Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Wrobić księdza
Wysłane przez Supernova w 15-01-2014 [10:17]
Z okładki ostatniego „W Sieci” patrzy nas nas mężczyzna w średnim wieku. Ma koloratkę. Pod spodem pytanie, ale takie bez znaku zapytania na końcu „Jak wrobić księdza w pedofilię”. To reklama artykułu „Fałszywe oskarżenie”, znajdującego się na dalszych stronach magazynu. Kupiłam, przeczytałam i włosy zjeżyły mi się na głowie.
Ksiądz z okładki to Mirosław Bużan, proboszcz parafii św. Jadwigi w Bojanie, wsi k. Gdyni, od początku jej istnienia. To on przy pomocy parafian postawił tam kościół, wybudował plebanię, stworzył przedszkole i mały zwierzyniec. Swoją pensję szkolnego katechety przeznaczał na posiłki dla najuboższych dzieci, a latem organizował kolonie w założonym przez siebie ośrodku. Organy, które za pół darmo ściągnął z Niemiec konkurują dziś z oliwskimi. Był wzorowym gospodarzem parafii. Wszyscy go lubili i szanowali. Wszyscy oprócz Kazimierza T., byłego ORMO-wca, zamożnego biznesmena, radnego powiatu wejherowskiego. Ksiądz nie chciał go poprzeć w wyborach, poza tym cieszył się dużo większym szacunkiem społecznym niż on sam. T. odgrażał się, że pozbędzie się proboszcza z Bojana.
5 grudnia 2009 roku 15-letnia Aleksandra M., którą ksiądz przygotowywał do bierzmowania, zadzwoniła z prośbą o rozmowę. To była dziewczyna z problemami. Przyszła pod wpływem alkoholu. Po rozmowie z księdzem poszła do domu i powiedziała, ze to ksiądz dał jej alkohol. Ojciec nastolatki zadzwonił do duchownego, który zaprzeczył, a potem napisał do Aleksandry esemesa o treści „naskarżyłaś na mnie”. Ten esemes stał się potem takim przyznaniem do winy. Nikomu nie przyszło do głowy, że można skarżyć jednocześnie kłamiąc. Do zarzutu podania dziewczynie alkoholu doszły ”inne czynności seksualne”. Ksiądz ją miał całować i gładzić po plecach.
W czerwcu 2011 roku Sąd Rejonowy w Wejherowie uznał duchownego za winnego molestowania seksualnego i rozpijania nieletniej i skazał go na rok i cztery miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu. Nie pomogła apelacja. Wyrok się uprawomocnił w grudniu 2011 roku. Proboszczowi odebrano parafię i zawieszono go w czynnościach duszpasterskich. Tu pojawia się moje niedawne pytanie- czy sąd może się pomylić? Sędzia Anna Maria Wesołowska gorliwie odpowiedziałaby mi, ze nie ma takiej możliwości.
No to teraz druga strona. Próbując dowieść swej niewinności ksiądz poprosił siostrzeńca o zaprzyjaźnienie się z Aleksandrą, wyciągnięcie od niej prawdy i nagranie takiej wypowiedzi na dyktafon. Gdyby był winny, musiałby być jednocześnie niespełna rozumu, żeby chłopaka z własnej rodziny prosić o rozmowę z dziewczyną, którą skrzywdził. Żeby nie podejrzewano go o manipulację nagraniami, duchowny dał chłopakowi cztery dyktafony i każdą wypowiedź dziewczyny nagrano na innym urządzeniu. Aleksandra we wszystkich zarejestrowanych rozmowach przyznała otwarcie, że cała sprawa była ukartowana. Mówiła, że ksiądz jej nie tknął, że chodziło o jakieś pieniądze, że to Kazimierz T. i rodzice kazali jej zeznawać przeciw proboszczowi. Mirosław Bużan przekazał nagrania biegłemu sądowemu z Łodzi, który dokonał ekspertyzy wykluczającej możliwość jakiejkolwiek manipulacji i potwierdził autentyczność i oryginalność nagrań. Tę opinię wraz z dyktafonami przekazał prokuraturze. A ta co zrobiła? Powołała własnego eksperta, byłego esbeka nie figurującego na liście biegłych sądowych. Ten stwierdził, że nagrania są kopiami i nie jest możliwe potwierdzenie ich autentyczności . Następnie prokuratura trafunkiem zgubiła wszystkie cztery dyktafony.
