Rok później

Piękną laurkę wyrychtował TVN i sobie, i – co zrozumiałe, skoro to rządowa telewizja – ciemniakom, w rocznicę zamachu dokonanego na polskiej delegacji. Obejrzałem film pt. „Sobota” z uwagą, czyniąc sobie oczywiście, dokładne notatki, tak by nic wartościowego (tudzież bezwartościowego) nie umknęło, a rzeczywiście wiele rzeczy z tego filmu należy udokumentować.

Po pierwsze to, że w ciągu 12 minut, jeśli wierzyć słowom R. Sikorskiego (o tym, że o 8.48 dostał pierwszego newsa od D. Górczyńskiego), ciemniacy już wszystko wiedzą (o 9-tej m.in. telefon do J. Kaczyńskiego) i są po tym wglądzie w przebieg zdarzeń gotowi do dalszych odpowiedzialnych działań takich jak rozsyłanie sms-a, którego treść ujawnił gen. S. Petelicki.

Jak to dochodzenie do wiedzy o tym, co się stało, wygląda w szczegółach? Sikorski dostaje sms-a od D. Górczyńskiego o tym, że samolot się rozbił, ale nie było wybuchu. Jaki samolot i gdzie się rozbił, tego nie wiemy. Czy np. chodzi o rozbicie się „prezydenckiego jaka-40” czy „prezydenckiego tupolewa”, skoro P. Paszkowski oficjalnie do mediów będzie o 9.15 przekazywał informację (uzyskaną chyba od Sikorskiego, prawda?) właśnie o „prezydenckim jaku-40” (nim ją skoryguje po kilkunastu minutach na „prezydenckiego tupolewa”)? Jeśliby chodziło o „prezydenckiego jaka-40” to nie ma jego szczątków na Siewiernym, co chyba potwierdzi nawet największy ekspert ds. katastrof lotniczych J. Osiecki, nie mówiąc o T. Hypkim czy E. Klichu. Sikorski powiada: „To dawało nadzieję, że po prostu mieli awaryjne lądowanie, że może stracili koło, podwozie może...” Pytanie tylko: kto miałby mieć awaryjne lądowanie? Jak-40, tu 154m, czy oba statki powietrzne?

J. Sasin w tym filmie mówi o tym, że pierwszego newsa dostał z drugiej ręki, ale pochodzić miał on ostatecznie od T. Stachelskiego, a wiadomość dotyczyła... problemów z lądowaniem i skierowania samolotu na zapasowe lotnisko. Niestety, nie zauważyłem ani Górczyńskiego, ani Stachelskiego w filmie TVN-u, choć zdawać by się mogło, że to wyjątkowo ważni informatorzy, jeśli chodzi o „wypadek na Siewiernym” i powinni mieć wiele interesujących wspomnień. Tak samo jak T. Turowski czy G. Cyganowski, których ze świecą szukać w rocznicowych przekazach.

Kogo zaś widzimy z protagonistów? Paszkowskiego np., który opowiada, jak idąc z ręcznikiem do kuchni widzi na wyświetlaczu, że dzwoni Sikorski. Sikorskiego opowiadającego, co widział Bahr. Michałowskiego, który mówi o wielkim napięciu gajowego. Mnóstwo relacji o emocjach, co kto czuł i kiedy. Faktów tyle co na lekarstwo. Ale są i perełki, bo w każdej propagandzie musi być ziarno jakiejś informacji. Widzimy np. studio rządowej telewizji TVN24 tuż po 9.15, kiedy J. Kuźniar robi przerwę i wchodzą reklamy. TVN ma już newsa, ale nie wie jeszcze, jaki to news. I słyszymy głos z offu (kto to mówi, niestety, nie jest pokazane i, rzecz jasna, nie ma wywiadu z tym gostkiem): „Musimy spokojnie powiedzieć o tym, że z tego, co mówią nasi reporterzy są jakieś problemy z lądowaniem samolotu prezydenckiego...” Kuźniar tu opowiada o jaku-40, a tamten gość: „Trzeba jakoś ogólnie to powiedzieć...” Kuźniar coś bąka o sprzedawaniu (wiadomości pewnie), a tamten najciekawiej teraz: „...bez żadnego tam, po prostu, NAWET NIE MÓW, ŻE NIE MA KONTAKTU, nie mamy informacji.”

