pracy. Problem nie jest po stronie lekarzy, tylko po stronie kontraktowania usług przez NFZ.

Dlaczego nie pracują „bez limitu”? Bo szpital nie może wykonywać procedur, za które nie dostanie pieniędzy.
To tak, jakby firma budowlana miała budować domy bez zapłaty, bo „ma przecież sprzęt i pracowników”.

Limity powodują absurd: lekarze są, sprzęt jest, potrzeby pacjentów są, ale pacjent nie zostanie przyjęty, bo… NFZ w tym miesiącu już nie zapłaci. Tak właśnie powstają kolejki, nie dlatego, że lekarze nie chcą pracować, tylko dlatego, że system zabrania placówkom przyjmować pacjentów ponad limit finansowy. Limity są sposobem kontrolowania wydatków NFZ, a nie pracy lekarzy. Gdy płaci się nie za czas pracy, tylko za „liczbę sztuk”, system zaczyna się zachowywać jak fabryka z odgórną normą produkcyjną i pacjent traci najwięcej.

Przewróćmy kasy chorych i problem zniknie. Pytanie: dlaczego nikt tego nie chce?

mada

mada

09.12.2025 19:00

Dodane przez mjk1 w odpowiedzi na Limity nie wynikają z …

Czyli trzeba zlikwidować limity i płacić za pracę. A płaca wg. umowy?

mjk1

mjk1

09.12.2025 20:03

Dodane przez mada w odpowiedzi na Czyli trzeba zlikwidować…

Niekoniecznie Droga Mado. W systemie kas chorych limity wyglądałyby zupełnie inaczej a w wielu przypadkach nie byłoby ich w ogóle. Dlaczego?

Kasa chorych kupuje świadczenia „za pacjentem”, a nie „na miesiąc”. To największa różnica.
Kasa finansuje leczenie każdego pacjenta, który jest do niej zapisany, ponieważ jej pieniądze „idą za pacjentem”, a nie są sztywnie podzielone na 12 miesięcy i „wyzerowane” po przekroczeniu limitu. Czyli, jeśli w marcu zachoruje więcej osób, kasa musi to pokryć, bo inaczej straci pacjentów i reputację. Tego mechanizmu NFZ nie ma, bo jest monopolistą i nie musi konkurować.

Limity nie są potrzebne, gdy płatnicy konkurują. W kasach chorych płatnicy (czyli kasy) konkurują o pacjenta.
A więc, kasa, która odrzuca pacjentów z powodu limitów, traci pacjentów, traci składki i traci kontrakty ze szpitalami. W monopolu NFZ takie konsekwencje nie istnieją. W systemie pluralistycznym, jak w Niemczech, kasy muszą kupować tyle świadczeń, ile wynika z potrzeb ubezpieczonych.

Lekarz i szpital pracują tyle, ile jest pacjentów a nie tyle, ile NFZ pozwoli. W kasach chorych szpitale i poradnie są wynagradzane za wykonaną pracę. Dlatego, jeśli jest więcej pacjentów, to więcej pieniędzy płynie do szpitala, lekarze pracują normalnie, kolejki maleją, kasy negocjują ceny i jakość. System jest elastyczny. Nie ma „odcięcia” przy końcu miesiąca.

Kasy nie mogą ograniczać przyjęć, bo pacjent może zmienić płatnika. To jest najważniejsze. Monopol NFZ może nakładać limity, bo pacjent nie ma alternatywy. W systemie kas chorych, jeśli kasa hamuje dostęp, albo źle zarządza kontraktami, to pacjent przenosi składkę do innej kasy. To dyscyplinuje płatnika, a nie lekarza.

Czy kasy chorych uzdrowiłyby sytuację? Tak, i mamy na to praktyczne dowody. Śląska Kasa Chorych była jedyną, która testowała mechanizmy rynkowe. Efekty były udokumentowane: skrócone kolejki, realna kontrola jakości usług, inwestycje w sieć świadczeń, efektywne negocjacje cen, brak sztucznego długu szpitali. Finansowanie szło za pacjentem, nie za „limitem”. Niemcy, Holandia, Szwajcaria i Japonia działają dokładnie na takich zasadach i są to jedne z najlepszych systemów zdrowia na świecie.

Limity istnieją tylko dlatego, że mamy monopol NFZ. W systemie kas chorych płatnik musi finansować leczenie każdego pacjenta, bo inaczej straci go na rzecz konkurencji. Dlatego kasy chorych nie tylko ograniczyłyby limity, ale po prostu sprawiłyby, że przestałyby mieć sens, tak jak przestały mieć sens w Śląskiej Kasie Chorych, Niemczech czy Holandii. To nie lekarzy trzeba zmieniać, tylko system finansowania.