Rodzice Aleksandry mają drogiego adwokata – Bogdana Senyszyna, męża posłanki o skrzekliwym głosie. Kto go opłaca tej żyjącej na skraju biedy wielodzietnej rodzinie? Jak w ogóle trafił do wsi pod Gdynią? Poza tym państwo M. przestali nagle żyć na skraju biedy –zmienili samochód, wyremontowali dom, byli na wczasach. To jednak prokuratury nie zainteresowało. Nie zajęła się również sprawą mającą miejsce dwa lata wcześniej, kiedy to Kazimierz T. namawiał inną wielodzietną rodzinę o wytoczenie księdzu Mirosławowi procesu o pobicie syna. Nie dawał im spokoju, dopóki nie zgłosili się na policję. Proponował pieniądze na dobrego adwokata, na remont mieszkania i samochód. Nie zgodzili się i sprawa została zamknięta.
Kazimierz T. zastraszył mieszkańców Bojana. Jednemu z mężczyzn, który zeznawał w sądzie jakimś cudem spalił się samochód przed domem, innej kobiecie, która ujęła się za księdzem w telewizji splądrowano mieszkanie.
I to by było tyle, jeśli chodzi o artykuł. Ja się jednak tak zastanawiam -ile się obecnie mówi o pedofilii wśród księży? Oczywiście, wykluczyć takich przypadków nie można. Księża, jak wiemy wszyscy, nie są sprowadzani na ziemię przez anioły, ani przez rycerzy Jedi. Nie są też wychowywani w klasztorach w odosobnieniu od świata. Pochodzą z różnych rodzin, wyrośli na tych samych lekturach szkolnych, filmach i zabawach podwórkowych, co wszyscy. Są księża, którzy rapują i tacy, których pasją jest jazda na motocyklu. Są i tacy, którzy grzeszą. Żyją w związkach z parafiankami, czasem mają dzieci, którym kuria wypłaca alimenty. Są księża homoseksualni, co też nieraz z wrzaskiem ujawniają media. Są też pewnie i pedofile. Ilu? Zakładam, że mniej niż w innych grupach zawodowych, bo jednak, żeby się dostać do seminarium trzeba przejść testy psychologiczne.
Kiedy czytam takie artykuły, jak ten, który streściłam, zastanawiam się, czy pedofilia wśród księży to w ogóle jest temat, czy te sprawy nie są częściej preparowane z niechęci do duchownych. O księdzu Mirosławie dowiedziałam się wczoraj z tekstu „W Sieci”, a jego sprawa ciągnie się od 2009 roku. O ilu takich sprawach wrabiania księży nigdy sie nie dowiemy? Ile nie trafi do gazet, do pinii publicznej, a trafi do statystyk?
Pamiętacie Państwo wrzawę wokół polskiego księdza Gila z Dominikany? Na podstawie znalezionych w jego komputerze w czasie, gdy przebywał w Polsce, materiałów pornograficznych i zeznań bodajże siedmiu, czy ośmiu chłopców, postawiono mu zarzuty o „gwałt i inne czynności seksualne”. Do tego doszło rozpowszechnianie treści pornograficznych. Ja nigdy nie byłam na Dominikanie, ale z tego , co wiem, w Ameryce Południowej i Środkowej prawo działa tak, jak u nas przepisy ruchu drogowego – wszyscy wiedzą, że jest, ale nikt się nim nie przejmuje. Ksiądz Gil twierdzi, ze został wrobiony przez mafię narkotykową. Na zdjęciach dowodowych ktoś rozpoznał jego rękę, ktoś tors. Twarzy nie było. Czy to może być wiarygodny dowód? Z tego co wiem zawartość komputera, która tak oburzała dziennikarzy, nadal jest na Dominikanie. Nasi biegli mogli skorzystać jedynie z kopii, która nie jest kopią binarną dysku z komputera księdza, a więc nie można ustalić danych dotyczących dat i zakresu modyfikacji plików. Pozostają jeszcze zeznania chłopców. Chętnie bym się dowiedziała, czy ich rodziny nie wzbogaciły się ostatnio zanadto jak rodzina 15-toletniej Aleksandry, albo czy po prostu nie płaczą ze szczęścia, że żyją. Ja nic nie wiem, ale jeżeli jeden Kazimierz T. może zniszczyć księdza w Polsce w świetle obowiązującego prawa, to czy taka mafia na Dominikanie nie ma stukrotnie większych możliwości?
