O dobrych czasach "Solidarności" ciąg dalszy

Kilka lat temu działaczka pierwszej wielkiej Solidarności, nauczycielka Danuta Kubacka, zorganizowała na Śląsku kongres kobiet "S".
Zaproszona, przygotowałam wystąpienie. Źli ludzie przeszkodzili w nagraniu go dla uczestniczek kongresu, tekst wszedł do materiałów pokongresowych.
Obecnie drukuję tu jego wersję nieco uzupełnioną i poprawioną.

Teresa Bochwic                                                                                 Warszawa, 7 czerwca 2021
Godność kobiet w Polsce
 
Godność była w Solidarności słowem kluczowym, chyba ważniejszym, niż sprawiedliwość czy specyficznie pojmowana demokracja. Nie darmo w tytułach licznych prac publikowanych w tym czasie występuje zwrot „o godność”. Poczucie godności było mocno naruszone przez 35 lat praktyki peerelowskiej władzy, budującej wg deklaracji państwo robotników i chłopów i działającej w ich imieniu i dla ich dobra, faktycznie nierzadko depczącej poczucie własnej wartości Polaków; nie mniej niż pragnienie wolności i demokracji, i zwyczajnie ich żywotne interesy.
Kobiety i mężczyźni na równi to zapewne wtedy odczuwali i na równi istotne było dla nich dążenie do odzyskania godności w życiu zawodowym, społecznym, w stosunkach z władzą i życiu codziennym, gdzie królował niedostatek wszystkiego – mieszkań, mięsa, wędlin, ubrań czy węgla na zimę, o samochodach czy podróżach zagranicznych nie wspominając. Nie było wtedy widocznej prawicy ani lewicy, podziały obejmowały raczej rozmaite koncepcje – najbardziej widoczne to raczej niepodległościowa i raczej lewicowa w sensie społecznym; przedstawiciele obu nurtów znajdowali się w najważniejszych ówczesnych grupach – w KOR, w ruchu harcerskim i nauczycielskim, w Towarzystwie Kursów Naukowych i innych.
Kiedy znalazłam się w Europie Zachodniej w latach siedemdziesiątych, jeszcze w PRL, po pokonaniu dziesiątków problemów z paszportem, wizami, pieniędzmi itd., ze zdumieniem stwierdziłam, że w tamtejszych społeczeństwach mężczyźni mają dziwny, wyższościowy stosunek do kobiet. Nigdy chyba nie usłyszałam tylu co tam marnych, dwuznacznych dowcipów na temat kobiecości, małych rozumków, niższej wagi mózgu, garnków, których powinno się pilnować itd. Nie darmo po szwedzku żona to husfru, domowa kobieta, rodzaj służącej, po francusku żona ma tę samą nazwę co kobieta. W Polsce żona – mówię o spadku tradycji i czasach przed współczesnym kryzysem rodziny – to przede wszystkim wyższa pozycja społeczna w stosunku do kobiet niezamężnych, przyjaciółka męża, który pragnął ją utrzymywać, traktując to jako oczywisty obowiązek; osoba o własnych zadaniach w rodzinie, w wolnej Polsce inaczej niż w Europie już w od 1918 r. wyposażona w prawo wyborcze i większość praw przysługujących mężczyznom.
