"Wędrówka dzieci" i niemiecki prezes w areszcie

Piszę ten felieton w Brukseli kilkanaście godzin po przegranym przez Belgów półfinale piłkarskich mistrzostw świata. Stolica Królestwa jest smutna. Nawet jeśli nie ogląda się meczu i nie ma pojęcia o wyniku – odgłosy ulicy powiedzą Ci wszystko. Wrzaski, setki decybeli, chóralne okrzyki i śpiewy, samochodowe klaksony ‒ to znaczy, że „Czerwone Diabły” wzięły kolejną przeszkodę. Przygnębiająca cisza, ludzie wracający w milczeniu z restauracji, gdzie wśród rodaków oglądali mecz z telewizorów wystawionych na zewnątrz – to oznaka, że Belgia przegrała. Zresztą pierwszy raz na tych mistrzostwach. Belgijski napastnik, czarnoskóry Lukaku, gorliwy katolik, nie miał okazji, aby przeżegnać się po strzelonym golu.

Francja tryumfowała, co oznacza, że piłkarze „Trójkolorowych” są tak samo dobrzy jak siatkarze. U nas natomiast siatkarze, gdy chodzi o wyniki sportowe, są zdecydowanie lepsi niż piłkarze. Należy tylko życzyć, aby nasi faceci od piłki nożnej wznieśli się na poziom tych od piłki siatkowej. Zresztą nie tylko faceci, bo i nasze siatkarki zajęły ósme miejsce w Lidze Narodów, co jest największym sukcesem od czasu srebrnego medalu w finale Igrzysk Europejskich w Baku.

Polska szybko pożegnała się z rosyjskim Mundialem i może dlatego trzeźwo zauważyliśmy, że świat nie kręci się koło piłki. Piłkarskie czy sportowe igrzyska są często po to, aby zapomnieć o skrzeczącej rzeczywistości. Ta rzeczywistość zaskrzeczała, a świat runął dla prezesa niemieckiej firmy motoryzacyjnej profesora Ruperta Stadlera. Wylądował w więzieniu i osierocił korporację Audi. To efekt śledztwa dotyczącego manipulacji w sprawie emisji spalin. Aresztowano go, bo uznano, iż może zacierać ślady.

Ta wieść wywołała w Niemczech duże wrażenie, choć pewnie mniejsze niż przed dekada aresztowania za korupcję wśród szefostwa Siemensa-firmy tak obecnej w Polsce...

Jednak, prawdę mówiąc, największe wrażenie u naszego zachodniego sąsiada wywarły informacje BAMF czyli Federalnego Urzędu ds. Migracji i Uchodźców. Dotyczyły one nieletnich imigrantów, którzy docierają do terytorium RFN bez opieki dorosłych. Tylko w latach 2014-2017 o azyl w Niemczech aplikowało prawie tysiące niepełnoletnich. To znaczy: niepełnoletnich oficjalnie, bo część z nich skończyła 18 lat (bywa, że dawno...), ale dysponuje sfałszowanymi dokumentami, z których wynika, że dalej są dziećmi. RFN jest zdecydowanie na pierwszym miejscu jako cel „wędrówki dzieci” do Europy. Na drugim miejscu znajduje się Szwecja ‒ ponad 45 tysięcy, następnie Italia – blisko 26 tysięcy, Austria – blisko 16 tysięcy i ‒ uwaga: Węgry – prawie 11 tysięcy. „Papiery na dziecko” to dość skuteczny sposób otrzymania azylu. W 2015 roku 90% nieletnich przybyłych do RFN ten azyl otrzymało, w 2016 ‒ 89%, w 2017 – 78%. Jedno zastrzeżenie: liczby imigrantów-dzieci we wszystkich tych krajach są wyższe, ale statystyki wykazują tylko tych niepełnoletnich, którzy wystąpili z wnioskami o azyl, a nie na przykład wybrało „szarą strefę”.

Na szczęście Polska nie ma tych problemów...

*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej" (18.07.2018)