Proroctwo źle zrozumiane?

Szanowni.

Ponieważ historia przyśpieszyła, wzrosło zapotrzebowanie na wizje jasnowidzów i przepowiednie wróżów, które mają tę zaletę, że każdy powinien móc znaleźć w nich coś dla siebie - w tym sensie, że ci co to-to czytają/słuchają/oglądają, pewnie wyszukają w nich to, co im akurat w duszy gra, bez względu na późniejszy rozwój wypadków.

Generalnie na tym polega umiejętność bycia płatnym wieszczkiem, ale to wiadomo od wieków: ostatecznie słynna pisana przepowiednia Sybilli ma już coś ze dwa i pół tysiąca lat, będąc klasycznym przykładem wróżby typu: "Na dwoje babka wróżyła" (brzmiała po łacinie: "Ibis redibis non morieris", po grecku: "ἤξεις ἀφήξεις οὐ θνήξεις ἐν πολέμῳ", prawie to samo i prawie ta sama sztuczka językowa, w zależności od akcentowania przy czytaniu, albo mamy "Idziesz, wrócisz, nie zginiesz", albo "Idziesz, nie wrócisz, zginiesz" - w naszym języku taki numer by nie przeszedł, widać praszczury były za cwane).

Ale oprócz rozmaitych "wróżów Jerzów" czy tam innych, mających wizje kurzych jaj po 3,50 za sztukę i w przedziwny sposób łączący umiejętność widzenia przyszłości za pieniądze cudze, z dziwną niechęcią do grania na giełdzie lub w totka za pieniądze własne, mamy też i prawdziwych proroków.

Nie "mieliśmy", tylko "mamy", nawet jak nie żyją tu, na Ziemi, od lat, jak o. Klimuszko, czy od stuleci, jak wielu innych.

Jednym z nich, pewnie celowo przemilczanym, choć jako autor Ślubów Lwowskich Jana Kazimierza, to w zasadzie jedna z ważniejszych postaci w naszej historii, jest św. Andrzej Bobola SJ (jezuita, znaczy, gdyby ktoś nie wiedział), męczennik z wyjątkowym okrucieństwem zamordowany w Pińsku 16 maja 1657 r., czczony zgodnie przez grekokatolików, prawosławnych cerkwi ukraińskiej oraz oczywiście katolików, za którego przyczyną miały miejsce liczne uzdrowienia i nadzwyczajne zdarzenia w wielu życiorysach ludzi polecających się jego wstawiennictwu.

Otóż w polskim internecie krąży od lat informacja o przepowiedni św. Andrzej Boboli, wygłoszonej w 1819 r., głoszącej że gdy zostanie głównym patronem Polski i zakończy się Wielka Wojna, Polska odzyska niepodległość i zyska potęgę (choć z tą potęgą to jest różnie, czasem o tym piszą, czasem nie).

Najczęściej spotykaną konkluzją jest, że tą Wielką Wojną jest I Wojna Światowa, no i dalej to już z górki – Polska odzyskała niepodległość, św. Andrzej Bobola został patronem Polski, oklaski, kurtyna i do domu.

Przyznam się szczerze, że choć gdzieś-tam, z tyłu głowy, historię św. Andrzeja Boboli miałem, to raczej w tej rzadziej używanej części mózgu, o czym przekonałem się parę dni temu, kiedy poznałem ks. Niżnika, proboszcza sanktuarium św. Andrzeja Boboli ze Strachociny (koło Sanoka, tam Bobola się urodził), przy okazji jego wykładu na temat św. Andrzeja. Liczne wypowiedzi księdza są w internecie, można sobie posłuchać, warto, natomiast m.in. poruszył kwestię wspomnianego proroctwa i tu mnie ruszyło – wyjaśnienie kwestii jego niejednoznaczności i różnych opinii co do jego wypełnienia się, stało się nagle bardzo istotne w świetle potencjalnej komplementarności z tajemnicą Bożego miłosierdzia od św. Faustyny oraz słów Pana Jezusa o Jego intronizacji, kierowanych do Rozalii Celakówny.

Dwa dni później zacząłem kwerendę w poszukiwaniu oryginału tej przepowiedni, ale – przyznam – bezskuteczną, nawet pomimo sięgnięcia po pomoc jezuitów, którzy powinni przecież ją mieć. A tu, panie, tego, klops.

