Wigilia w Hanstholm*

Patrzyłem dzisiaj, noworocznym porankiem przez okno.  Gałęzie świerka kalifornijskiego, którego sąsiad posadził kilka lat temu, a który wybujał już na duże drzewo, poruszały się na wietrze. Przez całe dorosłe życie martwiłem się o pogodę. Po skończeniu szkoły morskiej i pracując na morzu, żeby nie wiało. Bo na morzu, inaczej niż na lądzie, jak wieje to robi różnicę. I to dużą różnicę. Czasami różnicę, w której chodzi o życie.
I patrząc jak gałęzie świerka chwieją się na wietrze, pomyślałem sobie, że znowu wieje. A w pamięci wrócił  inny obraz …
To było wiele lat temu. I niestety kolejne Święta Bożego Narodzenia na statku. Jak trafią się w porcie to jeszcze ujdzie. Porty w święta przeważnie nie pracują, więc można jakoś przeżyć. Jeżeli nie świątecznie, tak jak to jest w domu, to przynajmniej prawie świątecznie. Natomiast jak trafią się w morzu to jest gorzej. Nie ma szansy na spokojną Wigilię ani świąteczny obiad. Statek płynie, toteż praca i wachty muszą iść swoim rutynowym trybem. Ale paradoksalnie jest też łatwiej. Z morza nie widać świątecznej atmosfery na lądzie. A codzienny rytm pracy i obowiązków tłumi świąteczną atmosferę. Więc skutek jest taki, że Święta mijają … jakoś tak niezauważenie. I w sumie człowiek znosi to łatwiej.
Natomiast będąc na Święta na statku najgorzej jest z Wigilią. Wigilia to święto, które jest tylko u nas w Polsce. Natomiast wszędzie na świecie i w Europie, ten dzień jest zwykłym dniem pracy. I zdarza się tak, że załadunek kończy się po południu i portowcy kończąc pracę idą do domu szykować Święta. A statek i marynarze na nim, płyną w morze, ‘czy to deszcz, błoto czy też słoneczna spiekota’. Innymi słowy, czy pogoda spokojna czy też sztormowa.  
I tak było też, tym razem.  Oczywiście nie było słonecznej spiekoty. A wręcz odwrotnie, jak to w grudniu było zimno. I do tego mocno wiało … Na wyjście z poprzedniego portu otrzymałem od armatora instrukcje na kolejną podróż. Następny port załadunkowy Hanstholm, ładunek kruszywo do Dublina w Irlandii.
Hanstholm, to mały port, który leży na północno-zachodnim cyplu półwyspu Jutlandzkiego. Przy wiatrach północno-zachodnich jest zupełnie odsłonięty i sztormowa fala wchodzi do awanportu. I tak było też tym razem. Na podejściu do portu otrzymałem informację, że ze względu na warunki pogodowe, pilot portowy może wejść na statek tylko wewnątrz portu. I padło następne pytanie. Czy w tej sytuacji decyduję się na wejście do portu? Alternatywą było sztormowanie przez kilka dni na pełnym morzu w oczekiwaniu na poprawę pogody. Sztormowanie statkiem pod balastem na Morzu Północnym, gdy wieje 8 – 9* w skali Beauforta przyjemnością nie jest. Kto był na morzu ten wie. Toteż, tak prawdę mówiąc alternatywy nie było. Potwierdziłem więc, że wchodzimy do portu.
Wszystko szczęśliwie się udało. Minęliśmy główki i ostrobloki (na których lata temu w podobnych warunkach rozbił się polski trawler) i pilot bezpiecznie wszedł na statek. I manewrując już z jego pomocą i za jego radą, szczęśliwie zacumowaliśmy przy nabrzeżu załadunkowym. Tak, ale bezpieczne zacumowanie to jedno. Natomiast bezpieczny postój to drugie. Jak już wspomniałem na początku port w Hanstholm to mały port i bez żadnej naturalnej osłony przed północno-zachodnim wiatrem i falą. Wewnątrz portu wiatr nie był zagrożeniem, natomiast co innego było z falą. Mimo falochronów, martwa fala wchodziła do portu. W efekcie statkiem przy kei rzucało w górę i w dół. A także do przodu i do tyłu oraz na boki. W efekcie cumy statku trzaskały jak zapałki. Toteż załoga musiała wymieniać je na nowe. Inaczej statek zacząłby hulać po porcie. I siać zniszczenie, zanim sam by temu zniszczeniu uległ. Ale zapas nowych cum na statku jest ograniczony. Toteż wkrótce ich zabrakło. Wtedy pozostało jedyne wyjście. Wiązać te pourywane i zakładać je z powrotem.
W międzyczasie trwał załadunek. Taśmociągi pracowały na okrągło i ładownie statku napełniały się kruszywem przeznaczonym na budowę dróg w Irlandii. I tak dobrnęliśmy do szczęśliwego końca. Z wiązaniem cum, aby utrzymać przy nabrzeżu tańczący na martwej fali statek. I załadunkiem statku.
To było akurat w czasie, gdy w Polsce rodzice wyglądają przez okno i mówią dzieciom, że widać już pierwszą gwiazdkę. I że czas już siadać do stołu, do kolacji wigilijnej. W czasie, której, św. Mikołaj niepostrzeżenie zostawia prezenty pod choinką. Które to prezenty, dzieci po kolacji pod choinką znajdują.
My w tym czasie, rzucaliśmy powiązane węzłami cumy i wychodziliśmy w morze. Oczywiście pilot nie mógł wyprowadzić statku na zewnątrz. Za falochronem była kipiel większa niż poprzedniego dnia wieczorem, gdy wchodziliśmy do portu.  Toteż zszedł ze statku jeszcze w awanporcie. Na zewnątrz wychodziliśmy już bez żadnej pomocy ze strony służb portowych. Po lewej stronie, znowu mignęły mi ostrobloki, na których ginęli kiedyś ludzie, przy podobnej pogodzie. Minęliśmy je szczęśliwie.
Po minięciu główek falochronu, będąc na pełnym morzu byliśmy (paradoksalnie) znowu bezpieczni. Oczywiście statkiem kiwało i rzucało, ale bezpośredniego zagrożenia nie było. I popłynęliśmy przed siebie, w poprzek przez Morze Północne, w kierunku Szkocji. A potem przez Pentland Firth a następnie obok przylądka Wrath (czyli przylądka Gniewu) i wzdłuż Hebrydów do Irlandii.
Dopłynęliśmy cało i szczęśliwie. Ale kolacji wigilijnej, jak już pewnie wszyscy się domyślili, tamtego roku na tamtym statku, nie było.

* W sztormową noc 10 stycznia 1975 r. w trakcie wchodzenia do portu, w duńskim porcie Hanstholm zatonął polski trawler rybacki "Brda" z gdyńskiego Dalmoru. W katastrofie zginęło 11 marynarzy rybaków.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika jazgdyni

02-01-2020 [05:15] - jazgdyni | Link:

Witam

Znam ten ból. 8 - 9 na Północnym to nic przyjemnego. Ponad 10 lat się po tym akwenie bujałem. Tylko my na offshorach zazwyczaj sztormowaliśmy. I nie jest to takie złe, jak nie ma zbyt dużej różnicy między kierunkiem wiatru i kierunkiem fal.
Dzisiaj Hanstholm Havn wygląda na dobrze osłonięty. Tylko w główkach przy wietrze NW mogą być problemy. Nie wiem, czy w 75 był już ten wewnętrzny falochron ograniczający fale przy cumowaniu. Naszym typowym miejscem postojów na redzie (bo darmowe) było już na samym cyplu Jutlandii i od wschodu Skagen, Parę świąt Bożego Narodzenia i Sylwestrów tam spędziłem (praktycznie co drugi rok, bo uczciwie wymienialiśmy się całą załogą oficerską, by raz na dwa lata być w święta w domu). W Norwegii mają praktycznie wolne od Wigilii aż do Trzech Króli. A mówi się, że to my mamy za dużo wolnego.
Rozumiem, że cienko na burcie było z cumami i nie mogliście podać wszystkich lin oprócz cum dziobowych i rufowych i pomóc sobie szpringami i brestami.

Lecz chyba dzisiaj Panie Kapitanie wspomina Pan to z rozrzewnieniem? 

Obrazek użytkownika Tadeusz Hatalski

02-01-2020 [10:00] - Tadeusz Hatalski | Link:

@ jazgdyni - "mogliście ... pomóc sobie szpringami i brestami'
Szkoda, że blogera jazgdyni nie było wtedy na burcie, to by nam doradził ... :)
Sorry Janusz za tę uszczypliwość ale chyba nigdy nie trafiło ci się być na statku w porcie do którego wchodzi martwa fala. Jest takich parę, oprócz Hanstholm. Bilbao, Great Yarmouth (Outer Harbour), Bayonne, Chimbote (w Peru) i pewnie jeszcze kilka innych. Ale w tych, które wymieniłem doświadczyłem tego na własnej skórze ... I nie wiem ile brestów byś nie założył to i tak nic to nie pomoże. W Bayonne kiedyś spędziłem kilka godzin na  mostku aby zneutralizować efekt martwej fali i utrzymać statek przy kei za pomocą pracy silnika i śruby. Zresztą mają tam holownik na standby-u do tego celu ale się obyło (bo wiadomo asysta holownika kosztuje). Z kolei w Great Yarmouth zdarzyło mi się słyszeć offshore'a jak wołał kapitanat na ukf-e, aby mu dowieźli cumy bo wszystkie jakie miał już potrzaskały ...
A co do rozrzewnienia. Nie, nie wspominam z rozrzewnieniem. Wspominam jako trudne i ciężkie chwile, z których szczęśliwie udało mi się wyjść cało i bezpiecznie ...

Obrazek użytkownika jazgdyni

02-01-2020 [10:55] - jazgdyni | Link:

Ależ absolutnie się nie wyzłośliwiam, czy wymądrzam. Też wielokrotnie byłem przy nabrzeżu, gdy cumy to było za mało, bo wiatr odpychał statek, a rozładunek ropy do rury na sztywnym ramieniu (razy dwa) nie daje szans na jakieś ruchy. To było na shuttle tankerze, więc mieliśmy komfort posiadania trusterów, w tym ten na dziobie to był pędnik rotacyjny (azimmuth thruster). A i tak było ciężko.
Pytałem się o te szpringi i bresty, bo pamiętam, że w 1975 z dobrymi manilami i stalówkami mogło być ciężko. Do głowy by mi nie przyszło doradzać kapitanowi.Nigdy w cumowaniu udziału nie brałem, lecz wiem jakie to niebezpieczne. Także widziałem, na szczęście tylko raz, wyrwanie windy kotwicznej na dziobie i dwa razy zgubiliśmy kotwice. Przez 40 lat człowiek się napatrzy.
Bilbao rzeczywiście kiepskie. Ale chyba nieopodal Santander jeszcze gorszy.
A to rozrzewnienie rozumiem po swojemu, jako smutek przed ostateczną utratą czegoś, co może było niebezpieczne i ciężkie, ale już nigdy z tym się nie spotkam. Ja w każdym razie takie uczucia czasami mam.