Że TVN i Wyborcza za szmatławe propagandówki uchodzą, to oczywistość oczywista. Szyją nićmi tak grubymi, że już nikt o zdrowych zmysłach infościeku poważnie nie bierze. Ale TVP – po zmianach – miało przestać spełniać rolę masowej ujadaczki. I co? I powiedzmy nieskromnie: jajco!
Ostatnio nocleg swój mam u telewidzów, więc i kątem oka zdarzy mi się w ekran spojrzeć. Najczęściej są to Wiadomości. Co trafię – jestem do szczętu rozczarowany. Może mam pecha. A może za duże oczekiwania. Bo kto by pomyślał, żeby od swoich (mniej lub bardziej) oczekiwać więcej?! Propaganda, jak była, tak jest – tyle że na odwrót. Z igły widły – byle we wroga. A o ważnych rzeczach – milczkiem albo z klucza.
Co mnie tak skonfundowało wieczoru ostatniego? Kobieta blisko skoligacona z rezydentem Komoruskim w jakiś sposób przygotowywała dziennikarzy do przedwyborczej debaty telewizyjnej, w której miał uczestniczyć. Jawny konflikt interesów, a więc oczywisty skandal! Tymczasem, co serwuje redakcja? Poplątanie stowarzyszeń, fundacji, i tego, że ktoś gdzieś działa. Na co to jest dowód?! W tym stylu proponuję lepszy materiał. Że Polską rządzi NZS! Albo, że KoLiber. Albo weźcie na warsztat wielką genealogię Miniakowskiego! O facebooku nie wspominam, bo po co dublować robotę. To, że ktoś kogoś zna, albo działa w jednej organizacji, jest dowodem na „możliwość”. Siatka powiązań – bez papierów – to nic. Po przedwczesnej publikacji, jeśli papiórki były, to na wierzchu już nie będą...
Czy nie można od razu stwierdzić oczywistości, że jest konflikt interesów?!