Poradnik dyktatora

Odchodząca kanclerz Angela Merkel (wraz z paroma innymi politykami) mogłaby na pożegnanie swojej kariery politycznej napisać bestseller. Proponuję tytuł: „Poradnik dla dyktatora”.
Treść byłaby następująca - nie roszczę sobie praw autorskich, ja tylko opisuję rzeczywistość. Dyktator, który łamie prawa człowieka i obywatela w swoim kraju, zamyka rodaków do więzienia, pałuje, przyczynia się do śmierci wielu demonstrantów - jest ignorowany, bojkotowany, traktowany jak „persona non grata” przez kraje demokratyczne. Dla Zachodu jest powietrzem.

Wtedy ów dyktator zaczyna wojnę hybrydową z tymże Zachodem. Wywołuje wojnę propagandową, kreuje nienawiść do mieszkających w jego kraju mniejszości, np. polskiej, a następnie umożliwia inwazję muzułmańskich imigrantów na granicę z tymże Zachodem, czynnie ich wspiera, uzbraja, podstawia kamery, daje transport i służby mundurowe do pomocy. Wykorzystuje „pożytecznych idiotów”, „V kolumnę” u sąsiada. Podejmuje wojnę medialną, używając amunicji fake newsów. Ma oczywiście wsparcie „Wielkiego Brata” ze Wschodu, ale też kupuje wywiad w największej amerykańskiej telewizji. Konsekwentnie, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu szturmuje granice, używając „żywych tarcz” w postaci imigrantów. Tych samych imigrantów, którzy wcześniej zasilają budżet reżimu, kupując u niego zagraniczną wycieczkę i mieszkając w dobrych hotelach w stolicy tegoż reżimu.
I co się dzieje? Postawa ta i konsekwencja dyktatora przynosi skutek. Co prawda sąsiad - jak Polska – opiera się i nie przepuszcza nikogo, granica jest realną granicą, zapada decyzja o budowie muru – za to dalsi sąsiedzi reżimu jednak pękają. Zwłaszcza ci, którzy mają w reżimie znaczące inwestycje. Nagle okazuje się, że dyktator staje się partnerem do rozmowy, stroną dialogu, podmiotem, z którym trzeba negocjować, istotnym punktem odniesienia… Ba, kluczem do rozwiązania problemu.
Dyktator jest więc jak odznaczony medalem strażak – piroman, który najpierw podpalał, a potem bohatersko gasił, aby uzyskać poklask, odznaczenie, nagrodę pieniężną. Już nie jest brzydkim dyktatorem, jest twardym graczem, który budzi respekt – i z którym jednak grać trzeba i warto, aby znaleźć „jakiś kompromis”.
Tak, to historia Łukaszenki z puentą dopisana przez Frau Kanzlerin. Czy jednak Pani Kanclerz też nie jest czymś w rodzaju strażaka piromana, który najpierw wzniecił pożar w postaci prawdziwej inwazji imigrantów do Europy, w tym do jej kraju, a potem usiłuje go, z lepszym, czy raczej gorszym skutkiem gasić? Czy to nie łączy Merkel z Łukaszenką? Poza tym, że ona jest demokratą (nawet chrześcijańskim), a on dyktatorem – choć oboje rządzą już w sumie około czterdziestu lat…
Niestety, demokratka Merkel rzutem na taśmę swojej kanclerskiej kariery usankcjonowała i wzmocniła dyktatora.

*tekst ukazał się na portalu niezależna.pl (20.11.2021)