Kobiety w Polsce zawsze więc miały wysokie poczucie godności, wynikające z ich wielowiekowej specjalnej roli w rodzinach, w kraju, walczącym z najeźdźcami, a potem dążącym do niepodległości. Ogromne znaczenie miało też powszechne w Polsce chrześcijaństwo, które dwa tysiące lat temu ogłosiło zrównanie praw kobiet i mężczyzn oraz polski katolicyzm z kultem maryjnym. Są to sprawy powszechnie znane i tylko je tutaj sygnalizuję. Ta tradycyjna, ale jakże nowoczesna w gruncie rzeczy mentalność polskiej kobiety, która zastępowała męża nieobecnego w domu, bo on walczył, była bardzo widoczna w okresie 16 miesięcy Solidarności w latach 1980-1981, a potem w podziemiu 1982-1989, przez siedem lat oczekiwania na zmiany. Kobiety podjęły wtedy wszystkie właściwie role, które podejmowali mężczyźni, choć miejsca wiodące w ruchu przypadały nieporównanie częściej mężczyznom; one rzadko je zajmowały, tłumacząc to brakiem zainteresowania, a też treningu przywódczego. Warto jednak zauważyć, że np. redakcje wielu pisemek solidarnościowych składały się głównie z kobiet. Rzadkim przypadkiem były pobicia aresztowanych i uwięzionych kobiet, co w przypadku mężczyzn było notoryczne, władza orientowała się, że mogłoby to spowodować szersze rozruchy. Np. hasłem studentów z pierwszych dni Marca 1968 roku, skandowanym po pacyfikacjach na Uniwersytecie i Politechnice Warszawskiej było: „nie bić kobiet!”, bo wtedy nabuzowani zomowcy bili dookoła siebie gdzie popadnie. Ale i im czasem zawisła ręka w powietrzu, gdy widzieli, że pałka wyląduje na plecach dziewczyny.
A studenci marcowi i młodzi rzemieślnicy to był w całej Polsce narybek kadr Solidarności, spontanicznie powstających w 12 później. Najlepszym dowodem jest pani posłanka Ewa Tomaszewska, wiele innych pań, no i ja sama, w latach 1980-81 redaktor kilkunastu numerów powielanego miesięcznika dla nauczycieli Sekcji Oświaty NSZZ Solidarność, a w podziemiu działaczka wydawnictw ZEN, czyli Zeszytów Edukacji Narodowej.
Kiedy zbierałam materiały do tego referatu, liczba znanych działaczek opozycji i Solidarności rosła mi w notatkach, w dziesiątki, potem w setki. Najsławniejsze Anna Walentynowicz, Ewa Kubasiewicz, Ewa Kuberna, Janina Jankowska, Aldona Jawłowska, Grażyna Kuroniowa, Wiesia Kwiatkowska, Anna Radziwiłł, Krystyna Starczewska, Anna Sucheni-Grabowska - w każdym województwie znalazłoby się liczne kobiety na ich miarę; walczące, aresztowane, internowane, wyrzucane z pracy. Wspomnę tu o tych, które sama znałam lub poznałam później.
Na początku moje uniwersytety, czyli kobiety z mojej rodziny. Babcia, Jadwiga z Zaleskich Wojciechowska, w I wojnie konspirowała jako członek POW (Polskiej Organizacji Wojskowej), od dziecka w szkole uczyła się po rosyjsku; chciała wtedy „zabić cara”. Doczekała wolnej Polski, zajmowała się działalnością charytatywną wśród robotników polskiej firmy „Gazolina” w Borysławiu i we Lwowie. Wychowała dwoje dzieci na powstańców warszawskich i karmiła mnie opowieściami z historii Polski, od czasów wizyty Cyryla i Metodego u Piasta Kołodzieja i myszy, które zjadły złego władcę Popiela. Babcia Maria Rudzińska, ze strony Ojca, była w I wojnie radiotelegrafistką w armii gen. Dowbora-Muśnickiego. Moja Mama, Anna Rudzińska, więźniarka polityczna w PRL, uczyła mnie swoją postawą, poznała mnie też z najciekawszymi ludźmi niepodległości, jak Paweł Jasienica czy Jan Olszewski i adwokaci broniący społecznie prześladowanych w Radomiu czy Ursusie w 1976 r. robotników i opozycjonistów. Spoza rodziny, ale osoba najbliższa mi – prof. socjologii Anna Pawełczyńska, więźniarka Pawiaka i Auschwitz, wielki patriotyczny umysł, działała w Solidarności Oświaty a w stanie wojennym dawała w swoim wielkim mieszkaniu schronienie uciekinierom przed władzą.
