Październik 1956

Październik wybuchł w 1956 roku i w Polsce, i na Węgrzech.

W Polsce było właśnie apogeum odwilży, rozluźnienia politycznego, planowanego przez NSW (Naprawdę Sprawujących Władzę, taki polski Deep State). Stało się to na znak dany ze Związku Radzieckiego, po tzw. referacie Nikity Chruszczowa o zbrodniach stalinizmu mroźną wiosną 1956 na zjeździe partii komunistycznych w Moskwie, po niespodziewanej śmierci tamże prezydenta Bolesława Bieruta, po okrutnym stłumieniu powstania poznańskiego z końca czerwca. Co prawda w referacie Chruszczowa stało tylko o zbrodniach wobec członków partii, tzw. budowniczych socjalizmu, a nie było nic o milionach zwykłych ludzi, których przewiną, karaną dziesięcioleciami łagrów i zesłania (piętnaście lat łagru i na zesłaniu „dziesiątka na przytarcie rogów”, jak pisał Sołżenicyn). No, ale to i tak było dużo! Wypuszczano partiami chudych, ledwie żywych więźniów stalinizmu, po 8-9 latach więzienia. Powracać nagle zaczęli wywiezieni na wschód tzw. repatrianci, często po prostu Polacy, którzy nie zdążyli ewakuować się z ZSRS w latach 1944-45.

Oddychało się głębiej. Pierwszy raz w marszu ulicami ukochanej Warszawy mogli legalnie pójść 1 sierpnia, w dwunastą rocznicę powstania, ocalali żołnierze Armii Krajowej, już nie wyzywani jako agenci „rządu londyńskiego”. Ich pobladłe ze wzruszenia twarze widać na nielicznych zdjęciach z marszu. Powstało młodzieżowe pismo „Po Prostu”, wprawdzie głęboko kontrolowane, ale pisywał w nim np. Jan Olszewski. Urban też. Walery Namiotkiewicz, późniejszy sekretarz Gomułki, też. Wydawnictwa nagle wydawały nowoczesną literaturę światową, nawet parę tomów Gombrowicza. Uniwersytet Warszawski wkrótce zakwitł protestami dysydentów.
Wydarzenia Października 56` zaczęły się w mojej pamięci gorącym, słonecznym przedwieczorem. Pamiętam, jak na Placu Defilad wieczorem, przed zachodem rozżarzonego słońca wyglądającego zza Pałacu Kultury, odbyła się olbrzymia demonstracja; być może chodziło o wydarzenia z końca czerwca w Poznaniu; ktoś inny wspominał, że taka demonstracja była we wrześniu. Nie udało mi się zidentyfikować jej, wydaje mi się, że był to przełom lipca i sierpnia. Ludzie wrzeszczeli „Go-muł-ka!”; pierwszy raz widziałam prawdziwe płonące pochodnie.

W październiku 1956 roku rodzina i znajomi odzyskali optymizm i werwę, my, dzieci, też poczułyśmy powiew zmian. Poszłam właśnie do III klasy kolejnej wybudowanej świeżo szkoły podstawowej nr 48, przy ul. Sempołowskiej na warszawskim Latawcu; rozgęszczano klasy szkolne. Znikli gdzieś czerwoni harcerze, pojawili się inni, przyjmowano małe dzieci do zuchów; zmieniono nam wychowawczynię – w kolejnych szkołach stale tę samą aktywistkę zetempowską, panią Jarzębowską – na pana Węgiełka, uroczego, energicznego bruneta, sprawiedliwego, serdecznego dla dzieci. Bardzo szybko, do tej pory najgorsza w klasie, stałam się jedną z najlepszych, na koniec roku dostałam same piątki (wtedy najwyższa ocena).

Słyszeliśmy o wydarzeniach na Węgrzech. Związek Radziecki zareagował na „niepotrzebne” odruchy wolności. Kraj spłynął krwią. Płomienne reportaże przysyłał z Budapesztu komunista, poeta-agitator, Wiktor Woroszylski, który po stłumieniu tej rewolucji zwątpił w „kraj szczęśliwości robotników i chłopów”, gdy zobaczył na własne oczy pacyfikację Budapesztu przez wojska sowieckie. Nie wiem, czy gdzieś je drukowano, w latach 80. opublikowano je w bezdebitowych wydawnictwach podziemnych. Ludność Warszawy samorzutnie organizowała pomoc, ludzie oddawali dla Węgrów krew. Ze szkoły znikli zadowoleni z życia harcerze z czerwonymi na wzór pionierów chustami, pojawiły się inne mundurki, kolorowe chusty. Znikały żydowskie dzieci z klasy, rozrabiaka klasowy Neftalin (imienia nie pamiętam), Basia Blumsztajn, z którą mam klasowe zdjęcie z II klasy, wyjechali wraz z rodzicami Bóg wie dokąd.

