Kochałam moją szkołę w Swojczowie na Wołyniu

Kolonia Jesionówka była stosunkowo mała, choć czysto polska, liczyła tylko 14 domów. Położona była pomiędy dwoma wielkimi połaciami Lasu Świnarzyńskiego i tzw. poniemieckiego, należącego do gospodarzy Niemców, zamieszkujących wyłącznie kolonię Swojczówka.
Kolonia Jesionówka położona była właściwie nad rzeką Turią, do której z mojego domu było zaledwie 500 m. Pamiętam, że bardzo lubiłam tam chodzić z koleżankami, ponieważ woda była krystalicznie czysta, że nawet dziś w studni takiej nie będzie. Brzeg był łagodny, bialutki piasek, a woda niegłęboka, tam lubiłyśmy się kąpać, wypoczywać i pływać „po warszawsku” – jak to się mówi potocznie: brzuchem po piasku. W rzece były piękne ryby i duże i smaczne. Nasz tatuś Kazimierz i wielu innych lubił tam niekiedy posiedzieć, a po pewnym czasie na naszym stole już dymiły gotowe i posolone karasie i szczupaki. Były również i piskorze, ale tych jakoś nie bardzo lubiliśmy jeść, bo takie podobne do węży.
Moja pamięć sięga do chwili przeprowadzki na kolonię Jasionówka i to jest pierwsze wydarzenie w moim życiu, które dobrze pamiętam, miałam wtedy około 8 czy 9 lat. Od początku zaczęłam chodzić do szkoły w Swojczowie, do którego było około 5 km. W tamtych czasach czy lato, czy zima, musiałam wraz z innymi dziećmi zasuwać na piechotę, nie było żeby nas kto podwiózł. Oczywiście, gdy trafiła się wielka zadyma śnieżna, to i sanie się dla dzieci znalazły, raz mój tatuś powoził, innym razem pan Buczko, czy Zymon i Uleryk. Droga wiodła przez Hutę – mała placówka, liczącą tylko jedno gospodarstwo, a stamtąd było już tylko 2 km do Swojczowa. Mieszkała tam tylko jedna rodzina ukraińska o nazwisku Ostapiuk. To był człowiek b. dobry, któremu nasza rodzina wiele zawdzięcza, a przecież był baptystą.
W mojej dużej klasie było około 30 dzieci, w tym dziesięcioro dzieci pochodzenia polskiego, dziesięcioro z rodzin ukraińskich, troje z rodzin żydowskich i siedmioro dzieci narodowości niemieckiej. Pomimo takiego zmieszania żyliśmy wszyscy w największej zgodzie i właściwie dziś nie przypominam sobie nawet jednego przykładu awersji wobec kogokolwiek w naszej klasie, a nawet w całej szkole. W naszej klasie atmosfera była wprost wspaniała, pamiętam to o czym piszą inni, że na początku była krótka modlitwa i wszyscy wspólnie modlili się, nikomu to nie przeszkadzało i nikt się na to nie skarżył i nie zżymał. Tylko trójka naszych Żydów w tym czasie cichutko stała, te dzieci były bowiem zwolnione z tej modlitwy.
Pragnę zaznaczyć, że nigdy nie spotkałam się, choćby z najmniejszą krytyką, że jest modlitwa na początku i na samym końcu naszych lekcji. A dziś wydaje się to chyba nie do pomyślenia, chociaż w naszych klasach są dziś niemal same dzieci polskie, a przy tym wyłącznie wyznania katolickiego. Dlaczego więc nie ma dziś modlitwy w naszej szkole, komu brakuje tu dobrej woli i odwagi, aby i dziś po ten dobry przykład sięgnąć i ponownie wprowadzić go do naszych szkół?!
I czy coraz bardziej eksponowana agresja młodych ludzi nie jest kolejnym, ważnym argumentem ku temu, by tak właśnie zrobić? Czy tak ciężko wypowiedzieć tych zaledwie kilka słów, w tak krótkim przecież czasie? Dziś tak dużo mówi się o wolności i tolerancji, a czy powyższy przykład nie jest paradoksalnie oskarżeniem dla dzisiejszej edukacji, nazywanej „nowoczesną i postępową”!?

