Andrzej, człowiek dobrej woli

Odszedł Andrzej Urbański, tak młodo. Tak młody, że promotorem jego doktoratu był parę lat ode mnie starszy kolega „marcowy”, Andrzej Mencwel, ten, co pierwszy opisał w sławnym elaboracie środowiska „resortowych dzieci”, dzieci Bogu ducha może wtedy winnych, ale środowiska bardzo znaczące.
Coraz puściej wokół, coraz smutniej.
Andrzej Urbański, człowiek wszystkowiedzący, człowiek wszystko rozumiejący. Drugi Krąg – ci, co są ekspertami, bo wiedzą, co opiniują i przestrzegają, ale nie rządzą naprawdę. Naprawdę rządził (rządzi?) Pierwszy Krąg i Andrzej doskonale to wiedział. Kiedyś przejrzałam jego publikacje w podziemnej „Woli”, której był naczelnym już od stycznia 1982. No tak, musiał w tych latach już wiedzieć niejedno.
Redaktor „Biuletynu Informacyjnego” KOR, jeszcze w drugiej połowie lat 70. W dynamicznej „Solidarności” Biblioteki Narodowej przewodniczący. Związany z nurtem katolickim w podziemiu opozycyjnym, członek Prezydium Archidiecezjalnej Rady Duszpasterstwa Ludzi Pracy przy kościele św. Klemensa na Karolkowej, był też w zarządzie  zapomnianej już dziś „Dziekanii”. Ale i przewodniczył Grupom Politycznym „Wola” (od 1983), do których dołączył MRK”S”, słynna organizacja robotnicza, stanowczo reagująca na bezprawie komunistyczne. Przeciwnik „okrągłego stołu”, ale pomagał przy wyborach czerwcowych w 1989 roku. Po 1989, wstąpił do PC gdy powstało, zasiadał też w zarządzie Regionu Mazowsze „S”. Szefował telewizyjnemu „Pegazowi”, prowadził programy „Pytania o Polskę” i cykl „Premierzy”, a nawet jakiś czas był naczelnym „Expressu Wieczornego” i „Życia Warszawy”. Krótko mówiąc, był niemal wszędzie, ale nie w „Wyborczej”, choć może coś tam machnął, i wszędzie miał rozmaitych znajomych, którzy dziś sobie wzajemnie i innym ręki nie podają, ale on zdaje się umiał zachować choć część starych przyjaźni.
Pojawił się jakoś zimą 1990 roku w „Tygodniku Solidarność”, na zastępcę Kaczyńskiego i na kierownika działu politycznego. Wtedy go poznałam. Wniósł dodatkową porcję humoru, trzeźwą, żywą inteligencję, poczucie paradoksu, poruszył zbyt spokojne wody. Jako doradca premiera Jerzego Buzka zajmował się polityką informacyjną. Był szefem Kancelarii Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Pod koniec lat 2000 jego kariera została ukoronowana blisko dwuletnią prezesurą Telewizji Polskiej, co przysporzyło mu zgryzot, ponieważ nawet on nie mógł dać rady tamtejszym układom. To on w ramach pluralizmu zatrudnił w TVP Tomasza Lisa, czego wielu do dziś nie może mu darować. A został odwołany w grudniu 2008 tuż po przedstawieniu projektu wielkiego serialu o czasach „Solidarności”, na który środowiska solidarnościowe daremnie czekały od blisko 30 lat i do dziś nie doczekały się go. Ale pewnie odwołano go bez związku z tym projektem, tyko raczej za całokształt.
W życiorysach Andrzeja rzadko wspomina się o ciekawym epizodzie w Jego życiu. W latach 1995–96 (a może trochę dłużej) był redaktorem naczelnym „Czasu Krakowskiego” gdy ten był już tygodnikiem, i planowanego na bazie jego załogi kolorowego tygodnika społeczno-politycznego pt. „Czas Polski”.  Było to specjalne przedsięwzięcie Andrzeja, chciał łączyć wtedy już mocno skłócone środowiska, pełen dobrej woli starał się przełamać  ostracyzm wobec tzw. centroprawicy. Trudno sobie wyobrazić, ale pracowali tam wtedy Jan Polkowski, Wojciech Czuchnowski, Jarosław Guzy, Katarzyna Kolenda-Zaleska, Witold Gadowski, Wojciech Mann, Dorota Terakowska, Agnieszka Romaszewska, Piotr Semka, Piotr Legutko, Ryszard Legutko, Adam Pieczyński, Radek Sikorski (tak się przedstawiał), no i moja skromna osoba. Wspaniałą oprawę graficzną wymyślił Piotr Młodożeniec. W stopce redakcyjnej pierwszego numeru odnotowano współpracowników – Bartoszewski, Bednarkiewicz, Bratkowski, Piesiewicz, Walendziak. Ciekawy zestaw, prawda?  Prawdziwe panopticum z dzisiejszego punktu widzenia, odważna próba Andrzeja, by dla pluralizmu połączyć nie tylko ogień z wodą, ale nawet z benzyną.
Bratkowski pisał: „Chciałbym (...) żeby Polska nie wyschła i rzeki żyły; żeby podjąć realną rekonstrukcję gospodarczą Górnego Śląska. Czy odbudować np. normalne instytucje systemu pieniężnego”. No proszę, były – są? – wspólne płaszczyzny dla mieszkańców Tenkraju i dla jego tubylców.
„Czas Polski” i jego losy... Był w trakcie podpisania umowy z amerykańskim „Time`em”. Wyszły tylko dwa numery, z 30 czerwca i 4 sierpnia 1996. Cena 2 złote. Jak w soczewce widać w nich całą III RP. Prezesem zarządu spółki „Arka Press” był francuski książę, Frederic Decaze, który zapragnął powołać w Polsce prawicowy tygodnik ilustrowany. A zniszczył pismo ówczesny redaktor naczelny wielkiej gazety wespół z urzędującym wówczas prezydentem, który spotkał się z redakcją „Time`a”, by go ostrzec przed współpracą. Redaktor ten pisał na prawo i lewo (raczej na lewo...) ostrzeżenia przed „faszystowskim” pismem, „faszystowskimi” dziennikarzami itd. Prezydent podczas Olimpiady w Atlancie spotkał się z zespołem pisma i ostrzegł je również przed „faszystowskim” pismem. Faszyzm, jak widać, już wtedy był w modzie w pewnych kręgach krytykantów. Historycy zbadają dokumenty, ja byłam świadkiem paru bulwersujących rozmów i dyktowania listów, w których inwestor i Andrzej bronili się przed zarzutami. Inwestor wystosował nawet do sławnego naczelnego list, w którym zarzucał mu niszczenie spółki i nieuczciwą konkurencję.
Tak czy inaczej, pismo padło po tych dwóch numerach, „Time” wycofał się ze współpracy, Francuz stracił mnóstwo pieniędzy, a „faszystowscy” dziennikarze pracę. Okazało się, że wysiłki Andrzeja, by połączyć prawicę i lewicę, były daremne. I był to rok 1996. 
W telewizji nie widywaliśmy Andrzeja od lat. Teraz, za Jacka Kurskiego, nareszcie pojawił się w programach publicystycznych. W przewidywalnym jazgocie należał do tych, których warto posłuchać. Szerokie spojrzenie, oryginalna myśl, świetna polszczyzna, cudowna lekkość wypowiedzi.
Trzustka. No fakt, Andrzej lubił i umiał jeść, i wiedział, jakim zapijać świetnym winem.
Szkoda, że go już nie ma. Będzie nam go bardzo brakować.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

23-05-2016 [09:09] - NASZ_HENRY | Link:

[*]