Te pokolenia w niewiedzy

Wyrosło już w Niemczech nowe pokolenie od czasu, gdy uporali się oni z lustracją po komunizmie w Niemczech Wschodnich (NRD). W listopadzie 1989 roku padł mur berliński, dzielący miasto na sektory zachodnie i na stolicę NRD, czyli sektor radziecki, rozpoczynając proces zjednoczenia Niemiec. Zwykli ludzie nie tylko wyszli milionem na ulice, nie tylko rozbili łomami i młotami mur, ale sami, no, powiedzmy, z pewną pomocą odpowiednich zachodnich służb w cywilu, obsadzili udekorowane na bloki mieszkaniowe budynki archiwów złowrogiej Stasi (czyt. mniej więcej Sztaazi), wschodnioniemieckiej bezpieki. Dzień i noc demonstrowali na miejscu, pilnując tajnych akt, by nikt nie zdołał ich spalić albo wynieść. No i decydenci ich nie wynieśli, zaskoczeni rozwojem wydarzeń.
Trzeciego października 1990 roku, w same moje imieniny, co wprowadziło w moim domu wieczną konfuzję, Niemcy, podzielone za karę za wywołanie II wojny światowej, zniszczenie Europy i niespotykane bestialstwo przemysłowych fabryk śmierci, zjednoczyły się, tzn. do Niemiec Zachodnich przyłączono Berlin Zachodni i Niemcy Wschodnie. Ustalono to 12 września 1990 roku w Moskwie na tzw. konferencji dwa plus cztery. Polski przy tym nie było, choć prasa polska donosiła o wielkich staraniach premiera Mazowieckiego, by było dwa plus pięć. Układ, obok dwóch państw niemieckich NRD i RFN, podpisały cztery mocarstwa okupacyjne z okresu II wojny światowej, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i Związek Radziecki.
I wtedy w Niemczech Zachodnich jeszcze natychmiast powołano instytut badawczy w rodzaju naszego IPN, powstałego w Polsce wiele lat później i w bardzo nieśmiałej formie (z fatalnymi rozwiązaniami prawnymi i równie nieśmiałym prezesem Leonem Kieresem, dziś w Trybunale Konstytucyjnym). Niemiecki Instytut rozwiązania prawne miał doskonałe, szerokie, ujawniono dosłownie miliony funkcjonariuszy i współpracowników Stasi, zakazano komu trzeba pracy z młodzieżą i korzystania z dotacji państwowych, odbyło się sporo rodzinnych dramatów, wiele zaskoczeń, i po przechorowaniu skończył się ten problem. Instytut pracował z rozmachem, pod kierownictwem obecnego prezydenta Niemiec, Joachima Gaucka, wówczas pastora w NRD, wydawał setki opracowań historycznych i popularnych, robił wystawy, poprawiał podręczniki szkolne i konsultował filmy w rodzaju „Good bye Lenin!”.
W swojej książce „Akta Stasi” Gauck rozprawił się z popularnymi również w Polsce argumentami przeciw lustracji. Jak pisze dr Jerzy Targalski, specjalista służb specjalnych, „zdaniem Gaucka iluzją jest mniemanie, że można akta ukryć pod betonową płytą, gdyż zawsze ktoś użyje tych materiałów do celów finansowych lub innych, natomiast zamknięcie archiwów skazałoby społeczeństwo na wieczną rolę obserwatora toczących się rozgrywek i porachunków. (...) Gauck podkreśla, iż nie jest mu znany żaden przypadek, by w byłym NRD doszło do osobistej zemsty lub linczu. Celem lustracji jest to, by wysokie stanowiska publiczne zajmowali ludzie, którzy nie współpracowali z bezpieką. Parlamentarzyści, urzędnicy, kapitanowie przemysłu muszą spełniać uznane kryteria. W przeciwnym wypadku obywatele zwątpią w sprawiedliwość i demokrację”. http://jozefdarski.pl/6802-lus...
