W tymczasowym szpitalu covidowym

- Może pan zdjąć maseczkę, tu panu nie będzie potrzebna.
Powiedziała to do mnie jedna z trzech osób zawiniętych od stóp do głowy w kombinezony ochronne, w plastikowych maskach na twarzach zza których widać było tylko oczy. Ucieszył mnie ten rodzaj wolności – bardzo źle znosiłem te szmaty utrudniające oddech,  poprzedniej zimy przez noszenie maseczki straciłem zęba. Jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że jestem właśnie wrzucany do covidowej zupy. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że robiono to ze mną na podstawie niepewnego testu, sprzedawanego w sklepach spożywczych. Wielkie rozmiary szpitala, wszystkie te biurokratyczne procedury, karetka jak kabina pojazdu kosmicznego, zabezpieczenia personelu sugerowały, że  sytuacja pacjenta jest pod kontrolą, czy, wyrażając się mniej surowo, jest on pod czułą opieką.
Taką też tutaj była codzienna troska o pacjentów w szpitalu tymczasowym. Leków, badań, kroplówek, jedzenia, troski mieli pod dostatkiem. Po dwóch dniach pobytu w szpitalu przypuszczałem, że gdyby nie warunki kwarantanny, skazujące mnie na minimum 10 dni przebywania w szpitalu, to mógłbym być stąd wypisany. Na tle innych pacjentów, przebywających tu niekiedy od przeszło miesiąca, byłem człowiekiem względnie zdrowym, poruszającym się normalnie bez szybko pojawiającego się zmęczenia, co jest typowe przy chorobie covidowej.  Korzystałem z tlenu, może to pozwoliło mi szybko wrócić moim płucom do normy.
Szpital umieszczony w hali targowej zaimponował mi. Został wykonany przez wojsko z OTK.  Przy każdym łóżku komputer z programami pozwalającymi choremu na samodzielną kontrolę swojego stanu zdrowia. Dobrze zorganizowana, otwarta przestrzeń hali, instalacja tlenowa, system przywoływania pielęgniarek, regulowane łóżka, różne warianty oświetlenia, toalety i prysznice, sympatyczna obsługa wreszcie -  wszytko to robiło dobre wrażenie.
Bardziej jak z chorobą walczyłem z ludzką złą wolą, która docierała do mnie spoza szpitala. Rozmowy telefoniczne były moim głównym zajęciem. Z jednej z nich, dowiedziałem się, że Lubelszczyzna jest matecznikiem koronowirusa, stąd zaraza rozpełzła się po całej Polsce. Tu mieszka najwięcej niezaszczepionych. Najpierw zarazili Warszawę, gdzie masowo dojeżdżają do pracy, a stamtąd wirus zaatakował całą Polskę. Mojego rozmówcę trochę zatkało, gdy dowiedział się, że choć leżę w szpitalu lubelskim, covidem zaraziłem się prawdopodobnie we Wrocławiu, ewentualnie była to konsekwencja zaszczepienia się. Jeden z najciężej chorych w szpitalu, leżący ze mną na sali młody człowiek, z całą pewnością zaraził się właśnie we Wrocławiu. Ta czarna propaganda zwolenników zaszczepienia całego narodu sama nie miała sensu, ale samopoczucie tych, którzy ją rozpowszechniają, uległoby poprawie, jeśli dowiedzieliby się, że większość pacjentów szpitala covidowego to osoby nieszczepione. Na piśmie tego nie widziałem, przekazywał mi to jeden z lekarzy, który wszakże opcję szczepionkową zdecydowanie popierał, określając po cichu nieszczepiących się półgłówkami.
Innym docierającym do mnie odpryskiem propagandy, tym razem czysto antyrządowej, było ubolewanie, że rząd jest nieprzygotowany do epidemii i brakuje łóżek w szpitalach zakaźnych. – Chłopie – powiedziałem - komu ty to mówisz. Przecież ja jestem w takim szpitalu. Są w nim 402 łóżka, wszystkie detalicznie ponumerowane. Pacjentów i pacjentek jest w tej chwili dużo mniej jak stu, a zwożą tu wszystkich zdechlaków z całego, najbardziej podobno zaatakowanego przez zarazę, województwa. Widzę to na własne oczy, zdjęcie ci mogę posłać.
Nie wiem, czy to do człowieka dotarło, znam kilka, humorystycznych w sumie przypadków, gdy polskiego zacietrzewienia nie są w stanie przełamać najbardziej oczywiste dowody.
W czasie mojego 11- dniowego leczenia nie dotarła do mnie wiadomość o niczyjej tu śmierci. Ale akurat ja zajmowałem łóżko, na którym przede mną leżała śmiertelna ofiara covida, liczący 48 lat mężczyzna. Byłem świadkiem rozmowy, uzmysławiającej zagrożenie. Do mojego mocno chorującego sąsiada przyszła lekarka, która go tydzień wcześniej przyjmowała do szpitala. – Dobrze, że pana widzę – zaczęła rozmowę. Dowiedziałem się, że   młody człowiek otarł się o śmierć, istniała spora szansa, że już by go tu nie było. Jest się czego obawiać – zaraza, która uśmierca, jeśli tego nie dokona, to zdrowie podkopie.  
