SILNIEJSZY OD NIENAWIŚCI / 2 /

SCENA 2
 
 
Narrator :
 
A jednak zmienia i to znacząco.
Ale dobrze: oto scena druga.
Tim leży całkiem połamany w szpitalu, do którego zawiozła go ​opiekunka społeczna.
 
Opiekunka społeczna:
 
Wstyd mi, że zostawiłam to dziecko po pierwszym spotkaniu samo sobie, ale nie przypuszczałam nawet, że to tak tragicznie wygląda.  Zresztą ono nie opowiadało mi o tych wszystkich okropnościach…
 
Tim:
 
Przeszło dwa i pół roku zostaję w czterech ścianach szpitalnego pokoju. Lekarz tłumaczy mi, że moje nogi zostały zmiażdżone i trzeba je na nowo poskładać , tak jak puzle.
Moje ciało jest w kawałkach.
Kiedy byłem nieprzytomny ojciec poparzył mi rękę i nożem rozciął czoło…
 Jestem połamany, zablokowany w łóżku, z kroplówkami ze wszystkich stron. Codziennie zastrzyki. Leżę nieruchomo w czteroosobowym pokoju.
Opiekunka społeczna przychodzi do mnie coraz rzadziej. Inne dzieci mają odwiedziny. Ja mam tylko wizytę pielęgniarki ze strzykawką.
 
Opiekunka społeczna :
 
No przecież miałam też inne obowiązki. Inne dzieci wymagające opieki…
 
Tim :
 
Przykuty do łóżka kątem oka obserwuję odwiedzających. Wewnętrzną kamerą rejestruję radość dzieciaków, które są pieszczone obrzucane prezentami. To taka moja ulubiona „telewizja”. Moje serce nie traci z ogladanego programu nawet jednej gorzkiej okruszynki.
 
Po dwóch latach zaczynam poruszać górną częścią ciała. Moje lęki zmniejszają się , uspokajają koszmary nocne. Mniej już śnię o ojcu, który otwiera drzwi i rzuca się na mnie.
 
Czasem nawet marzy mi się, że do mojego pokoju wchodzi mój ojciec. Olbrzymi i wspaniały. Jest dobrze ubrany i ma nowe serce, czytam to w jego oczach.
Zbliża się do mojego łóżka, by mnie pocałować. Jego oczy błyszczą. Dotyka mnie, a dotyk jego skóry jest największą pieszczotą.
Kiedy nachodzą mnie te obrazy, nie mogę się powstrzymać od zwrócenia głowy w kierunku drzwi.
Otwierają się. Wchodzi pielęgniarka.
- "Pora na zastrzyk" – mówi
 
Opiekunka społeczna :
 
Naprawdę nie mogłam zbyt często przychodzić…
 
Tim :
 
Przez dwa i pół roku pobytu w szpitalu nikt mnie nie odwiedził. Mówiłem sobie - Jestem sam na świecie. Nie wiem czy mój ojciec żyje. Wolę nie wiedzieć.
 
Opiekunka społeczna:
 
Ale ja naprawdę nic nie mogłam…

 
SCENA 3
 
 
Tim:
 
Mam siedem i pół roku kiedy opuszczam szpital .
Wiozą mnie gdzieś samochodem. Do domu opieki społecznej na północy Francji. W jego części, przez którą przechodzimy, mieści się dom dla umysłowo chorych.
 
Opiekunka społeczna :
 
Chłopca przejęli  inni ludzie , mnie tam nie było i nic nie miałam w tej sprawie do powiedzenia.
 
Tim :
 
Każą mi się rozebrać. Zostaję zaszczepiony. Potem golą mi głowę i smarują jakimś cuchnącym świństwem i owijają bandażem.
"To zabija wszy" – tłumaczy mi nowa opiekunka.
 
Pani z domu opieki :
 
To jest taka rutynowa procedura.
 
Tim :
 
 Dają mi numer i każą wejść do dużej sali. Stoi tam w szeregu ze trzydzieścioro dzieci z ogolonymi głowami. Wszyscy jesteśmy tak samo ubrani.
 
Nagle otwierają się drzwi. Na salę wchodzi czterdziestka mężczyzn i kobiet. Przechodzą się wśród nas i oglądają jak rzadkie przedmioty..
Wiem już , że przyszli tu po to żeby wybrać sobie dziecko. Niektórzy z nich są mili, ale nikt w ogóle nie zatrzymuje się przy mnie. Mój sąsiad , którego także omijają mówi mi : „Wiesz, ludzie lubią ładne dzieci, a my jesteśmy brzydcy. Jeśli nie zostaniesz wybrany za trzecim razem, to jedziesz do poprawczaka i kropka.”
Do poprawczaka ? – dziwię się.
 
 
Pani z domu opieki :
 
Przecież coś trzeba z takimi zrobić, gdzieś umieścić.
Ale po co zaraz taki dom nazywać poprawczakiem ? To prawda , że są tam różne dzieci, także i te po wyrokach, więc siłą rzeczy musi być zawyżony rygor. Ten jednak jest bardzo potrzebny przyszłemu mężczyźnie.
 