Naturalnie nie mnie osądzać, należę bowiem od lat do Legionu Maryi, widzę jednak gołymi oczyma, jak daleko nam dziś do osiągnięcia owoców tamtej, naszej przedwojennej szkoły. Dodajmy, programu szkoły tak opluwanej i niszczonej przez lata całe przez komunistów, którzy prześcigali się w krytyce niemal wszystkiego, co sanacyjne, burżuazyjne i piłsudczykowskie, nie wspomnieć o tym, co narodowe czy katolicko – narodowe.
W szkole mieliśmy wielu dobrych nauczycieli, właściwie od każdego przedmiotu, ale ja najbardziej lubiłam nauczyciela od śpiewu. Nazywał się Stanisław Stanisławski i był ze Swojczowa. On to właśnie potrafił zachęcić mnie i innych do przychodzenia na próby szkolnego chóru. Zwykle ja i mój brat rodzony Feliks oraz brat stryjeczny Józef Południwski oraz wielu innych zostawaliśmy po lekcjach, nawet 3 razy w tygodniu. Spotkanie trwało zwykle do godziny czasu, śpiewaliśmy pieśni patriotyczne oraz ludowe przyśpiewki. Ja najbardziej lubiłam spiewać pieśni wojenne, takie nad którymi można się było zadumać, do dziś wiele z nich pamiętam bardzo dobrze, oto jedna z tych, które lubiłam najbardziej: „Jedzie ułan w las”.
 

I   Jedzie ułan w las, krew mu ciecze z ran
    Pokrwawioną, poszczępioną chorągiewke ma czerwoną
    Z konia kipi pot, stanął u brzega, krew mu ubiega
    Tam się nasi rąbią, gonią, rżą koniki, szable dzwonią
    A on stoi sam.
 
II  Z konia padł na wznak, pod kaliny krzak
    A kalina jak matula, w swoje listki go utula
    Na śmiertelny sen.

 
Gdy zbliżały się jakieś święta narodowe, patriotyczne, nasz chór zawsze brał udział w różnych uroczystościach. I czy to były Akademie szkolne, czy jakieś spotkania okolicznościowe. Ja również otrzymywałam różne role, dla przykładu wiele razy deklamowałam wiersze, po raz pierwszy gdy byłam w klasie trzeciej. Robiono nam wtedy zdjęcia, niestety nie zdążyłam zabrać ze sobą ani jednego z nich i wszystko przepadło wraz z naszym domem na Jesionówce.
Nauczyciele organizowali także wiele wycieczek krajoznawczych w samym Swojczowie i po okolicach. Najczęściej poruszano problematykę historyczną, opiekował się wtedy nami nasz wychowawca, który nazywał się Szczepankowski. Był to człowiek bardzo dobry i miły dla dzieci, o niezwykłym wyczuciu pedagogicznym. Bardzo go lubiłam i to on właśnie, choć był polonistą naprawdę potrafił zorganizować lekcję historyczną, gdy chodziliśmy dla przykładu pod Krzyż ustawiony dla upamiętnienia Powstania Styczniowego lub Listopadowego. Niestety już dziś nie pamiętam, gdzie dokładnie stała ta Figura, ale było to ok. 3 km na wschód od naszej szkoły w Swojczowie. Bywało i tak, że chodziliśmy na święto lasu, każdego roku z rzędu.
Pewnego razu gdy znów prowadził nasz nauczyciel, a my szliśmy dwójkami, trzymając się za rączki, jednolicie, pięknie na granatowo poubierani, była piękna pogoda, a my głośno, radośnie śpiewaliśmy do marszu naszą ulubioną piosenkę o dzielnym płk. Kuli – Lisie, który swoje młode nadwyraz życie złożył na Ołtarzu Ojczyzny. Właśnie przechodziliśmy przez jakąś miejscowość, nawet chyba tam gdzie stała wspomniana, już wcześniej Figura i widzieliśmy, jak wielu ludzi wychodziło do drogi z domów i z wyraźną sympatią przysłuchiwało się nam dzieciom.
Na pewno ich serca napełniały się w tym momencie radością i dumą, bo przecież stanowiliśmy zastępy przyszłej, nowej Polski. Nagle z opłotków jednego takiego domu wyszedł zapłakany człowiek, starszy pan, bardzo poruszony i porosił naszego nauczyciela, aby tej pieśni w tym momencie nie śpiewać. Przedstawił się następnie uprzejmie, jako ojciec naszego bohatera płk. Lisa – Kuli. Nauczyciel uszanował tę prośbę, tak miłego gościa i dalej szliśmy przez chwilę w milczeniu. Nie pamiętam, abym wtedy o czymś mówiła, do dziś wspominam to b. miło. Trzeba przyznać, że takie historyczne spotkania, chwile, niespodzianki, zdarzają się niezwykle rzadko, ale zawsze są bardzo ubogacające.
Święto lasu to była dla nas zawsze prawdziwa frajda, w tym czasie nie było bowiem lekcji, ale wszyscy szli do lasu, który był najbliżej, a tam odbywały się przeróżne imprezy szkolne. Organizowano ciekawe gry i konkurencje sportowe, jak choćby wyszukiwanie najokazalszych dębów, a poza tym mogliśmy wspólnie cieszyć się pięknem ojczystej przyrody. Ja najmilej wspominam sprzedawane tam pyszne lody, ponieważ tak powszchnie dostępnych, jak dziś, to ich wtedy nie było, a tam były zawsze. Impreza była tylko dla dzieci i dla młodzieży, zawsze w czerwcu, a organizatorem, była zawsze nasza szkoła.
Na różnych imprezach szkolnych mówiłam okazyjnie wiersze, do dziś niektóre z nich pamiętam i to dość dobrze. Oto słowa z takich wierszy, które mówiłam w świetlicy szkolnej:

 
Z okazji Święta 3 Maja
Rozbujały stary dzwon, na wierzy od kraja po kraj.
Niechże mocno uderzy na ten 3 Maj.
Niechże dzwoni donośnie, radośnie.
O tym święcie polskim, o tej wiośnie.
 
 Z okazji Święta 11 Listopada
11 Listopada miała Polska biedę z sąsiadami trzema.
Zabrali nam ziemię i krzyczą: nie ma Polski, nie ma!
A nasz biedny Naród jeno ściskał pięści.
Jeno czekał takiej chwili, aż mu się poszczęści.
Aż tu huk armatni wstrząsnął całym krajem.
Co to? Wojna, źli sąsiedzi pobili się wzajem.
Zrywa się nasz dziadek za Polskę wojować.
Będzie Polska Komendancie, jeno nas poprowadź.
A my wojowali w głodzie, w poniewierce.
Bośmy Polsce dali całe nasze serce.
Żołnierskie mogiły drogę nam znaczyły.
Bośmy Polsce dali wszystkie nasze siły.
Aby wybiła godzina wygranej od dziada, pradziada.
Nasza Polska zrzuciła kajdany.
W ten dzień 11 Listopada.

 
Nasza szkoła, nasi nauczyciele byli ludźmi nie tylko dobrze wykształconymi, wielkimi patriotami, ale byli przede wszystkim ludźmi głębokiej wiary, zdrowej i ugruntowanej religijności. Przekładało się to na dobrą współpracę z naszym kochanym proboszczem ks. Franciszkiem Jaworskim. W każdą niedzielę mieliśmy obowiązek szkolny przyjść do szkoły przed godz. 9 rano i parami szliśmy ok. 500 m przez wieś Swojczów do naszej kochanej mamusi Matki Bożej Swojczowskiej. Zresztą nie tylko wtedy, bo i w Wielkim Poście w każdy piątek całe klasy, udawały się po lekcjach do kościoła pw. Narodzenia NMP na uroczystą Drogę Krzyżową. 
Od najmłodszych lat dziecinnych rodzice zabierali mnie do naszego kościoła, a gdy tylko podrosłam sama już chodziłam, gdy trzeba było tam iść. Lubiłam chodzić do naszego kościoła, była to duża i piękna świątynia, a co najważniejsze był tam łaskami słynący Obraz Matki Bożej Swojczowskiej. Mieszkańcy Swojczowa, całej naszej parafii, a także wielu przybyszów otaczało Madonnę ze Swojczowa wielką czcią i miłością. Również i ja sama i nasza rodzina pałaliśmy do Matki Swojczowskiej wielką, gorliwą miłością. Dlatego nie było święta, czy uroczystości kościelnej i niedzielnej, abyśmy nie jechali na nabożeństwo.
A gromadziły się w tych dniach prawdziwe tłumy, ludzie z okolicznych miejscowości Polacy i Ukraińcy, modlili się zgodnie i bez uprzedzeń. Ja szczególnie lubiłam stawać po prawej stronie świątyni, można powiedzieć męskiej, gdyż tam przeważnie siadali i stawali mężczyźni, choć jak widać nie było reguły. Stawałam zwykle blisko samego obrazu św. Tereski od Dzieciątka Jezus, to był duży i piękny obraz, który b. mi się podobał. W naszym kościele był piękny chór, który potrafił naprawdę zaśpiewać, tak że aż się serce radowało, ale nic dziwnego skoro chór prowadził nasz organista Jakubicki. Człowiek obdarzony wielkim i niecodziennym talentem, osobiście znałam jego córkę Sabinę, z którą chodziłam do jednej klasy. [fragment wspomnień Leokadii Michaluk z d. Południewska z kolonii Jesionówka na Wołyniu, wysłuchał, spisał i opracował S. T. Roch]