No i nagle znalazłem w internecie artykuł z „Polityki” (tak, tak, tej komuszej, sam się dziwię że zacząłem czytać, pewnie się nie zorientowałem) autorstwa p. Jerzego Besali, datowany na 28 kwietnia 2010 r., bardzo rzetelny i rzeczowy, gdzie przywołany jest artykuł w „LUnion Franc-Comtoise” z 4 października 1854 r. jako pierwsze miejsce, gdzie tekst przepowiedni został wydrukowany, skąd przedrukował go „Przegląd Poznański” (choć nie podaje kiedy).

No to już jest jakiś trop, więc po mniej-więcej kwadransie artykuł namierzyłem, okazało się, że jest to przetłumaczony z włoskiego na francuski list polskiego jezuity (zresztą m.in. prowincjała Prowincji Turyńskiej jezuitów) do nieznanego księdza w Lyonie, który to jezuita – prawdopodobnie w krótkim okresie pomiędzy datą proroctwa (1819) a datą wypędzenia jezuitów z Rosji (1820) - wysłuchał wraz ze współbraćmi w klasztorze w Połocku, gdzie m.in. wykładał, relacji polskiego dominikanina, o. Korzenieckiego, któremu w Wilnie objawił się św. Andrzej Bobola i przekazał wspomniane proroctwo, wskutek czego udał się z Wilna do klasztoru jezuitów w Połocku, gdzie od 1807 roku znajdowała się trumna z ciałem św. Andrzeja Boboli, przniesiona tam z Pińska - i dopiero wtedy wyszła rewelacja: proroctwem jest dialog pomiędzy o. Korzenieckim a św. Andrzejem Bobolą, zaś słowa świętego są precyzyjną odpowiedzią na bardzo konkretne pytanie i wezwanie dominikanina.

Mianowicie o. Korzeniecki pyta: „…O błogosławiony Andrzeju Bobolo, chwalebny męczenniku Chrystusa! Przez wiele lat przepowiadałeś zmartwychwstanie naszej nieszczęsnej Polski; kiedy spełni się Twoje proroctwo? […] Spraw u Wszechmocnego, niech w końcu nieskończone miłosierdzie zlituje się nad biednymi Polakami! Niech wyzwoli ich z obcego jarzma! Niech Polska, wolna w wyznawaniu religii naszych przodków i zjednoczeniu swoich narodów, jak za czasów Jagiellonów, utworzy jeszcze jedno królestwo, królestwo prawdziwie ortodoksyjnie katolickie, królestwo podległe Jezusowi Chrystusowi!”.

Bez tego pytania i wezwania, słowa św. Andrzeja Boboli i wizja którą ma o. Korzeniecki, są tak wieloznaczne i podatne na rozmaite interpretacje, że nic dziwnego iż można tu znaleźć co kto lubi.

Ale sami przeczytajcie - jest to tłumaczenie na polski wspomnianego listu (tekst francuski w wersji edytowalnej dołączyłem na końcu, można go oczywiście sprawdzić z oryginałem, który jest pod podanym wyżej  linkiem do "L'Union Franc-Comtoise") – natomiast konkluzja jest jedna: to się jeszcze nie wydarzyło (!!!), to jest jeszcze przed nami, bo od czasu wygłoszenia przepowiedni w 1819 r., jeszcze na równinach pińskich nie walczyły armie Turcji, Rosji, Francji, Anglii i Niemiec, a słowa św. Andrzeja miały się spełnić co do joty, bo mówi: "wizja przed Twoimi oczami jest prawdziwa, jest realna i wszystko zostanie zrealizowane od punktu do punktu, tak jak Tobie zapowiedziałem".

Owocnej lektury...

 

„…Kopia listu napisanego do księdza w Lyonie przez o. Gregorio Felkierzamb, polskiego jezuitę. Przetłumaczone z języka włoskiego.

W roku Pańskim 1819 mieszkał w Wilnie, stolicy Litwy, religijny dominikanin nazwiskiem Korzeniecki, kapłan wielkiej świętości i słynny kaznodzieja. Z niestrudzoną gorliwością walczył z błędami schizmy greckiej nie tylko z wysokości ambony, ale także w dziełach uczonych, za co otrzymał od rządu rosyjskiego zakaz głoszenia kazań, publikowania jakichkolwiek pism, a nawet spowiadania, pod groźbą zesłania na Syberię.

