Toalety gotowe na EURO 2012

XXX

 

Dworzec kolejowy dużego polskiego, historycznego miasta - pewniak do organizacji meczów EURO 2012. Toaleta w podziemiach. Płatna, rzecz jasna. Cena wstępu: złotych 2. „Tak drogo?” - dziwię się nieco ironicznie. „Podwyżki dopiero będą” - odpowiada pewna swego babcia klozetowa.

 

Mistrzostwa za 4 lata. Do Polski ma przyjechać minimum 0,5 miliona kibiców. Toalety (za 2 PLZ) przyjmą ich ze staropolską gościnnością...

 

XXX

 

Najbardziej antykomunistyczny (albo jeden z najbardziej antykomunistycznych) klubów piłkarskich Lechia Gdańsk po 20 latach awansowała do Ekstraklasy. Kibice wbiegli na murawę, wokół  było biało-zielono, a wśród licznych transparentów zapamiętałem jeden: „Precz z komuną - Lechia Gdańsk”. Ja też tam byłem, miód i wino piłem... Co jo godom, co jo godom: herbatę piłem...

 

XXX

 

Miałem wczoraj wystąpienie na konferencji Klubu Parlamentarnego PiS i Grupy Politycznej Unia na rzecz Europy Narodów w Parlamencie Europejskim. Sympozjum odbywało się w Sejmie RP i dotyczyło zabezpieczenia polskiej własności na Ziemiach Zachodnich i Północnych wobec roszczeń niemieckich. Mój referat dotyczył niemieckiego punktu widzenia na tę kwestię i wypowiedzi niemieckich polityków odnośnie tzw. wypędzonych na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Oto tekst mojego wystąpienia:

 

 „W drugiej połowie XVIII wieku Fryderyk II, władca Prus, nazwał Polaków „Indianami Europy”. Dokładnie mówił o "Irokezach Europy". Przypominanie wypowiedzi niemieckiego władcy sprzed blisko 220 lat nie byłoby może celowe, gdyby nie fakt, że dziś jego rodacy miewają do polskiej własności stosunek taki, jaki mieli biali kolonizatorzy w obu Amerykach do Indian właśnie.

 

Charakterystyczne, że olbrzymia większość kontrowersyjnych wypowiedzi niemieckich polityków w ostatnich kilku latach dotyczyła w mniejszym stopniu różnic odnośnie przyszłości Unii, "pierwiastka", obrony systemu głosowania zawartego w Traktacie Nicejskim czy mechanizmu z Joaniny, a w większym spraw dotyczących własności polskiej na Ziemiach Zachodnich i Północnych.

 

Najczęściej wypowiadającą się na ten temat osobą była Erika Steinbach. Określenie jej jako marginesu "polityki niemieckiej" jest kłamstwem lub kompletną niewiedzą: pani Steinbach jest nie tylko szefem Związku Wypędzonych, na którego zjazdach gościli zarówno prezydent RFN, jak i pani kanclerz i przewodniczący Parlamentu Europejskiego, ale również jest już przez szereg kadencji deputowaną do Bundestagu i członkiem ścisłych władz rządzącej w Niemczech partii - CDU. Od wielu lat w wyborach do władz CDU jest w pierwszej dziesiątce polityków otrzymujących największą ilość głosów. To ona właśnie stwierdziła, że "wszystkie niemieckie rządy potwierdzają, że przesiedlenia Niemców po II wojnie światowej odbyły się z pogwałceniem prawa międzynarodowego, a kwestia odszkodowań jest otwarta".

 

Ale w tej sprawie nie ma tak naprawdę istotnej różnicy między politykami niemieckiej centroprawicy i lewicy. Oto w tym samym duchu co Steinbach wypowiadali się liderzy socjaldemokratów m.in. minister spraw wewnętrznych w rządzie Schrödera, Otto Schilly, a także ówczesny niemiecki przewodniczący Parlamentu Europejskiego Klaus Hänsch (SPD). Ten ostatni mówił: "Dekrety Benesza i analogiczne dekrety w Polsce i na Słowacji muszą zostać anulowane."

 

Szef europarlamentu jakby cytował swojego politycznego przeciwnika, byłego już wieloletniego premiera Bawarii i kandydata na kanclerza z ramienia CDU-CSU w poprzednich wyborach Edmunda Stoibera, który stwierdził: "Bez unieważnienia tych dekretów niemożliwa będzie pełna integracja obu krajów (Czech i Polski) z Unią Europejską." W innym miejscu - nie przypadkiem na dorocznym zjeździe niemieckich ziomkostw - tenże bawarski premier powiedział: "Do fundamentów Unii Europejskiej należą prawa człowieka, wolność, sprawiedliwość, państwo prawa, prawa mniejszości i prawo do stron ojczystych. Na takim fundamencie można budować przyszłość, a nie na dekretach wypędzeniowych"… To właśnie decyzją Stoibera rząd Bawarii przeznaczył 300 tysięcy euro na budowę w Monachium muzeum Niemców sudeckich.

