Wilbur Smith - Piekło na morzu. Recenzja powieści.

Wilbur Smith napisał książkę w swoim stylu. Akcja powieści rozgrywa się na kilku kontynentach, a także na wodach oceanu. Bohaterowie pozytywni, choć nie zawsze postępują zgodnie z prawem, wzbudzają naszą sympatię, a postacie negatywne, budzą w nas odrazę nie tylko dlatego, że prawie nigdy nie szanują prawa.  Świat opisywany przez autora jest przerażająco brutalny, przeżyć w nim mogą wyłącznie ludzie bezwzględni. Do takich ludzi należy główny bohater - Hektor Cross, były oficer SAS, który podejmuje się śmiertelnie ryzykownego zadania - wyrwania z rąk islamskich terrorystów Cyli Bannock - córki miliarderki, Hazel Bannock. Wbrew panującej dookoła poprawności politycznej autor nie waha się pokazać do czego prowadzi islamski fanatyzm, choć nie ustrzegł się - nieuzasadnionych moim zdaniem, ale na szczęście drobnych - przytyków pod adresem chrześcijaństwa. Ja zwykle opisuje wszystkie wydarzenia z dużą dbałością o szczegóły, jednak ze względu na to, że miałem do czynienia z audiobookiem, który wymaga nieco mniej wysiłku niż książka do czytania - da się przeżyć kilka ewidentnych dłużyzn, które nam serwuje. Całość - w stylu znanym z wielu poprzednich książek Smitha - zawiera kilka scen erotycznych na granicy dobrego smaku i kilka zdecydowanie przekraczających granicę dobrego smaku, brutalnych opisów tortur i morderstw. Są piękne kobiety, zdrajca w otoczeniu głównych bohaterów, dokładne opisy broni, którą posługują się postacie w książce, opisana ze szczegółami sytuacja we Wschodniej Afryce. Podsumowując, miłośnicy prozy Wilbura Smitha się nie rozczarują, podobnie ci odbiorcy, którzy zetkną się z jego książką po raz pierwszy, a którzy lubią, gdy w książce wiadomo, kto jest dobry, a kto zły.
"Piekło na morzu" w wersji do słuchania, wymaga osobnej recenzji dla tekstu i osobnej dla interpretacji tekstu przez Mariana Opanię.
Niestety przyjemność obcowania z książką Wilbura Smitha w dużym stopniu zepsuł mi Marian Opania, który czyta ją dramatycznie źle. Okropna, beznadziejna i niepotrzebna do niczego maniera zmieniania głosu w czasie czytania dialogów, sprawia, że chce się płakać. Bohaterowie książki w interpretacji Mariana Opani mają denerwujące, dziecinne, płaczliwe, albo dziwnie zachrypnięte i nienaturalne głosy. Skąd inąd dobry aktor rozkłada akcenty w wypowiedziach w tak dziwnych miejscach, że dialogi w jego wykonaniu są absolutnie nie do przyjęcia. Gdyby dialogi czytał tak, jak czyta całą resztę - byłoby całkiem nieźle. Pozostaje mieć nadzieję, że następne książki tego autora przeczyta ktoś inny, albo, że ktoś powie Marianowi Opani jak czytać dialogi.
z poważaniem
Lech Mucha