Jeszcze o ACTA 2.0, austriackim kanclerzu i dinozaurze w SN

Poniżej publikuję zapis wywiadu, którego udzieliłem dla red. Macieja Marosza z VOD „Gazety Polskiej”

„Rozmowa Niezależna”, Gazeta Polska VD, rozmowa z Ryszardem Czarneckim, 6 lipca 2018.

Witam, Maciej Marosz, rozmawia z europosłem Ryszardem Czarneckim, byłym wiceszefem PE.

-Witem Pana, witam Państwa.

Ten tydzień obfitował w ważne wydarzenia, mieliśmy wystąpienie Premiera M. Morawieckiego w debacie w związku z przyszłością Europy, głosowanie nad przyjęciem dyrektywy ACTA 2.0, a jeśli chodzi o wydarzenia krajowe, to tak jak ujawniliśmy w „Codziennej”, dysponujemy już nową wiedzą na temat przyszłości sędziego Józefa Iwulskiego, który został nominowany na p.o. I Prezesa Sądu Najwyższego, której to funkcji on sam nie uznaje i twierdzi, że będzie jedynie zastępcą prezes Gersdorf podczas jej nieobecności w Sądzie. Od tej sprawy proponuję właśnie zacząć. Nie wiedzieliśmy na temat sędziego Iwulskiego wielu rzeczy, tego, że był w PZPR, że jego żona była w Służbie Bezpieczeństwa, że on do końca trwania PRL był wierny partii – tych informacji najpierw sędzia Iwulski nam nie udzielił, a teraz nam je dawkuje, bo również wiemy o jego wyrokach, w których uczestniczył.

- Są dwa wymiary tej sprawy. Po pierwsze, to jego łgarstwa, ale to jest oczywiście kluczenie człowieka, który nagle pojawił się w świetle reflektorów i może naiwnie myślał, że Miłosz nie miał racji pisząc, że „spisane będą czyny i rozmowy”. Zostały spisane, jego przeszłość jest jaka jest, jego wyroki również. Natomiast mnie bardziej interesuje niż przypadek sędziego-kłamczucha mechanizm, który powoduje, że to środowisko wybiera na tego p.o. na czas „urlopu” jak sama twierdzi pani prezes Gersdorf osobę, która ma taki życiorys, a nie inny. Zapewne w Sądzie Najwyższym są ludzie, którzy może nie byli w PZPR, albo nie mieli rodzinnych związków ze Służbą Bezpieczeństwa, a byli mniej umoczeni bądź wcale nie działali w systemie PRL. A wybiera się takiego człowieka, jakby chciało pokazać się wszystkim przeciwnikom SN w obecnej postaci „proszę bardzo, mamy w nosie Wasze zastrzeżenia, będziemy robić to co chcemy robić i żadna dekomunizacja w grę nie wchodzi”. To taka bezczelna arogancja i uznanie, że „a co tam, niech będzie człowiek, którzy korzeniami tkwił w systemie komunistycznym”. I teraz jeżeli premier Mateusz Morawiecki, minister Zbigniew Ziobro i szereg polityków naszego obozu niepodległościowego mówi o związkach SN i jego sędziów z poprzednim reżimem, stanem wojennym, to macha się na to ręką i wybiera człowieka, który jest pewną egzemplifikacją dokładnie tego, o czym mówi premier Mateusz Morawiecki, czyli daje się obozowi władzę piłkę na smecz i nic, tylko o tym pisać i mówić. Albo jest to skrajna głupota tego kosmopolitycznego obozu „ancien regime”, starego reżimu ‒ albo uznanie, że mogą się niczym nie przejmować, bo jednak takie skojarzenie z komuną nastąpi. Oni mówią, że my ten związek z komuną im przyklejamy, a my nie przyklejamy, bo oni dają na stanowisko p.o. I Prezesa Sądu Najwyższego osobę, która swoim życiorysem pokazuje jak ścisły jest to związek i tacy ludzie są dzisiaj awansowani.

Już tu padło stwierdzenie o tym, że Premier Morawiecki przedstawiał kondycję sędziów SN przed Parlamentem Europejskim i właśnie Pan Przewodniczący widział to z bliska, te ataki, które tam na miejscu wypuszczono na Premiera. I obserwował Pan też te reakcje, które w Polsce były. Jakie Pan ma swoje impresje po tym?