W ten sposób zamknięty w swoim klasztorze w Wilnie i skazany w głębi celi na bezczynność i na samotność, ojciec Korzeniecki był głęboko przygnębiony tym, że nie może odtąd nic zrobić dla chwały Bożej i zbawienia swoich współbraci. W jednym z tych momentów smutku - to było w 1819 roku – już nie wiem którego dnia ani miesiąca, około dziewiątej lub dziesiątej wieczorem otworzył okno swojej sypialni i utkwiwszy wzrok w niebie, zaczął wzywać bł. Andrzeja Bobolę, do którego od dzieciństwa miał zawsze szczególne nabożeństwo, chociaż Kościół jeszcze nie wyniósł na ołtarze męczennika z Janowa.

Oto znaczenie skierowanej do niego modlitwy: „O błogosławiony Andrzeju Bobolo, chwalebny męczenniku Chrystusa! Przez wiele lat przepowiadałeś zmartwychwstanie naszej nieszczęsnej Polski; kiedy spełni się Twoje proroctwo? Wiesz lepiej ode mnie, z jaką zazdrością, z jaką nienawiścią schizmatycy dążą do naszej świętej wiary, wiesz że ci śmiertelni wrogowie katolicyzmu są teraz naszymi absolutnymi panami i że ich jedyną myślą jest pchnięcie w niewierność, w schizmę, naszego drogiego narodu, który był także Twoim. Ach! święty męczenniku! nie pozwól, aby taka hańba spadła na Twoją ojczyznę, na ziemię, którą kiedyś zamieszkiwałeś! Spraw u Wszechmocnego, niech w końcu nieskończone miłosierdzie zlituje się nad biednymi Polakami! Niech wyzwoli ich z obcego jarzma! Niech Polska, wolna w wyznawaniu religii naszych przodków i zjednoczeniu swoich narodów, jak za czasów Jagiellonów, utworzy jeszcze jedno królestwo, królestwo prawdziwie ortodoksyjnie katolickie, królestwo podległe Jezusowi Chrystusowi!”.

Kiedy Ojciec przestał się modlić, noc była już bardzo zaawansowana. Zamknął okno i już miał iść do łóżka, gdy odwróciwszy się, ujrzał stojącą pośrodku swojej celi i ubraną w strój jezuity, czcigodną osobistość, która mu powiedziała: „Oto jestem, Ojcze Korzeniecki, jestem tym, z którym właśnie rozmawiałeś. Otwórz ponownie okno, a zobaczysz rzeczy, których nigdy nie widziałeś„.

Pomimo szoku, jaki czuje, dominikanin otwiera okno. Ku jego wielkiemu zdziwieniu, nie ma już przed oczami wąskiego ogrodu klasztornego z otaczającym go murem; są to rozległe, ogromne równiny ciągnące się po horyzont. „Równina, która się przed Tobą rozpościera” - kontynuuje bł. Bobola - „to tereny pińskie, gdzie miałem chwałę męczeństwa za wiarę Jezusa Chrystusa; ale spójrz jeszcze raz, a dowiesz się, co chcesz wiedzieć„.

Ksiądz Korzeniecki znów spogląda na równinę, która tym razem wydaje mu się pokryta niezliczonymi batalionami. Rosjanie, Turcy, Francuzi, Anglicy, Austriacy, Prusacy i jeszcze inne narody, których mnich nie potrafi rozróżnić, walczyły z determinacją, której przykładem były tylko najzacieklejsze wojny. Ojciec nie rozumiał, co to wszystko znaczyło, a błogosławiony Bobola wyjaśnił mu to w tych słowach: „Kiedy wojna, której obraz został ci objawiony, ustąpi miejsca pokojowi, wtedy Polska zostanie odrestaurowana, a ja będę uznawany za jej głównego patrona”.

