Ale radocha, igrzyska w Tokio diabli wzięli!

Gdyby nie pandemia od kilku dni w Tokio trwałyby Igrzyska 32 Olimpiady. W historii nowożytnego olimpizmu to zaledwie czwarty przypadek odwołania światowego święta sportu, pierwszy w czasie pokoju, co już samo w sobie świadczy o niszczącej mocy koronawirusa. Poprzednio, w terminie zarezerwowanym na Igrzyska 13 Olimpiady trwało Powstanie Warszawskie.
Powyższy wstęp zawiłymi meandrami skojarzeń przywiódł mnie do refleksji: słoń, a sprawa polska… Sorry, to Żeromski… Mnie zafrapowała pozornie banalna koincydencja: sport, a sprawa polska. W epoce zimnej wojny stanowił on oręż totalitarnych reżymów, które wykorzystując olimpijskie ideały barona Coubertina usiłowały wyszlachetnić swój wizerunek, a przy okazji demonstrować swą wyższość nad zgniłym Zachodem. W tym gronie znajdowała się oczywiście PRL, ale prym wiodły Kuba i NRD, że o Związku Sowieckim, dysponującym realną siłą we wszystkich dziedzinach, nie wspomnę. Jednak warto pamiętać, że w erze nowożytnej prekursorką takich praktyk była 3 Rzesza, zaś tak w ogóle od zarania dziejów prężenie bicepsów rozpoczęli hellenowie, choć na okres igrzysk wyciszali szczęk oręża.
Ciekawe, że MKOL. pobłażał niemal wszystkim bez wyjątku zdeprawowanym systemom, Korei Północnej nie wykluczając. Ów wyjątek stanowiła przez wiele lat RPA ze swym apardheidem. Że też nasi totalni nie wpadli jeszcze na pomysł, by bruździć w Lozannie przeciw łamiącej wszelkie standardy demokratyczne klice z Nowogrodzkiej. Ale co się odwlecze… Historia bowiem uczy, że władza spełniająca wolę ludu: panem et circenses, mogła spać spokojnie, do czasu rzecz jasna, gdy zaczynało brakować pieczywka. Bo wówczas popisy gladiatorów przenosiły się z cyrków na ulice… I nie ma już ani starożytnego Rzymu, ani NRD, ani ZSRR, ani Fidela Castro. Wkrótce zaś do tej gromady upadłych dołączy zjednoczona prawica, czego podzwonnym było anemiczne zwycięstwo Andrzeja Dudy. I skończy się władza mniejszości w umęczonym kraju. Nadciągający kryzys zmiecie nieudaczników, bo braku pieczywka dla ciemnego ludu nie zdoła zastąpić propaganda telewizji Jacka Kurskiego.
I tu pojawia się termin uczucia ambiwalentne. W marnym dowcipie rodem z telewizyjnego kabareciku ogarniają one faceta, którego teściowa spada w przepaść w jego mercedesie. Taka egzemplifikacja nie jest wszak godna pogłębionej refleksji na temat sport,
a sprawa polska.
Kilka dni temu spotkałem na Placu Piłsudskiego grupkę kibiców świętujących zdobycie przez piłkarzy Legii mistrzowskiego tytułu.
I genius loci przywiódł mi na myśl scenę z “Kordiana”.
Plac Saski. Kordian oskarżony o próbę zamachu na cara może ocalić życie jeśli zaspokoi kaprys wielkiego księcia Konstantego.
”Mówiłem o Polakach, że chłopy szalone, gotowi z królewskiego zamku w Wisłę skoczyć… Skacz! Bo każę cię w lochy Karmelitów wtłoczyć! … No, Lachu! Jeśli żywy przeskoczysz bagnety, to daruję ci życie(…) Car ujrzy, jak mój żołnierz nad Moskale lotny(…) Ha! Przeskoczył!”
A car, łaskawe panisko, z fałszywym uznaniem kiwa głową. I rzuca półgębkiem na stronie swym generałom: “Złożyć sąd wojenny, godził na moje życie… Rozstrzelać…”
Car czuł pismo nosem. Sportowe sukcesy jako stymulacja nastrojów społecznych. 200 lat temu w zniewolonym kraju heros frunący nad stosem bagnetów, mógł poprowadzić lud na barykady. Także dzisiaj osiągnięcia sportowe stanowią wartość dodaną do i tak wysokiego poziomu optymizmu Polaków. Tymczasem totalnej opozycji potrzebna jest jakaś smuta, wpędzanie populacji w ponury nastrój. Generatory Rzeczywistości Urojonej dwoją się i troją, by podrasować grozę pandemii. W ich przekazach kraj zalewa fala ksenofobii, rasizmu i antysemityzmu. O unicestwieniu wymiaru sprawiedliwości szkoda gadać… Europa da nam wkrótce popalić, że się nie pozbieramy.
Tymczasem igrzyska w Tokio wniosłyby do zatęchłej atmosfery nad Wisłą odrobinę świeżości i optymizmu, potrzebnych opozycji jak świni rogi. Ich brak to jeszcze jeden pożytek z pandemii.
 
Sekator
 
Ps.

- Ja już to kiedyś czytałem - mruczy mój komputer.
- Bo ja już kiedyś we fragmentach to napisałem - przyznaję bez bicia. - Ale jeśli wszyscy od dawna powtarzają w kółko to samo, ja też czasami mogę.