 
I choć młody był serce miał jak lew

Leopold Kula ps. „Lis” ur. się 11 listopada 1896 w Kosinie pod Łańcutem, zginął w walce z Ukraińcami 7 marca 1919 r. w Torczynie na Wołyniu. Kawaler Orderu Virtuti Militari. Jeden z najzdolniejszych oficerów legionowych, ukochany przez żołnierzy, należący do najbardziej zaufanych ludzi Marszałka Józefa Piłsudskiego. Gen. Edward Rydz-Śmigły: „Wierność aż do śmierci Polsce i umiłowanie zawodu żołnierskiego - to cechy charakteru śp. płk. Lisa-Kuli.”. Gorąco polecam Rapsod o dzelnym żołnierzu legionowym opublikowany 6 stycznia 2018 r. przez Polish Eagle oraz znakomity reportaż TVP Rzeszów: "Śladami płk Leopolda Lisa – Kuli na Wołyniu", młodziótkiego adiutanta Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego., o całym życiu bohatera walk o odzyskanie niepodległości po 123 latach niewoli, opublikowany 11 Marca 2019 r. przez Związek Strzelecki "Strzelec" JP JS 2021 im. płk Leopolda Lisa-Kuli, a zatem:
 
https://youtu.be/k2Z9oQDC_Pk
https://youtu.be/rDHLAoVORYU

Leopold Lis was a Colonel of Infantry of the Polish Army, and recipient of the Virtuti Militari. Lis Kula was born on November 11, 1896 in the village of Kosina near Łańcut (Austrian Galicia), and died on March 7, 1919 in the village of Torczyn near Lutsk, Volhynia, during the Polish–Ukrainian War.
 

YouTube: 
Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika u2

15-04-2021 [07:56] - u2 | Link:

"Dlaczego więc nie ma dziś modlitwy w naszej szkole"

Bez obrazy. Skoro modlitwa nie pomogła, a bestia się znowu obudziłą w ludziach, to trzeba zachować umiar w obrządkach religijnych, bo historia lubi się powtarzać.

Religia często przedstawia świato jako manichejska walka zła z dobrem, ale to wszystko nie jest takie czarno-białe. Taki uproszczony obraz świata generuje konflikty.

W przytoczonym przykładzie widać było, że były dzieci polskie, ukraińskie, niemieckie i żydowskie w klasie. To pomimo idyllicznego opisu autora, musiało generować konflikty np. językowe, nie wspominając o kulturowo-religijnych. Życie to nie jest bajka.

Obrazek użytkownika AŁTORYDET

15-04-2021 [14:40] - AŁTORYDET | Link:

Sielsko i anielsko to tak chyba nie było. Trochę daliśmy Ukraińcom popalić. Potrafiliśmy spalić im cerkwie (nieźle zasłużył się d-ca 12 DP z Tarnopola, gen. Gustaw Paszkiewicz, który po 45-tym wziął się także za rozprawę NZW-WIN-AK), potrafiliśmy wybatożyć mężczyzn lejąc publicznie ich gołe tyłki. Zgaduję, że sympatii to nam nie przysporzyło. O karierze w służbie państwowej, Ukraińcy nie mogli nawet pomarzyć. Tu lekka dygresja: widział Pan film: "Przemyśl - złamane marzenia"? Osnuty na losach (utrwalonych w pamiętniku) Reni Spiegel, cudownym dziecku polskiego przedwojennego filmu? To fotografia życia w okupowanej przez Sowiety części Przemyśla. Ach, jak cudownie przeżywała młode lata pod sowiecką okupacją, jak zachwycał ją kult pracy, jak szczęśliwie kochała.... Raz jeden wspomina o deportacji rodzin kolegów i koleżanek z klasy. Ale przecież  były cztery deportacje i sowiecki terror... Dramat i tragedia, zaczynają się dopiero po 22 czerwca 1941 roku.... Myślę, i takie jest moje zdanie, że zasada "audiatur et altera pars" pozwala na dokładniejszy opis łacniej o prawdę.