 

Wypowiedzi niemieckich polityków świadczą o faktycznej zgodzie głównych partii politycznych RFN wobec problemu tzw. wypędzonych. Ale świadczą one też o pewnej ciągłości. Oto w zeszłym roku kolejny niemiecki przewodniczący Parlamentu Europejskiego tym razem chadek Hans-Gert Pöttering udzielił wyraźnego poparcia Związkowi Wypędzonych. Nie tylko był gościem honorowym organizowanego przez ten związek Dnia Stron Ojczystych, ale też wziął panią Steinbach w obronę przed polskimi politykami, w tym także obecnymi na tej sali… (cytuję: "Piętnuję ulotkę Powiernictwa Polskiego, która przedstawia panią w niedopuszczalny i niegodny sposób." -  szkoda, że tylko dla polskiej strony szef Parlamentu Europejskiego znalazł wyrazy potępienia.).

 

Pöttering nie odniósł się na przykład do choćby takiej wypowiedzi Eriki Steinbach: "To Hitler otworzył puszkę Pandory, ale masowe wypędzenia miały miejsce jedynie w państwach za żelazną kurtyną, a nie np. w Danii czy Francji. Choć to Stalin był głównym twórcą polityki wypędzeń to pierwotna inicjatywa leżała po stronie krajów wypędzających Niemców"…

 

Można eksponować antypolskie wypowiedzi skrajnych polityków niemieckich, jak choćby przewodniczącego Narodowo-Demokratycznej Partii Niemiec (RPD) Udo Voigta, który w wywiadzie dla telewizji… irańskiej - chętnie rozpowszechnianym przez liczne stacje niemieckie - zażądał kilka miesięcy temu zwrotu tej części polskiego terytorium, która była w granicach Rzeszy Niemieckiej. Voigt mówił też: "Jedna trzecia niemieckiego terytorium znajduje się pod polską administracją. Niemcy zostały ich pozbawione wbrew prawu międzynarodowemu". Ta wypowiedź miała miejsce tuż przed wizytą premiera Tuska w RFN i została dzielnie przemilczana przez nowy polski rząd.

 

Jednak bardziej charakterystyczne są wypowiedzi tych licznych polityków RFN, którzy należą do politycznego "mainstreamu". Poparcia tzw. wypędzonym i ich roszczeniom udzielił - poza kilkunastoma już tu wcześniej cytowanymi - bardzo wpływowy minister finansów i lider CSU w Bawarii Theo Waigel. Poparł je również ówczesny przewodniczący frakcji CDU/CSU w Bundestagu Friedrich Merz. Inny deputowany tej partii Jochen-Konrad Fromme zakwestionował w ogóle Traktat Poczdamski i wezwał Polskę by wyznała swoje "powojenne winy". Tenże Fromme piastując funkcję szefa grupy roboczej „Wypędzeni, Uciekinierzy, Przesiedleńcy” udzielił wywiadu dla dziennika "Rzeczpospolita”, w którym dał wyraz swojemu zdziwieniu, że Polacy sprzeciwiają się planom budowy Centrum przeciw Wypędzeniom. Podkreślał jednocześnie, że "naród niemiecki ma ciężkie doświadczenia. Celem obecnej dyskusji jest uświadomienie tego młodemu pokoleniu". W tymże wywiadzie Fromme oczekiwał od Polski, aby "krytycznie spojrzała na własną historię", a od Polaków przyznania się "do zbrodni wypędzenia". Wyłożył także własną, niesamowitą wersję najnowszej historii: "Sprawców było dwóch i muszą zostać jasno zdefiniowani. Po pierwsze Hitler, po drugie Polska, a ściślej komunistyczny reżim komunistycznej Polski”.

 

Ryba psuje się od głowy - jak mówi polskie przysłowie. A na poglądach głoszonych przez tuzów niemieckiego życia politycznego startujący do poważnych karier politycy mogą zrobić karierę. Zastępca pani Eriki Steinbach w Związku Wypędzonych Paul Latussek został doradcą Federalnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Dopiero, gdy zanegował Holocaust i skazany został za to przez sąd odwołano go z obu funkcji.