A w Polsce jak kto chce. Jak? – widzimy na co dzień. Były minister bezpieki nazywany człowiekiem honoru przez luminarzy opozycji z PRL, wbrew od dawna obowiązującemu prawu przechowuje sobie oryginalne akta w domu i zaleca żonie ich sprzedaż po swej śmierci. Nikt nic nie wie na pewno,  a kto się dopatrzy czegoś w dokumentach, to albo jest zamilczany, albo wyrzucony poza nawias. Pouczający jest los Romana Graczyka, który uczestniczył w „Gazecie Wyborczej” w akcjach przeciwko lustracji, aż poszedł i sam zajrzał w akta. Zniknął  życia publicznego, po wyroku swoich byłych kolegów, w odmętach „szaleństwa”, stracił pracę, usiłowano mu odebrać honor. Nie ugiął się, jest dziś cenionym autorem historii krakowskich środowisk prasowych. Sławomir Cenckiewicz, wyrzucony z pracy za książkę o Lechu Wałęsie i nieszczęśliwych przypadkach narodu polskiego, skazanego na wieczne krętactwa swego kochanego trybuna ludowego z czasów Wielkiej „Solidarności”. Paweł Zyzak po magisterium na ten sam temat wyklęty razem z promotorem prof. Andrzejem Nowakiem i Uniwersytetem Jagiellońskim, poddawanym jakimś kontrolom, wygnany do pracy fizycznej w paczkarni. Wspomniany Targalski, ujawniający od czasu do czasu rozmaite sprawy z IPN, potępiony i skasowany przez „środowisko”, bezradnie już potem patrzące, jak wydaje kolejne książki z serii „Resortowe dzieci”, oparte na badaniach w IPN. I wielu, wielu innych autorów i wiele spraw, czekających jeszcze na opisanie.
Wróćmy do Niemiec. Niemcy zatem uporali się skutecznie z problemem oczyszczenia życia publicznego z nalotów bezpieczniackich z NRD. Skąd więc teraz nagle krzyk prasy niemieckiej o „polowaniach na czarownice” itp. w Polsce? W czym Niemcom może przeszkadzać polska lustracja? Czy chodzi o to, że z dwuznacznymi postaciami polskiego życia publicznego lepiej się handlowało i lepiej układało się z nimi wyzucie Polski z części przemysłu, a polskich pracowników z praw pracowniczych? Np. nasz znajomy Niemiec nie mógł wprost uwierzyć, że w Polsce nie ma żadnych zasiłków dla osób niepracujących, bo tzw. bezrobocie wypłacają krótko i jest bardzo niskie, i że do akcji 500 plus praktycznie nie istniały zasiłki na dzieci. Chyba, że Niemcom przeszkadza rząd jako taki, to możliwe, a nawet najbardziej prawdopodobne.
Na szczęście dochodzi już z Niemiec wyraźny głos rozsądku. Szefowa Alternative Für Deutschland w przemówieniu nazwała  „skandalicznym” postępowanie niemieckich mediów, piszących o Polsce  (tu kamyczek do ogródka tłumacza, nie chodzi o „sprawozdania”, tylko o relacje medialne). Zwykli Niemcy już jakiś czas temu zauważyli, że są traktowani przez swoje „wolne i niezależne” media jak przedszkolaki, którym należy mówić tylko tyle, ile władza uzna za stosowne, i tracą zaufanie do prasy. Mleko się rozlało po wydarzeniach w Kolonii, które prasa niemiecka przemilczała, aż wybuchł wielki skandal. Dziennikarka znanego medium wyjaśniała wtedy najpierw, że mieli naciski rządowe na taki sposób pisania, a potem sprostowała, że dziennikarze sami rozumieli, co jest dobre dla rządu, bo sami się pilnują, i tak pisali, jak trzeba, bez nacisków. Może i pilnują, ale na pewno nie rzetelności i bezstronności przekazu.
Bardzo jestem ciekawa, kto nacisnął na Lecha Wałęsę 4 czerwca 1992 roku, aby wycofał swoje oświadczenie z PAP, w którym przyznał się do współpracy z bezpieką peerelowską.  I czym naciskał. Bo odruch Wałęsy był właściwy i właściwy był moment na ucieczkę. Chyba, że chodziło o to, że powiedział wtedy za mało. 
Dziś wiemy więcej o twarzy PRL i jej służb specjalnych. To twarz rozmaitych „ludzi honoru”. „Honoru”. 
--------------------
http://sdp.pl/felietony/12475,..., lustracja, Wałęsa,

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika jdj

21-02-2016 [12:44] - jdj | Link:

"kto nacisnął na Lecha Wałęsę" - to istotnie ciekawe, może się dowiemy z teczek, tych późniejszych.