Ostatnie spotkanie prezydentów Stanów Zjednoczonych Ameryki i Republiki Tureckiej było kolejnym sygnałem zbliżenia obu tych państw, które choć razem są w NATO to nie zawsze było im po drodze. Jeżeliby wskazać główne różnice między polityką zagraniczną Białego Domu w czasie ery Josepha Robinette’a Bidena i podczas tych już przeszło ośmiu miesięcy prezydentury Donalda Johna Trumpa to z całą pełnością stosunek do Turcji jest jedna z tych spraw, która pokazała nową jakość.
Przypomnijmy fakty. Po pierwsze : o ile Demokraci w Białym Domu byli wyraźnie sceptyczni wobec Ankary o tyle Republikanie wręcz przeciwnie. Stąd się wzięła jednoznaczna wypowiedz nowego - starego prezydenta USA, że klucz do rozwiązania sytuacji w Syrii leży w Turcji. Ta wypowiedź bardzo umocniła Ankarę w regionie ,a samego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana w Turcji. Potem Trump ku wściekłości Kremla stał się rozjemcą w tradycyjnej strefie wpływów najpierw carskiej Rosji,potem ZSRR, a obecnie Rosji Putina czyli na Kaukazie Południowym. Dotychczas prezydenci Azerbejdżanu i Armenii jeździli do Soczi czy Moskwy, gdzie Putin występował w roli sędziego ze wszystkimi tego korzyściami dla „Wielkiego Brata” – teraz tę rolę bezceremonialnie zabrał mu 47 prezydent w dziejach Stanów Zjednoczonych. Nie muszę tutaj dodawać, że Baku jest w ścisłym sojuszu z Ankarą i takie właśnie przesuniecie negocjacji z wektora wschodniego na zachodni (amerykański) było bardzo korzystne dla prezydenta Erdogana. Warto wiedzieć, że tenże prezydent Turcji, którego partia AKP rządzi ich ojczyzną od ćwierć wieku ma w tej chwili lodowate relacje z Rosją - za to ciepłe z USA. Na szczycie Szanghajskiej Organizacji Gospodarczej w chińskim Tiencinie demonstracyjnie nie spotkał się z Putinem, a teraz spotyka się z Trumpem.
O zbliżenie amerykańsko- tureckie pretensje do Waszyngtonu miał Izrael dla którego Turcja jest głównym rywalem w regionie – gdy Iran jest głównym wrogiem. Prezydent Trump jest do bólu pragmatyczny: potrafi rozmawiać i z premierem Izraela Binjaminem „Bibi” Netanyahu i prezydentem Turcji. Skądinąd na to realistyczne podejście Trumpa Erdogan odpowiada też pragmatyzmem spotykając się zarówno z prezydentem USA, jak i prezydentem Chin Xi Jinpingiem.
To, co napisałem powyżej pokazuje, że wbrew opiniom zidiociałych krytyków Donalda Trumpa amerykański prezydent wchodzi w szkodę Rosji. Po drugie jednak dowodzi też, że w polityce międzynarodowej bardzo ważny jest pragmatyzm, który wyklucza ideologię i obrażanie się: tak , jak Trump łączył izraelską wodę z tureckim ogniem tak samo Erdogan łączy chińską wodę i amerykański ogień. To dobra lekcja dla architektów polskiej polityki zagranicznej : po pierwsze pragmatyzm!
*Artykuł ukazał się na portalu "Innapolityka.pl"
Pisze Pan:
"w polityce międzynarodowej bardzo ważny jest pragmatyzm, który wyklucza ideologię i obrażanie się: tak , jak Trump łączył izraelską wodę z tureckim ogniem tak samo Erdogan łączy chińską wodę i amerykański ogień."
Prezydent Karol Nawrocki na antenie radia Zet:
"Nie jest moim zadaniem, jako Prezydenta RP, dążenie do budowania alternatywy wobec sojuszu z USA"
https://wpolityce.pl/polityka/741892-sojusz-z-usa-stanowcze-slowa-prezydenta-nawrockiego
Nie jesteśmy w geopolitycznym położeniu Turcji, więc proporcje współpracy z Chinami i USA muszą być różne.
Nie oznacza to skazania na bezalternatywną politykę Polski. Chiny są zainteresowane przedłużaniem wojny rosyjsko-ukraińskiej, ale nie powrotem do dominacji Rosji w Eurazji.
Alternatywą dla sojuszu Polski z USA był dotąd sojusz z NATO w wersji po roku 1997, który zaspokajał interesy współpracy niemiecko-rosyjskiej ponad naszymi głowami. Sojusz z USA jest naturalną koncepcją, która nie pozostaje w sprzeczności z sojuszem regionalnym od Skandynawii po Ukrainę i Turcję. Ten drugi ma taką zaletę, że nie odejdzie w swej polityce za Atlantyk, ani nie przyjmie Rosji do obozu zwycięzców. Ten sojusz państw Europejskich, które geopolitycznie są stale zagrożone przez Rosję wymaga przeciągnięcia Białorusi, jeśli chcemy mówić o trwałym pokoju za 10 lat i wcale nie jest powiedziane, że to warunek nie do przyjęcia dla Chin.
Pomyślmy o stabilizatorach sojuszu z USA.