„Osmanen Germania” czyli problemy z „multi-kulti”

W zeszłym miesiącu minister spraw wewnętrznych Republiki Federalnej Niemiec podjął decyzje o zakazaniu działalności organizacji o nazwie „Osmanen Germania BC”. Horst Seehofer ‒ bo o nim mowa ‒ to jedna z najważniejszych figur polityki w Berlinie. Lider (choć od momentu wejścia do rządu formalnie przestał być przewodniczącym partii) CSU, jeden z największych przeciwników kanclerz Merkel, zwolennik „twardej linii” wobec imigrantów wie, co robi. Z jednej strony pamięta, że już 14 października odbędą się w jego rodzinnej Bawarii wybory do krajowego parlamentu ‒ a jego wyborcy chcą jednoznaczności, gdy chodzi o problemy wynikające z napływu muzułmanów do Niemiec. Z drugiej strony, patrząc na to już nie tyle politycznie, co całkowicie merytorycznie: podstawy do zakazania funkcjonowania tej tureckiej organizacji w RFN były. Nominalnie był to klub bokserski, ale niemieckie służby porównywały go z... gangami motocyklowymi! W teorii miał być alternatywą dla „dzieci ulicy”. W praktyce służył do załatwiania „porachunków politycznych” w skali międzynarodowej. Jego nazwa bowiem była nawiązaniem do imperium Ottomańskiego. MSW najbardziej zaludnionego landu w Niemczech ‒ Północnej Nadrenii-Westfalii w specjalnym raporcie pokazało bliskie kontakty „Osmanen Germania” z rządząca Turcją w ostatnich parunastu latach partią AKP i jej byłym szefem, ekspremierem i aktualnie prezydentem R. T. Erdoganem. Tak się pewnie nie przypadkiem zdarzyło, że wrogowie tureckiej centroprawicy byli też wrogami „Osmanen”.
A lista była konkretna: Kurdowie z lewicowo-radykalnej PKK, której emigracyjna siedziba znajduje się właśnie w RFN, radykalna turecka lewica, FETO czyli sekta Fetullaha Gullena. Do wyboru, do koloru. Kolor wygrywający był w tym przypadku oczywiście czerwony....

Pytanie: czy inny szef MSW podjąłby taka decyzję, jaką podjął najbardziej chyba prawicowy członek koalicyjnego gabinetu CDU-CSU-SPD? Czy taki ruch, ewidentnie konfliktujący rząd, a zwłaszcza rządowa centroprawicę z wielką diasporą turecką w Niemczech (a przynajmniej jej częścią) byłby możliwy, gdyby nie względy wyborcze? Czy nie jest to próba pokazania przez CSU, że wyciąga wnioski ze złej polityki imigracyjnej własnego rządu, ba, że nie atakując tym razem wprost Angeli Merkel odcina się w praktyce od jej błędnej polityki? Że sławetne „Herzlich Wilkommen” należy zastąpić teraz, mówiąc metaforycznie, „Weg” (precz)? I czy ukaranie gangu-nie gangu „Osmanen Germania BC” nie było tylko pretekstem w znacznie szerszej rozprawie przeciwko „multi-kulti”, a przynajmniej jej różnym kontrowersyjnym objawom? Pytania można mnożyć. Rzecz w tym, że decyzja ministra Seehofera będzie piłką w grze miedzy koalicjantami w Niemczech, między CSU a CDU, a wreszcie miedzy CSU a jej wyborcami w Bawarii. Na razie w tym największym niemieckim landzie (nie mylić z najliczniejszym ‒ o nim było powyżej) rządząca CSU traci, choć prowadzi w przedwyborczych sondażach. Ale też może być kolejnym ważnym punktem odniesienia w debacie wewnątrzniemieckiej na temat roli muzułmanów we współczesnej Republice Federalnej. O ich lojalności ‒ lub jej braku ‒ wobec państwa niemieckiego. Decyzja MSW zapada moment potem, jak czołowy piłkarz reprezentacji Niemiec, Turek z pochodzenia, Mesut Özil spektakularnie rozstał się z kadrą, zarzucając szefom federacji futbolowej (i nie tylko), że jest źle traktowany właśnie jako imigrant. Tyle, że parę miesięcy wcześniej w Londynie (gdzie gra) spotkał się wraz z innym reprezentantem RFN ‒ Turkiem z pochodzenia ‒ z prezydentem Turcji. Okazało się przy tej okazji, że obaj Erdogana uważają, za „swojego prezydenta”...

Co ma wspólnego Özil z „Osmanen Germania”? Nic. I wiele. Na przykład pytanie o realną integrację wyznawców islamu ze społeczeństwem niemieckim. Społeczeństwem coraz bardziej multi-kulti skądinąd...

*tekst ukazał się w tygodniku „Wprost” (05.08.2018)