Frans, lewica, ingerencja…

Sprawdziłem w Brukseli: pierwszy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans przyjeżdżając do Polski poprzeć lewicową „Wiosnę”, nie wziął urlopu. Jako komisarz KE powinien być bezstronny, ale cnotę bezstronności stracił dawno, jeśli ją w ogóle kiedykolwiek miał. Ten holenderski socjalista, którego partia w zeszłym roku zajęła  dopiero dziewiąte miejsce w wyborach do parlamentu w Hadze (wcześniej był druga) jest kandydatem europejskiej lewicy na szefa KE i pod pretekstem tej kampanii zapewne przyjechał i do nas. Bajdurzył, niczym na zamówienie, o rzekomym Polexicie – równie dobrze mógłby przestrzegać przed pojawieniem się Yeti w Brukseli czy potwora  z Loch Ness w Strasburgu. To kolejna ingerencja przedstawiciela UE w wewnętrzne sprawy państwa członkowskiego. Ten sam Timmermans nie jest jednak konsekwentny, bo pytany o sytuację we Francji , nabiera wodę w usta, a o gwałtowny spór hiszpańsko-kataloński – głośno, można by powiedzieć,  milczy.  Ta eskapada towarzysza Fransa nad Wisłę jest kolejnym argumentem, żeby pójść na wybory europejskie i zagłosować tam na tych, którzy będą takim ingerencjom w wewnętrzne sprawy Polski się sprzeciwiać, a nie im przyklaskiwać.

*komentarz ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (13.04.2019)