Od 1976 roku, po powstaniu KOR-u a wkrótce ROPCiO, datuje się ogromny rozwój niezależnych wydawnictw – prasy i książek. Pamiętam drobną Dolly Korewę, Beatę Dąbrowską, czy Zdzinię Suchocką później Ziembińską, obładowane walizami i plecakami, roznoszące po domach ładunki pism i literatury bezdebitowej NOWej i „Głosu”, „Gospodarza”, „Opinię”, „Krytykę”, literacki „Zapis”, „Biuletyn Informacyjny”, londyńskie „Puls” i „Aneks”, drukowaną w maleńkich formatach „Kulturę” paryską, i „Spotkania” Piotra Jeglińskiego.
Poznałam wtedy Zofię Romaszewską, działaczkę praw człowieka, zajmującą się śledztwami latami niewyjaśnionymi morderstwami na komendach MO czy w więzieniach i wraz z mężem Zbyszkiem udzielaniem pomocy oskarżanym i ich rodzinom. Poznałam też Urszulę Doroszewską, z Grupy Włóczęgów z warszawskiego liceum, w okresie Solidarności dziennikarkę „Wiadomości Dnia”, i dziesiątki ich znajomych i koleżanek. Cała warszawska uniwersytecka socjologia, filozofia, psychologia, resocjalizacja – głównie kobiety, do tego matematyka i Politechnika pracowały na rzecz tych wydawnictw. Gdy powstał w 1977 r. Uniwersytet Latający i Towarzystwo Kursów Naukowych, organizacją i wykładami zajmowały się również kobiety – Joanna Kurczewska i Aldona Jawłowska, poradami prawnymi i publicystyką Jolanta Strzelecka.
Wybuch Solidarności we wrześniu 1980 r. spowodował zaktywizowanie się zarówno nauczycielskiego ruchu typowo związkowego na rzecz poprawy płac i bytu, sytuacji materialnej szkół, ośrodków opiekuńczych i nauki zawodu, jak i ruchu programowego we wszystkich dziedzinach nauczania. Kadry szkolnictwa zdominowane były przez kobiety, jak oceniano, w 90 proc., więc i działaczkami oświaty były najczęściej kobiety, szczególnie dotknięte nędzą systemu oświatowego. Ruch związkowy oświaty powstał w Gdańsku – działały tam m.in. Danuta Nowakowska i Krystyna Ruchniewicz, po ogłoszeniu stanu wojennego zmuszone do wyjazdu za granicę. W Gdańsku panie z oświaty „S” zorganizowały 7 listopada 1980 r. wielki strajk okupacyjny, przedstawiając 148 postulatów, żądając kompletnej reformy edukacji i wygrały go.
Założyłam wtedy z Joanną Sobolewską-Pyz i Hanią Łazurską oraz Staszkiem Falkowskim, Krzysiem Nowakiem i Staszkiem Jędrzejewskim pismo „Rozmowy”, miesięcznik dla nauczycieli, pod skrzydłami Ośrodka Badań Społecznych Regionu „Mazowsze”. Matryce przepisywała na maszynie moja mama, drukarz przywoził nakład i nocą składaliśmy i zszywaliśmy pismo. Pisywały tam wybitne umysły, jak prof. Maria Janion, matematyczka Marzena Okońska i pisarz Piotr Wierzbicki.
W Warszawie działało ZEO – Zespół Ekspertów Oświaty pod wodzą Krystyny i Stefana Starczewskich; najliczniejszy i najważniejszy był Zespół Historii, któremu przewodziły prof. Anna Sucheni-Grabowska i prof. Anna Radziwiłł. Aktywne było środowisko psychologów szkolnych i dziecięcych – Anna Ciupa, Wanda Krajewska-Hofman, Anna Skórzyńska; działało kilka nauczycielek – polonistka Barbara Kryda, historyk Teresa Holzerowa, matematyczka Marzena Okońska, polonistka Ludmiła Płochocka, Jadwiga Jantar, Teresa Tomczyszyn-Wiśniewska, Anna Mizikowska, Irena Matejuk. Nauczyciele spoza dużych miast nabierali odwagi nieco później niż robotnicy czy urzędnicy, dopiero zimą 1981 r. ruch ich zaczął się na dobre rozkręcać.