Na te słowa, które radują jego duszę, Korzeniecki woła: „O mój święty! jak mogę być pewien, że ta wizja, ta niebiańska wizyta, którą mnie zaszczycasz, i przepowiednia, którą mi czynisz, nie są grą mojej wyobraźni, czystym snem?”. „To ja Cię zapewniam” – odpowiada jego rozmówca – „wizja przed Twoimi oczami jest prawdziwa, jest realna i wszystko zostanie zrealizowane od punktu do punktu, tak jak Tobie zapowiedziałem. Teraz odpocznij; ja, aby dać Ci znak prawdy tego, co widziałeś i słyszałeś, zanim odejdę, zostawię na Twoim biurku ślady mojej ręki”. Mówiąc to, święty dotyka świętą ręką stołu księdza Korzenieckiego i natychmiast znika.

Mnich stracił na jakiś czas przytomność. Kiedy odzyskał zmysły, wylewnie podziękował Bogu i drogiemu Błogosławionemu za niewypowiedzianą pociechę, jaką mu właśnie udzielili tej szczęśliwej nocy; potem, zbliżywszy się do biurka, ujrzał wyraźnie narysowaną na drewnie prawą rękę świętego męczennika. Dopiero po wielokrotnym pocałowaniu jej poszedł spać.

Następnego dnia, ledwo rozbudzony, biegnie do swojego stolika, by upewnić się, że cudowne ślady pozostały, a znajdując je, tak jak poprzedniego dnia, doskonale widoczne, czuje, że wszystkie jego wątpliwości znikają.

W pełni przekonany, że rzeczywiście było to objawienie Boże, które uradowało jego serce i dodało mu odwagi, zgromadził w swoim pokoju wszystkich ojców i braci klasztoru, którym powiedział o znaku łaski, której był przedmiotem: każdy bada odcisk pozostawiony przez błogosławionego, potwierdzający prawdziwość jego wizyty.

Zakonnicy dominikańscy żyli w największej zażyłości z ojcami Towarzystwa Jezusowego. Nie chcąc ukrywać przed nimi tak pocieszającego faktu, przekazał go jezuitom z wielkiego kolegium połockiego, wśród których byłem i słyszałem na własne uszy podczas wspólnej rekreacji szczegółową relację z tego wszystkiego, którą właśnie napisałem do Ciebie.

Nicea, 13 kwietnia 1854 r.   Gregorio Felkierzamb SJ…”

Tekst francuski, będący podstawą tłumaczenia:

"...Copie d’une lettre écrite à un prêtre de Lyon par le Padre Gregorio Felkierzamb, jésuite polonais. Traduit de l’italien.

L’an du Seigneur 1819, vivait à Wilna, capitale de la Lithuanie, un religieux dominicain, nommé Korzeniecki, prêtre d’une haute sainteté et célèbre prédicateur. Il combattait avec un zèle infatigable les erreurs su schisme grec, non-seulement du haut de la chaire, mais aussi dans de savants ouvrages, qui lui valurent du gouvernement russe la défense de prêcher, de publier aucun écrit, et même de confesser, sous peine de l’exil en Sibérie. Ainsi confiné dans son couvent de Wilna, et condamné, au fond de sa cellule, à l’inaction, à la solitude, le Padre Korzeniecki s’affligeait profondément de ne pouvoir désormais rien faire pour la gloire de Dieu et le salut de ses frères.

Dans un de ces moments de tristesse – c’était en 1819 – je ne sais plus le jour ni le moi, il ouvrit, vers neuf  ou dix heures du soir, la fenetre de se chambre, et, les yeux fixés au ciel, il se mit à invoguer le bienheureux Andrzej Bobola, pour qui, dès son enfance, il avait toujours eu une dévotion particulière, bien que l’Eglise n’eût pas encore élevé sur les autels le martyr de Janow.

Voici le sens de la prière qu’il lui adressa: «O bienheureux André Bobola, glorieux martyr du Christ! Voilà bien des années que vous avez prédit la résurrection de notre malheureuse Pologne ; quand donc s’accomplira votre prophétie? Vous savez mieux que moi de quelles jalousies, de quelles haines les schismatiques poursuivent notre sainte foi ; vous savez que ces mortels ennemis du catholicisme sont maintenant nos maîtres absolus, et que leur pensée unique est de pousser à l’infidélité, au schisme, notre chère nation, qui fut la vôtre aussi. Ah ! saint martyr ! ne permettez pas qu’un tel opprobre tombe sur votre patrie, sur la terre que vous avez autrefois habitée ! Faites, faites que la toute-puissance, que la misericorde infinie ait enfin pitié des pauvres Polonais ! Qu’elle les délivre du joug de l’étranger ! Que  la Pologne, libre de professer la divine religion de nos aïeux et de réunir ses peuples, comme au temps des Jagellons, forme encore un seul royaume, un royaume vraiment orthodoxe, un royaume soumis à Jésus Christ!»