Sytuacja jest o tyle ciekawa, że o 9.19 Kuźniar ogłosi „newsa” z „prezydenckim jakiem-40” i potem zaczną się pojawiać coraz to nowe informacje, a przecież jest to już prawie 40 minut „od godziny wypadku” (zakładając obecnie obowiązującą do czasu kolejnych dementi godzinę 8.41). Niby arcyboleśnie prosta sprawa: wsie pogibli, nie ma co zbierać, nie ma kogo ratować, a tu 40 minut od „zdarzenia” rządowa telewizja „tak jakoś ogólnie” i „z taką pewną nieśmiałością” chce informować o tym, co się dzieje, gdy tymczasem gabinet ciemniaków już przed 9-tą ustalił co i jak (bez jakiegoś specjalistycznego rekonesansu; a pamiętamy, że COP jest jeszcze wtedy na etapie prognozowania przylotu polskiej delegacji do Briańska), a o 9.15 Sikorski powie bratu zamordowanego Prezydenta, że katastrofa spowodowana została z winy pilotów. Dziwne te rozjazdy, prawda? Jedni wiedzą już wszystko, a inni, jak choćby radiosłuchacze i telewidzowie, dopiero będą uczeni „smoleńskiego elementarza”: od problemów z lądowaniem, poprzez awarię, rozbicie, katastrofę, niewielki pożar, pożar ugaszono, „troje osób ocalało”, na „wsie pogibli” kończąc. A nawet to „wsie pogibli” będzie różnie przedstawiane, bo rozpiętość liczebna będzie od 87 to 132 ofiar, zaś jeszcze przed 11-tą podawane będą w TVP Info nazwiska osób żyjących wśród „ofiar wypadku”.

Ale to wszystko wiemy. Film „Sobota” jednak na tych rzeczach się w ogóle nie koncentruje, lecz wyłącznie na wielkich emocjach, jakie przeżywali przeróżni wielcy ludzie. Tusk opowiada jak się poryczał (ale już dlaczego nie zawiadomił NATO i jak wyglądały jego rozmowy z Kremlem, to nie opowiada). Paszkowski opowiada: „Postanowiłem się usadowić w takiej roli czysto profesjonalnej, która jakby psychicznie człowiekowi umożliwia funkcjonowanie (…) Czysty profesjonalizm: od tego momentu jesteś po prostu kanałem przekazu informacji” (co wprawia w niemy zachwyt przesłuchującego go dziennikarza), ale już nie opowiada, skąd się wzięła w tym kanale przekazu informacja o „prezydenckim jaku-40” i dlaczego zamienił się on w „prezydenckiego tupolewa” w ciągu kilkunastu minut, a przecież jeśli Paszkowski wzuł na siebie szatę profesjonalisty, to jakieś wyjaśnienie w tej materii by się przydało – rok po „wypadku”.

Tuska wypowiedź o tym, co czuł, stąpając nocą po księżycowej scenerii Siewiernego, także jest warta przytoczenia, gdyż mimowolnie chyba i nieświadomie, odkrywa on przed nami prawdę o pobojowisku: „sceneria, jak z jakiegoś upiornego przedstawienia teatralnego. Ta scenografia... Przez to, że był las, błoto, szczątki samolotu, te smugi światła... (no i jeszcze chyba parę trumien – przyp. F.Y.M.). I jakby zapach tragedii w powietrzu. Nie umiem tego zdefiniować, ale takie poczucie fizyczne, że jesteśmy w miejscu, gdzie stało się naprawdę coś... coś strasznego.” A i owszem, stało się, gdyż Ruscy przywieźli zwłoki ofiar osób zabitych właśnie w to miejsce, dodajmy. W tym więc względzie faktycznie lotnisko/pobojowisko Siewiernyj jest jakoś związane ze śmiercią członków delegacji prezydenckiej. I Tusk opowiada dalej, wchodząc już w obszar zgoła metafizyczny, a zarazem bardzo osobliwie; tak jakby premier polskiego rządu nie do końca był wtedy obecny w realnym świecie: „Świat wokół staje się absolutnie zimny i przezroczysty. Nie wiem. Nie... Jakby zastyga wszystko wokół i w samym człowieku i wszystko staje się tak bardzo jak... ostrze noża: zimne i jasne, a równocześnie tak, jakbyśmy nie mieli do tego dostępu. ”