Obrazek użytkownika Tomaszek

15-04-2021 [22:15] - Tomaszek | Link:

Jeżeli łacniej o prawdę , to Ci powiem że może i tak , prawdą może być batożenie na gołe dupy , ale może i lepiej było ich oskarżyć i do pierdla a byłoby za co . A jeżeli chodzi o urzędy , to po prostu dopiero druga RP dała im dostęp do wykształcenia . Tyle że oni wybrali UPA i inne swoje jaczejki . To po prostu taki krzakowy sku...wiony narodzik , który w 1920 do obrony granic zmobilizował 20 tys ochotników przy populacji większej niż Polska . W SS i innych hitlerowskich przystawkach było wielokrotnie więcej . Jacy "patrioci" takie państwo . I dziś się to mści w Ługańsku , Donbasie czy na Krymie . A jakieś pomarańczowe rewolucje czy Majdany były i będą tylko jednorazowymi wybrykami tłumu . Niczym więcej , bo tego narodu na nic więcej nie stać . A niepodległość , ruski dał ruski weźmie . Easy come easy go .

Obrazek użytkownika u2

16-04-2021 [08:41] - u2 | Link:

"20 tys ochotników przy populacji większej niż Polska . W SS i innych hitlerowskich przystawkach było wielokrotnie więcej ."

Oznacza to tylko to, że Polacy nie zrozumieli iż mają V kolumnę nie tylko niemiecką, ale i innych narodowości. Do niemieckiej SS chętnie garnęły się wszystkie mniejszości z terenu Polski.

To Niemcy przy planowaniu Blickrigu na przedwojenną Polskę uwzględnili. Polska była otoczona ze wszystkich stron, tak jak przed rozbiorami.

Można krytykować Piłsudskiego, że nie wywiązał sie z obietnicy danej Petlurze o autonomii Ukrainy. Choć zapewne nie mógł przewidzieć co się wydarzy dwie dekady później.

Teraz znowu grozi wojna. Rosja pręży muskuły i może zająć Ukrainę. Wtedy Chiny przystąpią do wojny z Rosją. Pisał o tym spike w wątku Wojna polsko-rosyjska.

Obrazek użytkownika Tomaszek

16-04-2021 [23:37] - Tomaszek | Link:

Polski niefart dziejowy to położenie między Niemcami i Rosją . A reszta to  takie sku...wiałe krzakowe tutejsze ludziki , co się przykleją do każdego według swoich wyobrażeń . To że Rosja może zająć Ukrainę albo jej część to prawie pewniak . Tylko co Chiny mają z tego ataku na Rosję , pół syberii wykupili za pół darmo ? Spika poniosła fantazja .

Obrazek użytkownika u2

17-04-2021 [17:27] - u2 | Link:

Wojna ChRL z Rosją jest praktycznie pewna. Przed tym wiele razy ostrzegał Klimuszko, ale spike przedstawił bardzo precyzyjną prognozę jak to bedzie wyglądało.

Do dzisiaj zachodzę w głowę, jak Klimuszko mógł przewidzieć wojnę Rosji z Ukrainą. To był wielki Polak z Nierośna.

Obrazek użytkownika Tomaszek

18-04-2021 [12:27] - Tomaszek | Link:

Chiny to se Rosję kupią  , wojna to bardzo droga alternatywa . Szwaby kupili ich za gumę do żucia i dżinsy plus parę używanych samochodów a chińczyk da trochę wódy i parę smartfonów . Jaki naród , taki towar . A odnośnie wojny Rosji z Ukrainą , to mam pytanie . Czy jak  ktoś jest w dupę kopany to bierze udział w walce ? W sumie to tylko jedna poprawka do starej wersji Polsko Chińskiej granicy . Nie na Uralu Tylko na Bugu . Ojca Klimuszki nie trzeba .