Narrator :
 
Ależ ten „mężczyzna” nie ma jeszcze ośmiu lat…
 
Pani z domu opieki :
 
Och, w końcu się tam nie dostał.
 
Narrator :
 
Jeszcze się nie dostał. Tymczasem został umieszczony w domu wariatów.
 
Pani psycholog:
 
Wypraszam sobie takie nazewnictwo! To dom dla umysłowo chorych, a nie wariatów . Chorych - proszę pana. Umieściłam go tam, bo uważałam właśnie, że jest chory.
 
Tim :
 
Kiedy w sypialni gasło światło, wtedy nagle zaczynałem się bać. Wracał ojciec, żeby mnie bić. Oblewały mnie zimne poty . Ze strachu darłem zębami prześcieradło. Płakałem .Wyłem…
 
Pani psycholog:
 
No mówię: Chory. Nad czym się tu zastanawiać?
 
Narrator :
 
Koszmar zastąpiony  koszmarem …
 
Pani psycholog :
 
Ależ proszę pana, co pan tutaj wygłasza... To szpital jak każdy inny. Tam leczą proszę pana.
 
 
Tim:
 
Przez dziewięć miesięcy pobytu kręcę się w kółko. Zmieniam w zombi. Leki stopniowo stępiają moją świadomość. To podróż do piekła.  Wszędzie unoszą się opary szaleństwa.
Wrzaski jednych, jęki drugich. Puste spojrzenia, zastygłe postawy, zesztywniałe członki, mechaniczne kroki, spowolnione gesty, bezbarwne głosy.
„Nie jestem wariatem” – powtarzam sobie na okrągło. To przekonanie ratuje mnie przed demencją.
Tak strasznie chce mi się wierzyć w to, że mama przyjedzie po mnie…
 
Pani psycholog / wzrusza ramionami /  :
 
Przecież w końcu go wypisano.
 
Narrator :
 
Bo pojawił się wreszcie lekarz, którego zastanowiło co robi zdrowy chłopiec pośród wariatów.
 
Pani psycholog:
 
A pan dalej swoje wbrew oczywistym faktom. Proszę pana, takie nazewnictwo jest dziś karalne!
 
Narrator :
 
A takie postępowanie jak pani ?
 
Lekarz :
 
Takie postępowanie niestety nie jest.
 
Pani psycholog :
 
Na szczęście , moi panowie, mamy państwo prawa.
 
Lekarz :
 
A nie serca, niestety.
 
Tim:
 
Kiedy lekarz powiedział : Jesteś synu zdrowy jak rydz – zabrano mnie od wariatów i przewieziono znowu do  domu opieki.
 
Narrator :
 
Ale to niestety nie była zapowiedź zmartwychwstania.
 
Jean-Marie:

Bo zmartwychwstaje się tylko przez miłość. Wielką Miłość.
 
 
 
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika andzia

19-04-2017 [09:59] - andzia | Link:

Panie Ryszardzie, dotknął Pan najczulszej struny w moim sercu ... poryczałam się ...

Obrazek użytkownika Ryszard Sziler

19-04-2017 [10:51] - Ryszard Sziler | Link:

Ogromnie dziękuję Pani Andziu, choćby i dlatego, że  nie oczekiwałem reakcji Czytelników, bo na "Niezależnej" nad takimi tekstami raczej się nikt nie zatrzymuje. Serdecznie pozdrawiam. 

Obrazek użytkownika andzia

19-04-2017 [11:47] - andzia | Link:

Panie Ryszardzie, dzieci to moja największa miłość, nie tylko jako matki i babci, ale też w wykonywanym przez 30 lat zawodzie. Robienie krzywdy bezbronnemu dziecku, to największe barbarzyństwo. Podobnym barbarzyństwem jest krytyka 500+ kiedy tyle dzieci przestało być głodnymi ... a na temat opieki społecznej i wszelakiego rodzaju "psycholożek" mam własne zdanie i to bardzo niekorzystne dla nich:dla nich dziecko jest "papierkiem", które jak najszybciej trzeba przełożyć na cudze biurko. I tak krążą owe "papierki" zamiast znaleźć dobre, serdeczne, pełne miłości miejsce już podczas pierwszego czytania. Niestety, kiedy ważniejszym jest pies, kot ... czegóż można wymagać od "nowoczesnego" społeczeństwa ...

Obrazek użytkownika xena2012

19-04-2017 [11:32] - xena2012 | Link:

Może trochę abstrahuję od tematu,ale brak nam miłości na każdym kroku.Nie potrafimy jej nawet zdefiniować myląc z przyjaźnią która też już została całkiem wykluczona z naszego życia. Zostały one zastąpione przez seks nie zobowiązujący do niczego,ani do odpowiedzialności,ani do pomocy w trudnych chwilach.