 

Żeby poszerzyć tę paletę wypowiedzi pozwolę sobie zacytować tym razem nie polityka, ale dyplomatę, byłego ambasadora RFN w Polsce Reinharda Schweppe, który kończąc misję w naszym kraju w wywiadzie dla gazety "Trybuna" powiedział: "Czasem słychać, że Niemcy są w sytuacji ćpuna uzależnionego od narkotyków, który co prawda dziś nie bierze, ale był uzależniony przez 62 lata i należy się obawiać, że weźmie znowu. Mam na myśli, oczywiście nie narkotyki, ale nazistowską politykę".

 

Można jednak czasem odnieść wrażenie, że Niemcom chodzi nie tyle o tzw. wypędzonych i ich mienie, lecz o sprawy znacznie szersze i bardziej strategiczne. Oto wpływowy polityk SPD Peter Glotz w dzienniku "Welt am Sonntag" powiedział wprost, że Polacy "muszą powstrzymać narodowo-katolicki fundamentalizm". Warto podkreślić, że - wbrew pozorom - wypowiedź ta nie dotyczyła bynajmniej okresu rządów PiS-u, tylko miała miejsce we wrześniu 2004 roku, a więc w czasach, gdy w naszym kraju rządziła bliska Glotzowi SLD.

 

Pozwolą Państwo, że w ramach podsumowania przypomnę stosunkowo niedawną, sprzed niespełna 5 miesięcy wypowiedź prezydenta Niemiec Horsta Koehlera, który poparł udział Związku Wypędzonych i jego przewodniczącej Eriki Steinbach w tworzeniu Centrum przeciw Wypędzeniom w Berlinie. Ten najbardziej popularny w sondażach opinii publicznej polityk RFN zdecydowanie odparował zarzuty polityków polskich wobec Eriki Steinbach, szkodzącej, naszym zdaniem, dwustronnym stosunkom Warszawy i Berlina. Polskie sugestie, że nie powinna ona być liderem tzw. wypędzonych skomentował krótko: "O niemieckich kwestiach personalnych rozstrzyga się w Niemczech". Było to swoiste pokazanie Polakom "miejsca w szyku" przez prezydenta RFN urodzonego w 1943 roku na Zamojszczyźnie w domu, z którego Niemcy wcześniej wypędzili polskich właścicieli...

 

Oczywiście, tematyka tzw. wypędzonych nie jest jedyną, która stała się przedmiotem polsko-niemieckiego konfliktu. Kolejną jest sprawa zwrotu dóbr kultury. Polska szacuje swoje straty w tej także dziedzinie na 20 mld dolarów USD. Ze strony niemieckiej były ambasador RFN przy ONZ, a obecnie specjalny negocjator ds. zwrotu niemieckich dóbr kultury Tono Eitel stopniowo rozszerza listę roszczeń Berlina - im dalej od wojny, tym jest ona dłuższa…

 

Szanowni Państwo,

 

w tym miesiącu minęła 4 rocznica wejścia naszego kraju do Unii Europejskiej. W tym kontekście warto przytoczyć wypowiedź Eriki Steinbach cytowaną 24 stycznia 1999 roku przez "The Sunday Telegraph": „zanim kraje takie, jak Polska zostaną przyjęte do UE muszą naprawić wszelkie krzywdy wyrządzone niemieckim wypędzonym. Będą musieli ich przeprosić i uznać ich prawo powrotu do utraconych po wojnie majątków”. Siedem miesięcy po tej wypowiedzi ta czołowa deputowana CDU porównała Niemców, "wypędzonych" z Polski i Czech do… Albańczyków zmuszonych do opuszczenia Kosowa!!!

 

Najbardziej wpływowe niemieckie gazety ("Frankfurter Allgemeine Zeitung", "Suedeutsche Zietung", "Der Tagesspiel", "Neues Deutschland", "Frankfurter Rundschau") cytowały wypowiedź przewodniczącej Związku Wypędzonych sprzed akcesji naszego kraju do struktur unijnych: "Polska nie dojrzała jeszcze do członkostwa w UE". Obawiam się jednak, że to wielu polityków niemieckich nie dojrzało do partnerskich relacji z Polską, grając na przestarzałym fortepianie wciąż te same rewindykacyjno-roszczeniowe melodie na bardzo starą, brunatną nutę…”

Widziałem dziś bociana cień. W szczerym polu wielki, majestatyczny, powoli lecący bocian, właściwie unoszący się do lotu. Czy pojawienie się bociana tradycyjnie wróży narodziny - jakiejś nowej politycznej partii, idei, inicjatywy, akcji, etc. etc.? Jeśli tak, to nie po stronie PO. Oni tam teraz widzą nie tyle bociany, co kondory. Cóż, co partia to obyczaj.