Quand le Père eut cessé de prier, la nuit était déjà fort avancée. Il ferma sa fenêtre, et allait se diriger vers son lit, lorsque, en se retournant, il aperçoit, debout au milieu de sa cellule et portant le costume de Jésuite, un vénérable personnage, qui lui dit : «Me voici, Père Korzeniecki, je suis celui à qui venez de parler. Rouvrez votre fenêtre, et vous verrez des choses que jamais vous n’avez vues».

Malgré le saisissement qu’il éprouve, le dominicain ouvre sa croisée. A sa grande surprise, ce n’est plu l’étroit jardin du convent, avec son mur d’enceinte, qu’il a sous les yeux ; ce sont de vastes, d’immenses plaines qui s’étendent jusqu’à l’horizon. «La plaine qui se déroule devant vous», continue le bienheureux Bobola, «est le territoire de Pinsk, où j’eus la gloire de souffrir le martyre pour la foi de Jésus-Christ; mais regardez de nouveau, et vous connaîtrez ce que vous désirez savoir«. 

Le Père Korzeniecki jette de nouveau les yeux sur la campagne, qui cette fois lui apparaît couverte d’innombrables bataillons. Russes, Turcs, Français, Anglais, Autrichiens, Prussiens, d’autres peuples encore, que le religieux ne peut distinguer, combattent avec un acharnement dont il n’y eut d’exemple que dans les guerres les plus furieuses. Le Père ne comprenait pas ce que tout cela signifiait; le bienheureux Bobola le lui expliqua en ces termes : «Quand la guerre, dont le tableau vous a été révélé, aura fait place à la paix, alors la Pologne sera rétablie, et moi j’en serai reconnu le principal patron».

A ces paroles, qui portent la joie dans son âme, Korzeniecki s’écrie: «O mon saint ! comment puis-je avoir la certitude que cette vision, que cette visite céleste dont vous m’honorez, et la prédiction que vous me faites ne sont pas un jeu de mon imagination, on pur rêve?». «C’est moi qui vous l’assure» - répond son interlocuteur – «la vision que vous avez sous  les yeux est vraie, elle est réelle, et tout s’exécutera de point en point comme je vous l’ai annoncé. Maintenant, prenez votre repos ; moi, pour vous donner un signe de la vérité de ce que vous avez vu et entendu, avant de vous quitter, j’imprimerai sur votre bureau les traces de ma main». En disant cela, le saint touche de sa main sacrée la table père Korzeniecki, et à l’instant même disparait.

Le religieux resta quelque temps comme hors de lui. Quand il eut repris ses sens, il remercia avec effusion Dieu et son cher bienheureux de l’ineffable consolation qu’ils venaient de lui accorder dans cette nuit heureuse ; puis, s’étant approché de son bureau, il vit très nettement dessinée sut le bois la main droite du saint martyr. Ce ne fut qu’après l’avoir baisce bien des fois qu’il alla prendre son sommeil. Le lendemain, à peine réveillé, il court à sa table, pour s’assurer que les vestiges miraculeux subsistent encore, et les trouvant, comme la veille, parfaitement visibles, il sent évanouir tous ses doutes.

Pleinement convaincu que c’est bien une apparition divine qui a réjoui son cœur et relevé son courage, il réunit dans sa chambre tous les pères et frères du couvent, à qui il raconte la grâce insigne dont il a été l’objet : chacun d’eux examine l’empreinte laissée par le bienheureux, en confirmation de la réalité de sa visite.

Le religieux dominicain vivait dans la plus grande intimité avec les pères de la compagnie de Jésus. Ne voulant pas leur tenir caché un fait aussi consolant, il en donna communication aux Jésuites du grand collège de Polock, parmi lesquels je me trouvais, et j’entendis de mes propres oreilles, pendant la récréation commune, le récit détaillé de tout ce que je viens de vous écrire.

