Politycy zawierają bardziej, mniej i zupełnie nietrwałe kolacje, a ci, co popierają rząd, stają się opozycją i odwrotnie. Rok później dojdzie zresztą do przewrotu majowego i ograniczenia władzy parlamentarnej.
W gospodarce trwa kryzys – ludzie niezadowoleni są z reform Grabskiego, dochodzi do obniżki płac pracowników państwowych i podwyżki podatków pośrednich. Robotnicy strajkują. Bezrobotni protestują. Niemcy zarzucają Polsce, że bliżej jej jest do dyktatury, a – jak donosi Londyn – tak potrzebną pożyczkę zagraniczną Polska dostanie, jeśli zgodzi się na współpracę z zagranicą. Oczywiście na jej warunkach. Ważny pociąg Berlin-Tokio ominie Polskę, o czym z nieukrywaną radością informuje Moskwa.
Z bardziej przyziemnych spraw Kasa Chorych w zaledwie trzy lata od swojego powstania jest w finansowym dołku – grozi jej bankructwo, jeśli nie dostanie kredytu. Lekarze są niezadowoleni z warunków pracy i płac. I są przepracowani. Ludzie chorują na potęgę. Także w Łodzi.
Miastem rządzi prezydent Marian Cynarski, sędzia i polityk, która dwa lata później zostanie zamordowany na progu swojego mieszkania przy ulicy Andrzeja 4 przez bezrobotnego brukarza Adama Walaszczyka. Do tego czasu zdąży jednak otworzyć w Łodzi Miejski Kinematograf Oświatowy i Miejską Galerię Sztuki. Zdąży też rozpocząć budowę Parku Ludowego na Zdrowiu, przejąć na rzecz Miasta szpital Poznańskich przy Drewnowskiej 75 oraz Dom Starców i Kalek przy Narutowicza oraz wprowadzić w pogotowiu ratunkowym samochodowe karetki, choć drogi są wciąż fatalne.
Końcówka roku 1925 jest szczególnie gorąca. Robotnicy domagają się samorozwiązania parlamentu. Partie na kongresach, zjazdach i wiecach licytują się, która lepsza. Ale dzięki temu pełne ręce roboty mają satyrycy. Jak choćby Wacław Drozdowski (1895-1951) – rysownik prasowy, ilustrator i autor winiet prasowych i ilustracji do serii komiksowej o Wicku i Wacku. Drozdowski, który od lat 20-tych współpracował z łódzkim Expressem Ilustrowanym oraz wydawnictwem „Republika” stworzył tez m.in. serię komiksową wzorowaną na popularnej wówczas w Europie duńskiej serii Pat i Patachon.
Tak na marginesie, to też jest ciekawa historia. Patryk Zakrzewski w artykule „Od Szalonego Grzesia po Bezrobotnego Froncka. Pradzieje polskiego komiksu, cz. I” (https://culture.pl/pl/ar…) pisze tak:
„Pewnego razu do redakcji "Expresu Ilustrowanego" nie dostarczono na czas matryc z Kopenhagi i dalsze rysowanie serii zlecono grafikowi Wacławowi Drozdowskiemu. Od tego czasu nabrali lokalnego sznytu. Mieszkali w mieście o wdzięcznej nazwie Grajdołek (a które ze wszech miar przypominało ówczesną Łódź), a plansze zaroiły się od postaci, które można było spotkać na rogach polskich ulic: woźniców, stójkowych i podwórkowych rzezimieszków. Z galerii rysunkowych obiboków można jeszcze wspomnieć Bezrobotnego Kubę, który kręcił się po Łodzi kombinując skąd wziąć forsę, albo Pączka i Strączka, dla których "praca to najgorszy wynalazek".
Ale Drozdowski był także autorem szeregu ilustracji satyrycznych, w których nie obca mu była tematyka zdrowotna, oczywiście przedstawiana w politycznym kontekście. Dziś spójrzmy na jeden z jego rysunków opublikowanych 20 grudnia 1925 r. w Ilustrowanej Republice, jak zawsze oddających „satyryczną istotę rzeczy”. Zatytułujmy go – zgodnie z etykietą widniejącą na butelce z wyciekającym eliksirem życia – Bałaganus Socjalnus i dobrze mu się przyjrzyjmy.
I tu pozwólcie, Drodzy Czytelnicy, że zostawię rysunek bez komentarza. Tło do rysunku już dałam powyżej. Niech resztę figura satyry powie sama za siebie, gdyż „kocioł garnkowi przygania, a eliksir zdrowia wycieka”.

----------
Drodzy Czytelnicy Naszych Blogów, tym artykułem wracam po prawie dwuletniej przerwie na łamy tego portalu. Przez ten czas nabrałam zdrowego dystansu do wielu spraw, nie spodziewajcie się więc po mnie soczystych artykułów politycznych ani ożywionych dyskusji w jednym słusznym - takim czy innym ;-) nurcie. Niezależnie od okoliczności zewnętrznych ja czuję całkowicie wolna i będę tu publikować to, czym akurat będę chciała się podzielić i zwykle będzie to bez związku z obecną polityką. Ponieważ moimi ulubionymi obszarami do pisania felietonów jest historia medycyny, to całkiem prawdopodobnie że najwięcej tekstów będzie właśnie w tym temacie. A że ktoś dostrzeże w nich analogię do współczesności to już będzie jego problem :-).
I oczywiście nieustająco zapraszam Was do mojej enklawy, czyli na OPOWIEŚCI WĘDROWNE, gdzie jest nie tylko coś do poczytania, ale i do oglądania, a przede wszystkim znajdziecie tam wytchnienie od politycznych nawalanek. Zachęcam. Bo zdrowie, poza wolnością, jest najważniejsze!
Wreszcie będę miał wsparcie ;)