O "Borsuku", co marszałkiem został...

W ustach osoby utożsamianej z PO, wręcz odbieranej jako jeden ze sztandarów tej partii, wypowiedzi typu: "źle oceniam dyktatorski styl, jaki (Wałęsa) wprowadził do pierwszej Solidarności (...), on zaczął łamać demokrację w związku" - są targaniem Lecha Wałęsy za uszy i brzmią wręcz sensacyjnie.

 

Równie niespodziewane jest przyznanie się, że w 1995 roku w trakcie drugiej kampanii prezydenckiej L.W. w środowisku Unii Demokratycznej Borusewicz mówił, że demokracji trzeba bronić nawet z Leszkiem Millerem, ale przeciw Wałęsie!

 

Wywiad ten jest równie ciekawy, co zakłamany, bo oto czytamy, że marszałek senatu poprzedniej kadencji z nadania PiS przeszedł do PO, bo zdradziła go "Samoobrona" i "Radio Maryja" jako część obozu rządowego "Prawa i Sprawiedliwości"… Ja słyszałem z bardzo wiarygodnych źródeł zupełnie inną wersję: ponieważ "Borsuk" dowiedział się, że w następnych wyborach PiS ma zaoferować fotel marszałka senatu nie Borusewiczowi, a Romaszewskiemu - uznał, że skuteczniej powalczy o kontynuację swojej marszałkowskiej kariery, startując tym razem z barw Platformy. Jego kolega marszałek sejmu, Marek Jurek, złożył stanowisko po tym, jak w wyniku wewnętrznego sporu ideowo-politycznego w PiS, odszedł z tego ugrupowania. Marszałek senatu Borusewicz ani myślał to robić, gdy ta okropna "Samoobrona", z podobnie okropnym LPR, formalnie weszły do koalicji rządowej wiosną 2006 roku…

 

Dorabiać ideologię Borusewicz umie. Niestety dla niego, nie wszyscy to kupią.

 

 

                                                                                    ***

 

Niewolnik nie zawsze pozostanie niewolnikiem. Najlepszym tego przykładem był Spartakus. Bywa jednak inaczej. Oto sowiecki aparatczyk, robiący karierę w strukturach ZSRR (a dokładnie Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej), został prezydentem niepodległej Białorusi, a potem - pod sztandarem wolności i demokracji - oponentem Łukaszenki. Mowa o Stanisławie Szuszkiewiczu - białoruskim polityku polskiego pochodzenia. Jednak nie zapomniał wół, że cielęciem był i dalej jest w tym dzisiejszym bojowniku o demokrację dużo radzieckiego myślenia i niewolniczego syndromu. Oto Szuszkiewicz - będący zdaje się - wciąż jeszcze towarzyszem Szuszkiewiczem - krytykuje polskie media za to, że nie wszystkie padają na twarz przed Wałęsą. Jego zdaniem media u nas są "zbyt wolne" (u niego natomiast za mało wolne). Wot i rab-niewolnik jeden z niewolniczą mentalnością. Definicja wolnych mediów według białoruskiego opozycjonisty: wolne są takie, które chwalą tych, co trzeba i krytykują tych, co powinni. Proste jak ziemia w białoruskim kołchozie. A ta Polska zawsze jakaś taka nieprawomyślna...

 

Zostawmy jednak tego biedaka, wychowanego w więzieniu - jakim był ZSRR. Jeszcze bardziej znamienne były reakcje na tę kuriozalną wypowiedź Białorusina większości naszych mediów. Powszechnie przyjęto ją jako... zabawną i cytowano gorliwie. Wiadomo: była "słuszna", bo broniła "słusznego" (teraz, bo nie w 1990 roku...) polityka. Bo u nas punkt widzenia zależy od punktu... lubienia.

Pomyślmy przez moment, gdyby takiego sformułowania - o "zbyt wolnych mediach" użył np. Jarosław Kaczyński. Wycie pełne oburzenia trwałoby ze dwa tygodnie i byłoby tak donośne, że dotarłoby nawet na Krym (albo Rzym, albo i tam i tam). Czego nie wolno politykom polskiej prawicy, jak najbardziej można białoruskim "demokratom" z komunistycznym rodowodem. I to jest właśnie urok podwójnych standardów...

 

 

 

 

Ciekawy, a jednocześnie załgany wywiad marszałka sejmu Borusewicza dla dzisiejszego "Dziennika". Ciekawy, bo Borusewicz jest znacznie bardziej krytyczny wobec Wałęsy niż oficjalnie przyjęta średnia "poprawności politycznej".