- Cała debata była inaczej skonstruowana niż ta, w której uczestniczyła pani premier Beata Szydło. Tamta debata na przełomie zimy i wiosny 2016 roku była debatą na temat Polski. Pan Premier Mateusz Morawiecki wystąpił w innej debacie, która została zapoczątkowana w grudniu zeszłego roku, od kiedy szefowie rządów państw europejskich mówią o „ Future of Europe”, czyli o przyszłości Unii. Najpierw był premier Irlandii i kolejni. Z ręką na sercu nie jestem w stanie zacytować Panu żadnej głębszej myśli z wystąpień poprzedników Pana Premiera Mateusza Morawieckiego, czyli premierów innych krajów. Oni zwykle mówili sloganami, banałami o przyszłości UE, takie „akty strzeliste” niemożliwe do zapamiętania. Premier Morawiecki wygłosił mowę, bo to była mowa, w której pokazał syntezę wątków polskich w odpowiedzi na ataki, przedstawiając jednocześnie ciekawą i czytelną propozycję- syntezę Europy przyszłości, czyli Europy nowoczesności, innowacji, technologii, elektromobilności, postępu, rozwoju gospodarczego, z Europą tradycji, wartości chrześcijańskich, fundamentów, na których była ona budowana od wieków. I ja miałem poczucie szerokiego oddechu, nie było to skupienie się na „bieżączce” czy kompetencjach Rady, Komisji Europejskiej , ich walkach miedzy sobą czy kolejnych bzdur typu plan „D”-„D” jak „democracy”, by więcej demokracji w instytucjach unijnych wprowadzić. Śmieszne, ale tak było. Wcześniej była też przyjęta Strategia Lizbońska, która zakładała, że w 2010 roku Unia Europejska prześcignie USA jeśli chodzi o wzrost gospodarczy !!! A tutaj było pokazanie z historycznego punktu widzenia – bo Pan Premier mimo, że jest finansistą, to jest przede wszystkim historykiem po tym samym Uniwersytecie Wrocławskim co ja, tylko, że on 6 lat później – przeszłości Unii i jej aktualnego podejścia i odpowiedzi na wyzwania współczesnej gospodarki. Co należy robić, by się rozwijać, pamiętając o korzeniach. Dlatego to nie było wystąpienie, a mowa. Ja mam w pamięci fakt wystąpienia pani kanclerz Angeli Merkel czy prezydenta Hollande'a, duetu niemiecko-francuskiego,który występował w Strasburgu tego samego dnia, ale tego o czym mówili nie jestem w stanie przytoczyć. Nie było to więc nic specjalnie ważnego. Pamiętam też świetną mowę lewicowego oratora, jaką wygłosił kiedyś Tony Blair. To, co powiedział nasz premier to powód do dumy, on odróżniał się od poprzedników. Dzień wcześniej mówił Austriak Sebastian Kurz, który zastosował metodę Orbana: doszedł do władzy na krytyce imigrantów przy jednoczesnym sceptycyzmie do UE, ale jak przyjeżdża do Brukseli czy Strasburga to już mniej jest ofensywny w stosunku do imigrantów, zmniejsza dystans do UE i wypada blado. Austriacki kanclerz zdecydował, że inną narrację przedstawi własnym obywatelom, którzy go wybrali, a inną narrację przedstawi parlamentarzystom, których duża część to komuniści, liberałowie, zieloni, którzy szczerze go nie znoszą. Premier Morawiecki ma tą samą narrację wobec polskich obywateli i europarlamentarzystów. I to jest rzecz ważna, bo to pokazuje, że jest politykiem, który może zapisać się w polskiej historii bardzo pozytywnie.

No właśnie, ale poza wystąpieniem Premiera Morawieckiego, które miało wizje, inni nie przedstawiali takiej wizji dotyczącej przyszłości Europy. Możemy więc obawiać się, że ta przyszłość jest mglista, a w jej perspektywie kiełkują takie pomysły jak narzucenie cenzury na Internet. I właśnie chciałbym dopytać Pana Posła o to, jak można zrozumieć próbę ocenzurowania internetu, w czyim interesie jest to, by doprowadzić do zabrania nam tego narzędzia, którym wszyscy się posługujemy na co dzień. Czy jest to wojna wypowiedziana przez UE Stanom Zjednoczonym? Jak się zachowali posłowie PO i innych nurtów liberalnych wobec tej debaty?

