Bogu Najwyższemu dzięki – lockdownu w polskim sporcie nie ma! Moje spotkanie w zeszłym tygodniu z ministrem Jarosławem Pinaksem – Głównym Inspektorem Sanitarnym, które odbyłem wraz z przedstawicielami władz Polskiej Ligi Siatkówki zaowocowało z kolei moją rozmową z premierem Mateuszem Morawieckim. Nie o wielkiej polityce, nawet nie o Unii Europejskiej i unijnym budżecie na lata 2021-2027 –skądinąd po raz ostatni nasz kraj przez cały ten siedmioletni okres będzie „na plusie” czyli będzie więcej brał z Brukseli w formie dotacji na projekty niż tam dawał w formie składki członkowskiej – to się zmieni po roku 2028 czy 2029, kiedy Polska stanie się „płatnikiem netto” czyli będzie więcej wpłacać do brukselskiej kasy niż stamtąd brać.
Wracając do sportu: otóż z Prezesem Rady Ministrów rozmawiałem o sportowym lockdownie. A mówiąc ściślej, żeby go nie było... Z mojej strony argumentacja była prosta: mecze są bez publiczności, a więc w sposób niesłychanie istotny zmniejsza się ryzyko zarażania. Dodajmy do tego, że znacząca część, zwłaszcza siatkarek i siatkarzy już przeszło koronawirusa, a więc są znacznie mniej podatni na kolejne zarażenie – i rozsiewanie wirusa. Gdy chodzi o samą siatkówkę, jest też dodatkowy argument: nasza dyscyplina to sport bezkontaktowy, w przeciwieństwie np. do koszykówki i piłki ręcznej, gdzie zawodnicy walczą w fizycznym kontakcie, wręcz się ścierają, a „zapasy” między nimi, zwłaszcza „w koszu” to norma.
Cieszę się, że szef polskiego rządu tę moja argumentację przyjął. Nie ma co ukrywać, że użyłem jeszcze innych argumentów. W Europie Zachodniej, nie wszędzie, ale w szeregu krajów profesjonalne ligi grają. Mecze się odbywają i piłkarskie – o co łatwiej, bo przecież toczą się na świeżym powietrzu – ale też i w hali. Kolejny argument to kwestia oglądalności telewizji. Jeśli staramy się przekonać ludzi – i o to ostatnio apelował premier Morawiecki – żeby zostać w domach i ograniczyć do minimum wyjście poza swoje cztery ściany, to trzeba im coś w telewizji zaproponować. Jeżeli rozgrywki siatkarskiej PlusLigi ogląda do stu kilkudziesięciu tysięcy osób na mecz, jeżeli oglądalność żeńskiej Tauron Ligi sięga nawet do stu tysięcy (właśnie taką rekordową widownię wynik miał mecz Volleya Wrocław z Rzeszowem w stolicy Podkarpacia)... Czyż nie są to liczby, które pokazują, co może skutecznie sprawić, by ludzie zostali w domach, a przez to zmniejszyli możliwość zachorowania na COVID?
Reasumując: wygraliśmy, jak to później powiedziałem naszemu niegdyś świetnemu wrocławskiemu siatkarzowi i trenerowi, a teraz znanemu komentatorowi Polsat Sport, Maćkowi Jaroszowi, „pierwszego seta” w tym meczu o uniknięciu lockdownu... Drugi set i kolejne pewnie jeszcze przed nami.
Zatem sportowego lockdownu, póki co, nie ma. A ja się cieszę, jak dziecko, z każdego meczu, który mogę obejrzeć w telewizji – oczywiście przede wszystkim mowa o siatkówce. Skądinąd jako wiceprezes PZPS, który jest udziałowcem Polskiej Ligi Siatkówki (PLS) byłem ostatnio na kilku meczach osobiście. Smutne były – bo bez widzów, ale jednak co mecze to mecze. W role publiczności całkiem nieźle wcieliły się w przypadku Trefla Gdańsk awatary maskotek, a także trzy jak najbardziej żywe maskotki klubu. Te ostatnie nawet skandowały przy piłkach setowych dla gdańszczan – „ostatni, ostatni”... Ale we wszystkich meczach, które oglądałem „na żywo” doping był prowadzony przez, uwaga, siatkarki i siatkarzy z tzw. kwadratu czyli rezerwowych, wchodzących na zmiany. Trzeba przyznać, że największe wrażenie zrobili na mnie siatkarze Cerradu Czarnych Radom, których obserwowałem zarówno podczas ich zwycięskiego meczu w Warszawie – to duża niespodzianka, ograli aż 3:0 Vervę Warszawę Orlen Paliwa – jak i po paru dniach już w starej radomskiej hali, gdzie podejmowali outsidera, niestety, Plus Ligi czyli nasz dolnośląski zespół Cuprum Lubin (zresztą prowadzony przez brazylijskiego trenera z polskim korzeniami Marcello Fronckowiaka).
Na studiach historycznych na naszym Uniwersytecie Wrocławskim bylem w latach 1981-1986. W tym czasie uniwerek miał mało zaszczytnego patrona czyli… Bolesława Bieruta (serio!). Statystyki uczył mnie dr Marian Wolański i jakoś ten przedmiot polubiłem. Stąd też dzisiaj, po latach, dla statystycznego obowiązku, dodam, że poza wspomnianymi meczem Warszawy z Radomiem w hali na Ursynowie oraz meczem w samym Radomiu obejrzałem też „na żywo” dwa mecze Trefla Gdańsk: 1:3 z Jastrzębskim Węglem i wspomniane 3:2 z Warszawą. Ale także mecze kobiet w Łodzi: ŁKS, występujący w roli gospodarza w derbach przegrał z Budowlanymi Łódź 1:3, a dziewczyny z Budowlanych wcześniej wygrały z ostatnia w tabeli Eneą PTPS Pila 3:0, a potem w pięciu setach z rewelacyjną w tym sezonie Leclerc Radomką Radom. W sumie siedem meczów w ciągu tygodnia obejrzanych osobiście w czterech różnych miastach – wielu kibiców siatkówki nie obejrzało tylu spotkań w tym czasie nawet w Polsat Sport...
Wierzę, że sport, w tym siatkówka będą toczyć i wygrywać swoje specjalne „mecze” z koronawirusem. Jestem przekonany, że na koniec – wygramy. Rzecz w tym, by był to mecz jak najkrótszy i żebyśmy ponieśli w nim jak najmniejsze straty...
*tekst ukazał się w tygodniku „Słowo sportowe” (09.11.2020)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 767
Nie niepokoi się Pan Poseł, że stawia polski sport na równi z lewackimi aborcjonistkami w zbrodniczym szerzeniu zarazy?
Jako elita narodu specjalnie sobie w pracy (?) żył nie wypruwacie. Nic się na świecie, a szczególnie w Polsce nie dzieje, to można zająć się tym co dla rodaków w tej chwili najważniejsze. Tak trzymać!