13 grudnia 1981 Jaruzelski wprowadził stan wojenny. Około 11 tys. osób zostało aresztowanych lub internowanych na długie miesiące, wiele osób sukcesywnie wyrzucano z pracy w szkole. Pozostali rozpoczęli trudną i żmudną działalność podziemną, wśród nich kobiety. Ratowały biblioteczki zakładowe, zawierające często białe kruki, wydawały pisemka, prowadziły kolportaż. Podziemny Zespół Oświaty Niezależnej, powstały w marcu 1982 r., powołały Krystyna Starczewska, Iwona Tarnawska (później Arkuszewska) i Zofia Zaroń z UW.
Działalność nauczycielska w znacznej mierze przeniosła się do kościołów. Już 8 stycznia 1982 Kuria Metropolitalna Warszawska uruchomiła sekcję pomocy prawnej w ramach Komitetu Prymasowskiego a w niej sekcję pomocy nauczycielom pod wodzą Anny Sucheni-Grabowskiej. Tak komentowała ona opowieść harcerza, Adama Stanowskiego o nadziejach, jakie niosła Solidarność: „Dziewczęta i chłopcy chłonęli te słowa [księdza], wynosili z sobą z kaplicy ich sens na miasto i do domu: poczuli się dowartościowani, bo pojęli, że żadne rygory przemocy nie są w stanie odebrać im poczucia własnej niezależności i godności.” Poszczególne szkoły organizowały samokształcenie, a czasem bunty, jak w liceum, do którego uczęszczał zamordowany Grzegorz Przemyk; odznaczyła się wtedy współpracująca z nim uczennica, Joanna Kiliszek.
„We środę, wiadomo, cała Warszawa chodziła z kolportażem” – wspominała Małgorzata Regenciak. Rzeczywiście, w licznych relacjach i wspomnieniach ze stanu wojennego ten właśnie dzień wymieniany jest jako dzień roznoszenia prasy. „Skrzynki” detaliczne były to najczęściej niewielkie mieszkanka na obrzeżach miasta, zamieszkane przez liczne rodziny, ciasno, pod sufit wypełnione paczkami z pismami i książkami, upchanymi między łóżeczkiem dziecka, a biurkiem pana domu, w kuchni, łazience, wszędzie. Po południu, o umówionych, różnych godzinach (dla bezpieczeństwa i konspiracji) przychodzili znajomi i odbierali mniejsze ilości (po 20 – 50 sztuk), które rozprowadzali wśród sąsiadów, rodziny i przyjaciół lub kolegów z pracy. Tak żyły wtedy tysiące kobiet, bo jak obliczano, podziemną prasę stale odbierało około 3 mln osób.  
Dotrwaliśmy do 1988 roku. Powiało zmianami, również w oświacie.  Powstało STO, Społeczne Towarzystwo Oświatowe pomysłu Wojciecha Starzyńskiego; jedną z jego twórczyń była Katarzyna Skórzyńska. W 1989 r., w rządzie Tadeusza Mazowieckiego resort oświaty objęła Anna Radziwiłł, Katarzyna Skórzyńska poprowadziła departament do spraw szkół społecznych; była to ważna inicjatywa, w jej wyniku powstało I Społeczne Liceum na Bednarskiej, a potem liczne inne szkoły społeczne, gdzie program wychowawczy znacząco wyróżniał się w porównaniu ze szkołami państwowymi.
A potem już nastały nowe czasy. I przypomnijmy sobie – kilka lat temu strajk w obronie likwidowanych za PO lekcji historii prowadzili ludzie Solidarności, wśród nich Jadwiga Chmielowska.

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

01-10-2023 [06:17] - NASZ_HENRY | Link:

Po ilości komentarzy widać, że Solidarność to już prehistoria 😉