Ogłoszono zbiórkę na Węgrów, rannych i bezdomnych po akcjach sowieckich czołgów. Przyniosłam zaoszczędzone 20 zł, zaoszczędzone z tygodniówek, dostawałam od rodziców 2 zł na poranek w kinie czy ulubione łakocie – kawkę likworową w tekturowym pudełeczku, która kosztowała 80 gr. Przyniosłam także dwie paczki waty od Mamy – wielkie wyrzeczenie, bo waty prawie nigdy nie było w aptekach, nie istniały też nawiasem mówiąc jeszcze długo podpaski, czasem tylko można było dostać ligninę. W izbie harcerskiej leżała gaza, wata, bandaże i konserwy dla Węgrów, prawie pod sufit, przysłaniając okno. Wszystko pojechało wkrótce na Węgry. 10 lat później, już jako studenci, spotykaliśmy w Budapeszcie, w tramwajach czy w metrze, Węgrów, którzy na sam dźwięk polskiej mowy witali się z nami, dziękowali, pokazywali na żyły: tu, tu mi płynie polska krew! Mówili to po polsku, recytowali „Polak, Węgier, dwa bratanki”.
Jesienią 1956 roku pojawili się także w szkole repatrianci. Nauczyciel matematyki wrócił, jak wiele osób, ze Związku Radzieckiego z wieloletniej wywózki do łagru. Podobno miał 37 lat. Był prawie zębów, pomarszczony, oczy wpadnięte, wtrącał często rosyjskie słowa. Dość szybko zniknął, mówiło się, że wkrótce zmarł.

Jeszcze w październiku 1956 Mama postanowiła spakować wszystkie posiadane przez nas i blokujące półki serie dzieł Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina i paru pomniejszych, oprawione w sztywne granatowe okładki. Na dziecinnym wózku zawiozłyśmy je do szkoły na makulaturę, której zbieranie było obowiązkiem uczniów. Było to sporo kilogramów. Gdy Mama studiowała nauki społeczne w początku lat 50., chyba musiała to kupować, zresztą książki w ogóle były wtedy niezwykle tanie; możliwe, że część z nich studenci dostawali. Zostawiła w domu tylko Krótką historię WKPB (Wielkiej Komunistycznej Partii Bolszewików) i Krótki Słownik Filozoficzny, tłumaczone z rosyjskiego. Słownik jest w gruncie rzeczy bardzo dobry, pisany przez doskonałych fachowców; po krótkich inwektywach w rodzaju „pies łańcuchowy kapitalizmu” (o Schopenhauerze) następuje znakomicie opracowany opis poglądów danego filozofa.
Mam je do dzisiaj.
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Marek Kudła

21-10-2021 [20:40] - Marek Kudła | Link:

Pani Tereso, to jednak przyznaliście i przedłużyliście TVN koncesję ?!  To co, należało się to im, za ich kłamstwa, manipulacje i jątrzenie na kraj w którym żyją i pracują ?!  Wstyd !  Pani przede wszystkim powinna nam napisać o kulisach tej decyzji !!!

Obrazek użytkownika Pers

22-10-2021 [10:34] - Pers | Link:

@kudla
Oj kudla naiwny...
Od początku było wiadomo, że tak to się skończy.

Obrazek użytkownika u2

22-10-2021 [09:25] - u2 | Link:

"Znikały żydowskie dzieci z klasy, rozrabiaka klasowy Neftalin (imienia nie pamiętam), Basia Blumsztajn"

Aby ich rodzice nie skorzystali z furtki i nie uciekli z raju krat jak w 1968 ?

Obrazek użytkownika Teresa Bochwic

22-10-2021 [11:22] - Teresa Bochwic | Link:

Dziwne pytanie. Dzieci znikały z klasy, bo emigrowały z Polski z rodzicami, to raczej jasne. To była tzw. druga fala wyjazdów, było wielu zbrodniarzy stalinowskich wśród nich. Ale nie tylko oni zapewne 

Obrazek użytkownika u2

22-10-2021 [12:22] - u2 | Link:

Dziwne pytanie. Dzieci znikały z klasy, bo emigrowały z Polski z rodzicami, to raczej jasne.

Dziękuję za odpowiedź, ale pytanie zasadne, bo na świecie lansuje się tezę o zwierzęcym polskim antysemityzmie. Kiedy było dokładnie odwrotnie. Co prawda dużo Izrael teraz robi, aby rzeczywiście narobić sobie wrogów w Polsce.