P(uste) O(bietnice), cenzura i rtęć ...

Jestem za, a nawet przeciw” – mawiał klasyk gatunku ob. Wałęsa Lech. Zgodnie z tą dewizą zachowała się partia Pustych Obietnic, która w minionym tygodniu w Strasburgu zagłosowała za ACTA 2, chociaż w lipcu zeszłego roku głosowała – tak jak Prawo i Sprawiedliwość – przeciwko. Wówczas to na swojej stronie internetowej PO ogłosiła, że jest za ...wolnością, przeciw cenzurze i że prawa twórców nie mogą kolidować  z ograniczaniem wolności w „necie” ! Nie minęły dwa miesiące, jak tuż po wakacjach A. D. 2018 Platforma zagłosowała wbrew tym swoim, kolejnym Pustym Obietnicom, zjadła, a  właściwie zżarła własny język i dołączyła do tych w polskiej historii, którzy byli za cenzurą. Cóż, rzeczywiście, w tym zakresie są pewne tradycje, do których może nawiązywać i do których partia  DEG (Donka, Ewy, itd.) nawiązuje. Nawet twórczo… W owym strasburskim  głosowaniu większość z głosujących polityków PO zagłosowała za kneblem, ale byli też tacy, którzy postanowili odegrać rolę Poncjusza Piłata i umyli ręce: będąc na sali, nie zagłosowali, nie wciskając  przycisków. Cierpieli niczym młody Werter, by potem swe cierpienia opisać na Twitterze. Owymi współczesnymi platformerskimi Poncjuszami zostali ob. Buzek Jerzy i ob. Rosati Dariusz (ten drugi nawet: tow.)
Wracając do ob. Wałęsy Lecha, to był on autorem jeszcze kilku innych wiekopomnych stwierdzeń, które cytować warto, dopisując kolejne rozdzialiki – ewentualnie przypisy – do książki Aleksandra Bocheńskiego  „Dzieje głupoty w Polsce”. W trakcie prac nad konstytucją w II kadencji Sejmu RP (przewodniczącym Komisji Konstytucyjnej był ob. Kwaśniewski Aleksander, nawet:  tow.) – ob. Wałęsa był łaskaw zająć się wstępem do tejże Konstytucji, używając co chwila wyrazu „parambuła”. Wyjaśniam, że chodziło o … preambułę.
O stałości poglądów w polityce tenże ob. Wałęsa Lech powiedział kiedyś: „słowo daję, słowo cofam”. Nie dość na tym. Na jednym z posiedzeń Komitetu Obywatelskiego ob. Wałęsa jeszcze jako przewodniczący „Solidarności”, a nie prezydent RP , będąc wtedy w fazie – chwilowej, jak się okazało – konfliktu z lewicą laicką i „katolewicą”  rzekł do Jerzego Turowicza: „Stłucz pan termometr, a nie będziesz pan miał gorączki”.
Co do termometru, to pamiętam, że w czasach szkolnych pełnił czasem istotną rolę przed wyjściem do szkoły. Udawało się natenczas straszną chorobę, potworne zaziębienie, w ogóle niemalże stan agonalny i żeby owe nieprawdopodobieństwo uprawdopodobnić wkładało się termometr do jednej z dłoni i zaciśniętą dłonią z termometrem uderzało o drugą. Oczywiście słupki rtęci szły w górę, szkoła  i często klasówka oddalały się na właściwą odległość, można się było wyspać, poleniuchować lub, ha, ha, przygotować do kolejnej klasówki. Trzeba było tylko bardzo uważać, aby termometr nie wystawał z dłoni, bo można go było wtedy łatwo rozbić, a rtęć, wiadomo, jest trująca.         
Cóż, teraz już tak nie robię...
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (03.04.2019)