Po trzech dniach pobytu na sąsiednim łóżku znalazł się mój nowy towarzysz w chorobie. Człowieka tego przywieziono prosto z jakiejś lubelskiej piwnicy, gdzie znalazł się po wyrzuceniu go ze schroniska dla bezdomnych. Kaszlał specyficznie, raz jako chory na covida, dwa jako nałogowy palacz. Mnie kaszel już wtedy opuścił, ale zaraz wrócił i kaszlałem na nowy sposób, zapożyczony u sąsiada. Tak przynajmniej mi się wydawało. Zastanawiałem się, dlaczego tak  bez głowy lokowano pacjentów. W mojej sekcji stało 24 łóżka,  zdecydowanie więcej jak połowa była wolna, a potem w ogóle tylko trzy były zajęte.  Skazano nas na leżenie w odległości 1,2 metra od siebie. Cały świat objęty izolacjami, kwarantannami, przestrzeganiem dystansu a tu chorzy jeden przy drugim. Mój sąsiad, z którym przecież łączyła mnie naturalna solidarność, miał na dodatek typowy dla bezdomnych odruch trzepania i czyszczenia swojej odzieży. Czynił to perfekcyjnie, swoim wdziankami strzelał niczym z bata. Gładził je dłonią, jakby prasując, na sobie  albo rozłożone na łóżku. Miał specjalną szczoteczkę do ich czyszczenia. Tolerowałem tę manię, ale gdyby nie moje wyjście ze szpitala, to wyniósłbym się na koniec sali, bo na koniec wziął się za trzepanie pościeli.
Miałem w szpitalu czas na snucie refleksji i na dłuższe rozmowy, w których nieopatrznie zdarzało się wchodzić na frustrujące obie strony  tematy  natury politycznej i obyczajowej. Gdy pora na telefony się kończyła, siadywałem w nocy na końcu pustej z jednej strony sali i słuchałem dobiegającego z dala covidowego kaszlu.  Nie było go dużo - mocno kaszlała zwykle jedna osoba,  kilka wtórowało słabiej. Zastanawiałem się na zbieżnością obecnej mojej sytuacji i opisania przeze mnie kilka lat temu kaszlu w pewnej starej kamienicy. Ale sobie nieciekawy temat znalazłem – tak wtedy sam o tym z rezerwą myślałem. Dziś to temat numer jeden na świecie. A ten rozsypuje się jak stara kamienica. Szpital tymczasowy to też żałosne miejsce, umieralnia ludzi, co odeszli od Boga tak dalece, że nawet żaden krzyż tutaj nie wisi. Została im tylko obawa przed śmiercią, a potem bezrefleksyjna, zwierzęca zgoda na nią.
Notuję swoje zaznaczające się dobitniej myśli. W tym, wydawałoby się, czasie odseparowania od społeczeństwa mogłem się niespodzianie do niego przybliżyć, więcej niż zwykle z ludźmi rozmawiając bezpośrednio i telefonicznie oraz słuchając szpitalnych rozmów.
Nie mogę zrozumieć zawziętego uprzedzenia bezdzietnych starych ludzi do programu „500 plus”, i to już nie biorącego się ze względów na polityczne preferencje, ale powstałego z niechęci do dzieci, do tego rejwachu jaki czynią, a jaki ja sam uwielbiam. Świat bez dzieci, bez ich spontaniczności jest ponurym domem starców i demonów.
Nie mogę pogodzić się z rozpowszechnioną w Polsce praktyką oczekiwania i wymuszania pieniędzy od starych rodziców przez ich wykoślawione moralnie, mocno dorosłe dzieci. Zdumiewa mnie skala żulostwa, które, między innymi, na tym bazuje.  
Pogodziłem się z faktem, że zawiść wobec rodaków, którzy odnieśli jak najbardziej zasłużony sukces, leży w narodowym charakterze i jest chorobą nieuleczalną.
W tym miejscu, w szpitalu covidowym spotkałem się bezpośrednio z deklaracjami nienawiści do katolickiego Kościoła. Młodsza część społeczeństwa polskiego ma to już wdrukowane w swój światopogląd. Do niej należący ze zdziwieniem przyglądają się ludziom przyjmującym Komunię, dla nich to wręcz egzotyka. Widziałem to po ich minach.
Wyszedłem ze szpitala bogatszy o parę doświadczeń.  Jeszcze łatwiej mi teraz wskazać na luki w programach opieki zdrowotnej, na te czarne dziury, z których chory  się już nie wygrzebie. No i co z tego? Wiedzą  o tym wszyscy zainteresowani, w tym również ci, którzy tym zarządzają. Kliniczna niezdolność do rzeczywistych, skutecznych reform oraz niemożność zwalczenia w społeczeństwie potwora egoizmu nie rokuje Państwu  Polskiemu dobrze.
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Jabe