Ostrze noża? Zimne i jasne? Zaskakujące, jak na skojarzenia na miejscu lotniczej katastrofy. O jaki brak dostępu Tuskowi chodzi? O brak dostępu do realnego świata czy może do myśli o tym, jak rzeczywiście wyglądała tragedią? Można bowiem w ramach mechanizmu wyparcia wytworzyć sobie zasłonę niepozwalającą widzieć tego, co zaszło. Na szczęście i dla Tuska, i dla Putina, wszystko od tamtej nocy na pobojowisku, utonie nie tylko we mgle, ale i w mrokach nieprawdopodobnego wprost kłamstwa. Kłamstwa smoleńskiego.

Min. sprawiedliwości w gabinecie ciemniaków K. Kwiatkowski (wywiad dla „Rz” z 9-10/04/2011), też obecny tamtej nocy na Księżycu, powie tak rok później: „Zawsze będę pamiętał to dziwne wrażenie. I oświetlony przez lampy fragment szczątków tupolewa, który leżał kołami do góry”. Wystarczyło bowiem powywracać trochę szczątków samolotu, by świadkowie, ministrowie, eksperci zyskali pewność, że na Siewiernym po prostu musiało dojść do katastrofy polskiego tupolewa.

Pytanie więc: musiało? Czy – miało? Bo to jakby nie to samo. „Oni musieli się tam rozbić”, powtarzali nam zgodnie przez ten rok i ruscy, i polscy znawcy katastrof lotniczych. Nikt jednak nie powiedział otwarcie: oni mieli się tam rozbić. Mieli się rozbić nawet, gdyby ani „prezydencki jak-40”, ani „prezydencki tupolew” tam 10 Kwietnia 2010 r. nie doleciał.

http://www.tvn24.pl/-1,1698999...

P.S.

Pokój duszom zamordowanych 10 Kwietnia.



Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Andrzej Dębski

10-04-2011 [19:46] - Andrzej Dębski (niezweryfikowany) | Link:

To była racja stanu Putina i Tuska.

Obrazek użytkownika lego

10-04-2011 [21:06] - lego (niezweryfikowany) | Link:

Prezydent USA Franklin Delano Roosevelt kiedyś powiedział: „W polityce nic nie zdarza się przypadkowo. Jeśli jednak się zdarzy, bądźcie pewni, że tak zostało zaplanowane”. I 10 kwietnia 2010 stało się to co miało się stać Czyli każda historia to zbieg zaplanowanych zdarzeń i przypadków które mogą je zniweczyć lub nie .I możliwe jest ,że przez przypadek dowiemy się szybciej o tak zwanej katastrofie Smoleńskiej ponieważ Dmitrij Anatoljewicz Miedwiediew robi czystki wśród protegowanych przez Władimira Władimirowicza Putina szykując się na następną kadencję na Kremlu . Dimitrij wszedł w posiadanie niewygodnych dokumentów nie tylko dla Putina ale także dla przyjaciół z Warszawy . Dlatego też 09.04 2011 dla portalu WPROST Gen. Sławomir Petelicki czując pismo nosem,. powiedział to co powiedział, że decyzja o przyjęciu konwencji chicagowskiej jako podstawy prowadzenia badania katastrofy zapadła w trójkącie Donald Tusk-Tomasz Arabski-Paweł Graś. Tuż po katastrofie czołowi politycy PO mieli otrzymać SMS-a z instrukcją na temat tego, jak mają się wypowiadać na temat katastrofy. Petelicki poznał treść tego SMS-a. Brzmiał on: „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje kto ich do tego skłonił".
A Gen. Sławomir Petelicki jest współautorem raportu poświęconego przyczynom katastrofy smoleńskiej przygotowanego przez Zespół Eksportów Niezależnych. I doskonale wie gdzie w trawie żaba piszczy i jak należy ustawić się w nowych realiach które niedługo staną się faktem

Obrazek użytkownika Michael

03-08-2011 [18:53] - Michael (niezweryfikowany) | Link:

Donald T. Trybunał Stanu!