Nice, 13 avril 1854                                                                          Gregorio Felkierzamb, S.J...."
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika u2

15-10-2022 [08:22] - u2 | Link:

o przepowiedni św. Andrzej Boboli, wygłoszonej w 1819 r.

https://pl.wikisource.org/wiki...

Pośród niesnasek Pan Bóg uderza
W ogromny dzwon,
Dla słowiańskiego oto papieża
Otworzył tron.
Ten przed mieczami tak nie uciecze       
Jako ten Włoch,
On śmiało, jak Bóg, pójdzie na miecze;
Świat mu — to proch!

Obrazek użytkownika Ijontichy

15-10-2022 [08:38] - Ijontichy | Link:

NO I CO??!!
Ta opowieść,jak również pytanie "no i co" ,przypomniało mi film Ptaki Alfreda Hitchcocka...
Ostatnia scena: ptaki siedzą  na płocie,ludzie odchodzą...THE END.
Cała sala kinowa chórem: NO DOBRA!!! ALE CO DALEJ???
Ludziska siedzą i nie chcą wyjść :-)))

 

Obrazek użytkownika Kazimierz Koziorowski

15-10-2022 [10:04] - Kazimierz Kozio... | Link:

widzącemu ukazuje się święty męczennik czyli jest to wizja o.Korzenieckiego, z której relację zdaje, iż św. Andrzej wyjawił mu przyszłość. o ile rozumiem Polacy tam na pińszczyźnie nie walczą albo ich znaczenie militarne jest nieistotne

Obrazek użytkownika Edeldreda z Ely

15-10-2022 [11:04] - Edeldreda z Ely | Link:

Przeczytałam z uwagą, dziękuję. Ciekawe są też dzieje poszukiwania ciała Świętego - wskazówek, gdzie szukać także udzielał sam Bobola. 

Obrazek użytkownika smieciu

15-10-2022 [14:28] - smieciu | Link:

Rok 1819 nasuwa skojarzenia z nieodległą zadymą Napoleońską w której udział wzięła masa narodu. Przecież nawet Bitwa pod Lipskiem przeszła do historii jako Bitwa Narodów. Patrząc pod tym kątem proroctwo nie wydaje się być wiarygodne tym bardziej że Korzeniecki zdawał się prowadzić akcję polityczną. O Andrzeju Boboli właściwie nic nie wiem. Jezuici jednak też byli organizacją polityczną. Ich zadaniem była walka z reformacją i podtrzymanie prymatu Kościoła Katolickiego. Rzecz w tym że było w tym drugie dno, które nazywało się Habsburgowie. To oni stali za Jezuitami. Tam gdzie Habsburgowie byli silni tam i silni byli Jezuici. Którzy mieli swoją ważną rolę w Polsce.
Jezuici zapłacili za to wszystko wysoką cenę. Przeciwnicy Habsburgów byli bezwzględni. Jezuici zawsze byli pierwszym celem, który starali się zniszczyć lub oczernić.
Idąc tym tropem zgaduję że Bobola też miał swoją polityczną misję.

Słowem według mnie to proroctwo nie jest prawdziwe. Raczej wymyślone.
W obecnej sytuacji zresztą spełnienie przepowiedni jest dość nieprawdopodobne. Teoretycznie wojska NATO mogą podjąć jakąś interwencję ale dosłownie patrząc Turków wśród nich raczej nie będzie. Choć wiadomo. Zawsze można troszkę interpretacyjnie podciągnąć. Póki co jednak należy przyjąć że ewentualna bitwa na Białorusi odbędzie się siłami USA (nie wymienionymi dosłownie), Polakami (też nie wymienionymi), Białorusinami i Ukraińcami - oba narody także nie wymienione.

Obrazek użytkownika Kazimierz Koziorowski

17-10-2022 [04:21] - Kazimierz Kozio... | Link:

o. Korzenicki miał wizję, z której wg dostępnych źródel zdał sprawę. w proroctwa i objawienia można tylko wierzyć lub nie. taka ich natura. uwikłanie duchownych w politykę istniało w tamtch czasach, istnieje i dziś ale to wcale nie przesądza o ewentualnej autentyczności wizji