21-01-2022 [14:23] - Jabe | Link:

Chodzi o to, że rząd całą uwagę skupił na zarazie, w szczególności zaniedbał leczenia innych chorób. Nie należy więc mówić o nieprzygotowaniu, ale raczej nieprzemyślanej reakcji. Być może braki łóżek występują tam, skąd zabrano sprzęt, by stał w półpustych szpitalach kowidowych.

A skoro już mowa o 500+, ciekaw jestem, czym objawiało się uprzedzenie do niego Pańskich rozmówców, jako że sam jestem przeciwnikiem plusów. Relacja zawiera tylko wrażenia i oceny.

Obrazek użytkownika Darek65

21-01-2022 [14:39] - Darek65 | Link:

W dużym uproszczeniu Polska przypomina pokój mieszkalny,w którym zagnieździł się grzyb, pleśń. Co ekipa idzie do władzy, to mówi, zrobimy z tym porządek. Po czym kupują puszkę farby i zamalowują go.Na jakiś czas jest ładnie. Gdy grzyb wychodzi ponownie na jaw, to jest jęk zawodu, dlaczego ? I znowu gawiedź wybiera następnych, którzy obiecują zrobić z tym porządek.......
Jest taka stara maksyma, która mówi - Człowiek zrobi wszystko, aby mu się nie pogorszyło, ale nie zrobi nic, aby mu się polepszyło.....

Obrazek użytkownika JanAndJan

21-01-2022 [16:21] - JanAndJan | Link:

@Pan_Krzyśków
Znowu życie dopisało c.d. Historii. Oto dowiadujemy się, że:
https://wydarzenia.interia.pl/...
Chociaż, złośliwy tytuł winien brzmieć: Wałęsa się umył. Nie czuje własnego ciała.
Złośliwość z powodu, iż zasługi P. Ex prezydenta są przeogromne.  Od 68 do "nadal". 
Wybaczenie...? Od wybaczania są inni. Ja pamiętam i będę. Nie wybaczam. OTUA z nim. 

Obrazek użytkownika Chatar Leon

21-01-2022 [16:41] - Chatar Leon | Link:

"Mojego rozmówcę trochę zatkało, gdy dowiedział się, że choć leżę w szpitalu lubelskim, covidem zaraziłem się prawdopodobnie we Wrocławiu, ewentualnie była to konsekwencja zaszczepienia się. Jeden z najciężej chorych w szpitalu, leżący ze mną na sali młody człowiek, z całą pewnością zaraził się właśnie we Wrocławiu."

A jednak, jak pokazało życie to obsesyjne polowanie Niedzielskiego na "foliarzy" ze ściany wschodniej (zapowiadano pokazowy lockdown regionalny, który miał przecież dotknąć "nieszczepów" i trzeba było podkręcić statystyki) pomimo wszelkich zabiegów ze statystykami się nie udało!