Prokurator Aleksandra Bandtke, która zajmowała się sprawą księdza Miroslawa Bużana, powiedziała poza protokołem, że jeszcze nie słyszała, żeby jakiś ksiądz zdołał się wybronić. O czym to świadczy? O tym, że w przeciwieństwie do pozostałych obywateli, księża zawsze są winni, czy też o...? No, właśnie, o czym?
Komentarze
15-01-2014 [11:31] - Janko Walski | Link: "prokuratura trafunkiem zgubiła wszystkie cztery dyktafony"
W sowieckim systemie bezprawia jest to metoda a nie przypadek. Dlatego myśląc o odzyskaniu niepodległości (bo tylko wówczas będzie można rozwalić peerelowskie skamieliny w wymiarze sprawiedliwości) warto zastanowić się jak sformułować prawo by zagubienie dowodów traktowane było jako przestępstwo podwójne: działanie na szkodę państwa i współudział w przestępstwie, którego dowody dotyczyły.
15-01-2014 [20:05] - Captain Nemo | Link: Jak sformułować prawo?
Może tak: Osoba dopuszczająca do zagubienia dowodów w śledztwie lub rozprawie sądowej podlega karze bezwzględnego pozbawienia wolności na okres nie krótszy niż 5 lat, bez możliwości ubiegania się o wcześniejsze, warunkowe umorzenie kary, do kary śmierci włącznie. Osoba popełniająca takie przestępstwo pozbawiana jest dożywotnio prawa wykonywania zawodu i funkcji, którą pełniła w chwili popełnienia tego przestępstwa.
Jeśli zagmatwałem, to przepraszam, ale nie jestem prawnikiem.
15-01-2014 [14:45] - patriota | Link: ormowcy!!!!!!!!!!!
ten ormowiec to idealny przykład polskiego beznesuuuuuuuuuuu(czyt.bezsęsu).......resortowy bękart,ktry nie jest solorzem i kulczykiem firmy polonijnej, nastepni beznesmeni,,,,,,,,,,a tym łajzom wszystko wolno...........czesć ich intelektualizmowi!!!!!!!!!!!!!!!!
15-01-2014 [20:24] - Kamila | Link: Potrzebna dyskusja
We wszystkich mozliwych miejscach w sieci jakie zmiany w tym ustawodawcze sa niezbędne w wymiarze sprawidliwości aby wyeliminować najwieksze patologie.
16-01-2014 [12:00] - wicenigga (niezweryfikowany) | Link: Nic nie jest doskonałe raz na zawsze.
Nie tylko prawo można doskonalić w nieskończoność. A póki co należy stosować to istniejące, czego oczywiście, z wiadomych powodów się nie robi.
Prokuratorzy i sędziowie są niezawiśli, co nie przeszkadzało takiemu Milewskiemu skamleć u Tuska, jakiejś paniusi-sędziusi u Michnika, że o wielu innych nie wspomnę, np. Tuleya. Natomiast ci rzeczywiście niezależni są stawiani pod ścianą, np. prokurator Pasionek.
A więc można dyscyplinować prokuratorów i sędziów.
Zatem prokurator, który wyznacza jakiegoś kolesia na biegłego sądowego musi być uznany w najlepszym razie za kabotyna i jako taki usunięty ze struktur prokuratury w Polsce na zawsze. Podobnie ten, który "zapodział" cztery dyktafony. Takie przypadki w przyrodzie nie występują. Niech się przekwalifikuje na psiego fryzjera, bo na ludzkie życie wpływu mieć nie może.
Ba, ale jeśli dochodzenie i sądzenie tak właśnie ma wyglądać, to nie ma zmiłuj, przykładem choćby śledztwo smoleńskie i śledztwo w sprawie Olewnika, oba naszpikowane "cudami" do obłędu, z Seryjnymi Samobójstwami włącznie. Bo tak ma być. To nie patologia, to zamierzenie i konsekwentna realizacja.
Więc dyskutowanie o patologii w "wymiarze sprawiedliwości", to skupienie uwagi szanownej publiczności na nieistotnym celu. Można natomiast, i należy, dyskutować kto pociąga za te sznurki. Personalnie.
A to po to, aby po uzyskaniu wreszcie władzy można było precyzyjnie wyczesać te gnidy i publicznie je porozgniatać. Ku przestrodze!
Żeby nie było tak, że w nieskończoność "oni" będą nam dyktować kto są człowieki honoru, a my będziemy gęby rozdziawiać w niemym podziwie.
Jak papu-łasi.