Fałszowanie wyborów już trwa

 
Mamy pierwsze sondaże, które rzekomo odzwierciedlają nastroje Polaków po nominacji kopiącej na metr w głąb w poszukiwaniu szczątków Polaków zamordowanych przez tych, z którymi potem „ramię w ramię”, choć żadnego „ramię w ramię”, ani żadnego przekopywania „na metr w głąb” nie było. No chyba, że Pani Kopacz, ówczesna minister zdrowia, na tych kilka kluczowych dla wyjaśnienia okoliczności zamachu dni zatrudniła się na ruskim spychaczu… wszystko możliwe!

Ale wróćmy do sondaży. Że mogą być czystą fikcją, wiadomo. Przy takim poziomie kontroli rzetelnosci jaki mamy właściwie każdy, nawet największy idiota, może sobie w każdej chwili stworzyć dowolny sondaż, bo w sondażach nawet arytmetyka nie musi się zgadzać, nie obowiązuje sondażystów publiczne ujawnienie szczegółowych danych, nie muszą udowodnić, że jakikolwiek sondaż przeprowadzili, że nie wzięli cyferek z sufitu, nie grozi im  odpowiedzialność za wprowadzanie społeczeństwa w błąd, ani w ogóle żadna inna odpowiedzialność. Wygląda na to, że kasę biorą za naprędce komponowane bajeczki, a że bajeczki muszą się podobać zamawiającym/finansującym, to trwa radosna twórczość i wszyscy, ze złym wilkiem (opozycją) włącznie udają, że w bajeczki wierzą i i dostosowują swoją strategię do tego, co im bajeczki sugerują.

Żarty kończą się jednak, kiedy kilka razy z rzędu w ostatnim sondażu przed wyborami podaje się ich wynik, a po wyborach PKW kilka dni liczy, dopasowuje, znów liczy, znów dopasowuje  i udaje, że nie wie o cudownej mocy algorytmu. Tymczasem dane z takiego „sondażu” wystarczy wprowadzić w system, zastosować odpowiedni klucz (CKW w Moskwie wie jaki) – i wybory są właściwie zbędne .
Problem polega tylko na tym, żeby jakoś uzasadnić „wynik”, a to przy naiwności i bezwładności polskiego społeczeństwa jest dziecinnie proste. Niezawodnie działa szopka z milionem głosów nieważnych i nieśmiertelna formułka „ale nie miało to wpływu na końcowy wynik wyborów” stosowana wobec wszystkich bez wyjątku wyborczych protestów, bo przecież sędziowie nie będą sobie zawracać dostojnych głów rachunkiem prawdopodobieństwa…

Przez kilka ostatnich miesięcy pozwolono PiS wierzyć, że wygrana jest w zasięgu ręki, publikując „sondaże” z  wynikiem co najmniej satysfakcjonującym. To zaowocowało spowolnieniem i rozleniwieniem głównej partii opozycyjnej, odpuszczeniem sobie bastionów Platformy jako nie mających znaczenia w ostatecznej rozgrywce – i to tez będzie wykorzystane tuż przed wyborami dla uzasadnienia „spadku poparcia w sondażach”. Media są niezawodne, „autorytety” już się rozgrzewają, intensywne pranie mózgów ruszy za jakieś dwa tygodnie. Nie zdziwmy się, kiedy pan Markowski zacznie lamentować w TVN nad zaprzepaszczeniem szans przez partię Jarosława Kaczyńskiego. Kampania niczego nie zmieni, bo po pierwsze nie ma prawa niczego zmienić, po drugie nawet gdyby miała takie prawo, to próżno szukać u spin-doktorów PiS pomysłów równie sugestywnych jak ten z pluszakami w 2005 roku. Nawet dobrego hasła wyborczego nie potrafią wymyślić – co także zostanie wykorzystane w procesie udowadniania, że Prawo i Sprawiedliwość jednak przegrało wybory.
Co możemy w tej sytuacji zrobić?
Przede wszystkim – przyjąć do wiadomości, że mężowie zaufania w komisjach wyborczych to tylko maleńki fragment tego, co należałoby mieć do dyspozycji, żeby przynajmniej poważnie utrudnić fałszowanie wyborów. Komisje wyborcze to pierwszy stopień, a do przebycia są jeszcze pułapki systemów komputerowych, z systemem zliczania głosów w PKW włącznie. PiS ma prawo umieścić swoich mężów zaufania na każdym etapie wyborów. Patrzenie na ręce nie wystarczy.
Mężami zaufania w takiej sytuacji jaką mamy powinni być przede wszystkim świetni informatycy, zdolni w lot wychwycić wszelkie nieprawidłowości. „Padający” system PKW wskazuje na intensywną pracę i być może również na przeprowadzanie prób skuteczności czegoś, co niekoniecznie musi być elementem tego systemu. Nie bądźmy naiwni. Nie mamy do czynienia ani z praworządnym państwem, ani z przestrzegającym reguł demokracji rządem, ani z uczciwością na każdym stopniu państwowej/wyborczej machiny.
Czasu jest mało, stawka wysoka, bo Polska lokalna popiera głównie PiS. Jeśli pozwolimy sfałszować te wybory, do następnych pójdą tylko aparatczycy, członkowie i rodziny członków PO/PSL.
I kolesie, hojnie przez nich karmieni.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Sir Winston

09-10-2014 [17:20] - Sir Winston | Link:

Ma Pani rację.
Przypilnowanie wyborów fizycznie, w każdej komisji i na każdym etapie przekracza możliwości nawet tak dużej partii jak Prawo i Sprawiedliwość. Licząc z grubsza, musiałaby ona dysponować 60 tysiącami ludzi. Nie dysponuje.
Co gorsza, już w najbliższych wyborach nie w każdej komisji obwodowej będzie się znajdował przedstawiciel Prawa i Sprawiedliwości, bowiem ostatnio podniesiono stawki za pracę w komisjach na tyle, że dla wielu będzie to kwota nie do pogardzenia. Przy nadmiarze chętnych decyduje losowanie. Czyli jak w całych wyborach - totolotek, z tym że na pewno wypadnie PO.

Niestety w wyborach do Parlamentu Europejskiego zmarnowano szansę na całościową weryfikację uzyskanego wyniku (kompromitacja pt. uczciwe-wybory.pl). Zresztą, kompromitacje i wszelkie inne okrywanie się hańbą PO przyjmuje na klatę, po nich to spływa jak woda po kaczce; poniekąd to naturalne, bo niby jak odróżnić, gdzie się kończy hańba a zaczyna PO? Zapewne nie uznałaby nawet 25-procentowej rozbieżności w wynikach za powód do kontroli w KBW. Co najwyżej sprawa kantu zyskałaby więc walor kompletnej ewidentności. Ale zawsze to coś, bo dziś ONI mogą utrzymywać, że przecież nic się nie stało, wybory były uczciwe.

Sondaże są częścią trójkolumnowej fasady przewału. Drugim jest liczenie głosów, a pierwszym - monopol propagandowy Partii. Te trzy podstawy muszą ze sobą współgrać. A kiedy tak się dzieje, wszystkie kampanie wyborcze, bilboardy, spoty i programy nie są warte funta kłaków: "wygra" zawsze ten, kto trzyma te trzy sznurki w ręku (względnie ten, czyim kijkiem międzypośladkowym porusza właściciel trzech sznurków).

Pozdrawiam