Na miłość boską, to już wszystko u nas działało. Dlaczego nie możemy do tego wrócić, tylko tkwić przy NFZ albo proponować jakieś bony zdrowotne, których nigdzie nawet nie wypróbowano?

mada

mada

10.12.2025 00:03

Dodane przez mjk1 w odpowiedzi na Niekoniecznie Droga Mado. W…

Kto wymyślił ten system z limitami?

Kasy Chorych mogą bankrytować. Czy inne Kasy będą mogły przejąć pacjentów bez zapaści?, bo przecież wezmą pacjentów bez pieniedzy zmarnowanych przez bankruta?

Zbyszek_S

Zbyszek

10.12.2025 07:42

Przyczyny patologii są ludzkie. Większość, szczególnie ta wyżej, to ludzie, którzy:

  • dostali się tam nie ze względów merytorycznych, ale wskutek innych przyczyn
  • prezentują niski poziom
  • modus operandi ponad wszystko inne to grabienie do siebie

Dlatego w Polsce każda jednostka, przedsięwzięcie czy instytucja wyrastające ponad przeciętność będą niszczone, bo zagrażają owej "przeciętności" scharakteryzowanej w punktach powyżej. To niechciana prawda, ale w sensie większości - tacy jesteśmy i tacy przetrwają. Kluska, Śląska Kasa Chorych i wszystko co może być czymś więcej, będzie zaorane przez tych, którzy nie mogę tego znieść. Zaorane dla ich własnego dobra.

Piotr Pietrasz

Piotr Pietrasz

10.12.2025 07:55

System kas chorych byl pomysłem Unii Wolności wcielonym w życie przez rząd premiera Jerzego Buzka. Po wyborach 2001 r. Ten system zlikwidowano bo wszystkie partie chciały tej likwidacji. Podstawowym argumentem za likwidacją była zbyt mała zamożność polskiego społeczeństwa. Większość regionalnych kas była na minusie.

Rywalizacja w służbie zdrowia występuje. Stąd postępująca niezależnie od opcji politycznej formalna i nieformalna prywatyzacja. Przykład z mojej rodziny. Żona na zabieg reoperacji kręgosłupa przewidziany w NFZ musiałaby czekać 7 lat na sterydach. Oczywiście w przypadku operacji prywatnie to byla kwestia paru miesięcy.

NFZ nie zastąpi prywatnej służby zdrowia. Pytanie podstawowe to jaki zakres i jakiego rodzaju działania medyczne państwo ma refundować.

mjk1
Zawód:
mjk1

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 154
Liczba wyświetleń: 246,856
Liczba komentarzy: 2,614

Ostatnie wpisy blogera

  • Śląska lekcja, której nikt nie chciał i nie chce odrobić.
  • Polski pieniądz bilansowy, czy możemy zrobić to, co Chińczycy, ale demokratycznie?
  • Kapitalizm, którego nikt nie projektował. I dlaczego dziś musi nauczyć się liczyć.

Moje ostatnie komentarze

  • A to prawica i PiS mają jakieś programy Dżabe? Napisz gdzie je znajdę? Chętnie się zapoznam.
  • ASE to nie jest „dziecinnie proste rozwiązanie”, tylko dziecinnie prosta wiara, że można zbudować nowoczesne państwo bez realnych instytucji, bez koordynacji, bez regulacji, bez odpowiedzialności i…
  • Niekoniecznie Droga Mado. W systemie kas chorych limity wyglądałyby zupełnie inaczej a w wielu przypadkach nie byłoby ich w ogóle. Dlaczego?Kasa chorych kupuje świadczenia „za pacjentem”, a nie „na…

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Wotum zaufania
  • Jakiego Państwa tak naprawdę chcemy?
  • Czy za rządzenie odpowiedzialny jest rząd?

Ostatnio komentowane

  • Piotr Pietrasz, System kas chorych byl pomysłem Unii Wolności wcielonym w życie przez rząd premiera Jerzego Buzka. Po wyborach 2001 r. Ten system zlikwidowano bo wszystkie partie chciały tej likwidacji. Podstawowym…
  • Zbyszek, Przyczyny patologii są ludzkie. Większość, szczególnie ta wyżej, to ludzie, którzy:dostali się tam nie ze względów merytorycznych, ale wskutek innych przyczynprezentują niski poziommodus operandi…
  • mada, Kto wymyślił ten system z limitami?Kasy Chorych mogą bankrytować. Czy inne Kasy będą mogły przejąć pacjentów bez zapaści?, bo przecież wezmą pacjentów bez pieniedzy zmarnowanych przez bankruta?

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności