Każdy głos jest ważny

Dziś sytuacja wyjątkowa, bo nie proponuję państwu na moim blogu lektury jednego tekstu, ale kilku, w odstępach paru godzin. Zacząłem od dużego wywiadu dla Polskiej Agencji Prasowej,  teraz zachęcam do lektury rozmowy, którą dla „Gazety Polskiej Codziennie” przeprowadziła ze mną red. Natalia Karcz-Kaczkowska.
 
Odbył Pan wiele spotkań z mieszkańcami okręgu, z którego Pan startuje do Parlamentu Europejskiego. O co najczęściej pytali wyborcy, interesowały ich mocno spawy związane z Unią Europejską czy jednak dominowała polityka krajowa?
Rzeczywiście tych spotkań było wiele, nieraz były bardzo barwne  i nieraz ich organizacja wisiała na włosku, bo niełatwo było zdobyć salę na spotkanie. Władze niektórych warszawskich dzielnic rządzonych przez Koalicję Obywatelską stosowały totalną obstrukcję w stosunku do kandydatów Prawa i Sprawiedliwości. Dochodziło nawet do tego, że pod Warszawą urzędnicy zrywali nasze plakaty. Co do pytań to poza tymi dotyczącymi spraw wewnętrznych, najwięcej dotyczyło skandalicznego zachowania polityków opozycji w Europarlamencie. Mowa o donoszeniu na własny kraj czy głosowaniu za sankcjami dla niego. Padało również wiele pytań w związku z ustawą 447. I tu stanowczo podkreślam, tak jak mówiłem na spotkaniach z wyborcami : rząd Polski wraz z liderem obozu Zjednoczonej Prawicy Jarosławem Kaczyńskim jednoznacznie stwierdzili, że Polska nikomu nic nie jest winna. Mało tego, to Polsce należą się miliardy euro do Niemiec z tytułu odszkodowań, za to, co stało się podczas II wojny światowej ,rozpoczętej przecież agresją Niemiec Hitlera na Polskę.
To już finisz kampanii wyborczej. Czuje Pan mobilizację wśród wyborców?
Czuję, że frekwencja po stronie wyborców Zjednoczonej Prawicy będzie większa niż ta w ostatnich wyborach. Ale prawdę mówiąc, czuję mobilizację także po drugiej stronie. Dlatego apeluję: każdy głos jest ważny. W 2009 r. wygrałem wybory europejskie o 205 głosów, Anna Fotyga w 2004  o 800 głosów. W związku z tym apeluję, aby nie tylko iść i głosować, ale namawiać rodziny, sąsiadów do czynnego udziału w wyborach. Potrzebna jest pełna mobilizacja i nierozpraszanie głosów.
Co ma Pan na myśli?
Trzeba wyciągnąć wnioski z roku 1993 czy 2001, gdy podział obozu patriotycznego, niepodległościowego przyczynił się do zwycięstwa lewicy. Dziś trzeba ustrzec się tego błędu. Apeluje do wyborców, aby nawet, jeżeli mają jakieś  wątpliwości czy zastrzeżenia do polityki rządu czy PiS, aby jednak głosowali na naszą formację. Bo głosy oddane na inne ugrupowania będą tak naprawdę głosami przybliżającymi do zwycięstwa PO i całą Koalicję Europejską (KE)

W Pana odczuciu, jaka była ta kampania?
Jeżeli miałbym mówić o swojej kampanii to była bardzo, bardzo  pracowita. Zawsze ciężko pracowałem, ale jeszcze nigdy tak ciężko jak teraz. Dostawałem wiele propozycji spotkań, rozmów, debat. Starałem się przyjąć wszystkie.
A jeżeli miałby ocenić Pan kampanię całościowo?
To zwróciłbym uwagę na ciekawą, ale i niedobrą rzecz. W tej kampanii odbyła się najmniejsza liczba debat odkąd pamiętam. Sami politycy mam wrażenie niechętnie chcieli brać udział w szerokich debatach. Jedynka KE w moim okręgu Włodzimierz Cimoszewicz, nie brał udziału w żadnej z debat, nie mogliśmy wymienić się wspólnie spostrzeżeniami dotyczącymi Unii Europejskiej. Pani premier Ewa Kopacz starannie unikała debat w Wielkopolsce skąd kandyduje. Tak jakby niektóre formacje polityczne uznały, ze wystarczy ich monolog ,żeby wejść do PE. Może i wejdą. Ale czy o to chodzi? A po drugie to, co charakteryzowało tę kampanię to niewielka liczba procesów wyborczych. W zasadzie jeden w trzech odsłonach, który wytoczyłem Koalicji Europejskiej i wygrałem 3:0. I jeszcze jeden pomiędzy Robertem Biedroniem a Sławomirem Neumanem. Co ciekawe to KE była oskarżana skazywana , co pokazuje, że agresja leży po ich stronie. Takim przykładem z tej kampanii może być zachowanie przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, duchowego patrona Koalicji Europejskiej, który w jednym zdaniu potępia mowę nienawiści, po czym w drugim mówi o Jarosławie Kaczyńskim, że to ajatollah. To typowe podwójne standardy PO.
O co trzeba będzie walczyć dla Polski w nowym Parlamencie Europejskim?
Po pierwsze o to, żeby było słychać donośny głos dumnej Polski, która ma być podmiotem w rywalizacji narodowej. A konkretnie to na samym początku rozegra się bardzo ważna dla Polski walka o kształt budżetu na kolejną „siedmiolatkę”. Obecny projekt przedłożony przez Komisję Europejską, który uzyskał poparcie komisarz Elżbiety Bieńkowskiej delegowanej przez rząd PO – PSL jest dla Polski i naszego regionu Europy skrajnie niekorzystny. Będziemy robili wszystko, żeby to zmienić, bo to ostatni siedmioletni budżet, w którym Polska będzie „na plusie”. W kolejnym , na lata 2028 – 2034, może nie od samego początku, ale w jego trakcie nasz kraj stanie się płatnikiem netto, czyli będzie więcej wpłacać do kasy unijnej niż z niej brać. W związku z tym konieczne jest, aby w PE znalazły się osoby walczące o polski budżet ,tak jak robi to polski rząd, a nie tak jak pani komisarz Bieńkowska podpisująca się pod małym budżetem.
W takim razie zapytam jednym z haseł Zjednoczonej Prawicy, czyja będzie Polska?
Jest szansa, że Polska będzie rządzona przez obóz patriotyczny, a nie kosmopolitów. Ale żeby tak się stało, obóz Zjednoczonej Prawicy musi wygrać wybory europejskie. Jeżeli tak się nie stanie, utrudnimy sobie możliwość wygranej w tych najważniejszych wyborach, które będą już na jesieni 2019 roku.