- To bardzo ważna kwestia, jest takie powiedzenie „niech Pan pokaże mi czołówkę gazety, w której Pan pracuje, a powiem co jest ważne dla Waszego środowiska dziennikarskiego”. Pan dziś pokazał czołówkę „Gazety Polskiej Codziennie”, gdzie piszecie i lustrujcie p.o. I Prezesa SN, a tego samego dnia „Gazeta Wyborcza” na swojej pierwszej stronie zapowiada artykuł broniący Acta 2.0., cenzury internetowej. Jest kilka pięter tej wojny. Pierwsze piętro – tak, ma Pan rację – instytucje unijne stanęły na straży interesów Axel Springer, koncernu niemieckiego, ale także innych wielkich wydawców prasowych. I oczywiście walą w amerykańskiego Google’a, co mnie w ogóle nie obchodzi, bo nie obchodzą mnie interesy i korzyści gospodarcze dla Amerykanów czy Niemców. Mnie interesuje polski internauta, polski obywatel, on ma mieć nieograniczony dostęp do internetu i nie ma za to płacić więcej, aniżeli płacił do tej pory.

No właśnie, chyba żadne z tych państw nie przyzna się, że prawa autorskie są niechronione.

- Ja swoją karierę polityczną zaczynałem jako poseł I kadencji Sejmu RP od tego między innymi, że zostałem przewodniczącym specjalnej podkomisji do spraw rozpatrzenia prawa autorskiego. I ja, także jako były wiceminister kultury i sztuki, jestem bardzo za tym, żeby bronić praw artystów, autorów. Dzwonił do mnie pan Piotr Rubik, szef ZAiKS-u, i ja naprawdę jestem za tym, by ich prawa chronić. Tylko nie chciałbym, by pod pretekstem ochrony praw autorów wylewano dziecko z kąpielą, a tym dzieckiem jest swobodny dostęp do internetu. Ja uważam, że można pokusić się o to, żeby tym artystom płacić, ale nie kneblować jednocześnie internetu. I to jest pierwsze piętro, piętro walki ekonomicznej między amerykańskim kombajnem medialnym Google a niemieckim Axel Springer. Ale są też poziomy polityczne. Dlaczego w Polsce wygrał wybory Andrzej Duda i PiS? Dzięki geniuszowi Jarosława Kaczyńskiego, ale także dzięki temu, że był internet. Dlaczego Donald Trump wygrał wybory w USA? Nie wygrałby lat temu 8, 12, 16, kiedy telewizja była jedynym podmiotem prowadzącym narrację. Wygrał dzięki internautom. I nota bene Barrack Obama cztery lata wcześniej wygrał także prawybory z panią Hilary Clinton dzięki internautom, którzy wpłacali na niego po 10$ i się z nim utożsamiali.

Właśnie Ci kandydaci wygrywają wybory, kiedy nie ma już pośredników w przekazie informacji.

-W interesie obozu demoliberalnego jest to, żeby internet mieć w garści. Oczywiście jest szereg przyzwoitych socjalistów czy zielonych, którzy są skuteczni w zwalczaniu Acta 2.0. i ja wyrażam dla nich publicznie szacunek. Wygraliśmy to blisko 100 głosami, bo internauci zaczęli pisać maile i dzięki temu europarlament się wycofał. I tak jak pisano tysiące maili w obronie Wiceprzewodniczącego Ryszarda Czarneckiego, za co bardzo im dziękuję, tak samo teraz pisali w nieprawdopodobnej ilości. W ciągu jednej godziny tylko przyszło ponad 1000 maili zwalczających Acta 2.0. A na przykład bardzo znacząca postać PO Tadeusz Zwiefka ‒ głosował za regulacją na komisji IURI.

Przedstawiciel partii, która w nazwie ma „Obywatelska”.

- Tak, obywatelska, ale jak widać stanowisko obywateli ma w nosie, mówiąc delikatnie. Oczywiście być może PO miała w tej sprawie zdania różne, głosowania czwartkowe można sprawdzić łatwo, ale dopiero wtedy, gdy PE opublikuje je na swojej stronie internetowej. A zawsze jest tak, że głosowania wtorkowe czy środowe są następnego dnia opublikowane, a czwartkowe nie. Dlaczego nie? Bo cała kawalkada obsługi technicznej przyjeżdża ze Strasburga do Brukseli i dopiero tam to jest publikowane. Śmieszna sprawa.

Mamy tą świadomość, że nikt nie skrytykował Posłów PO, ich postawy, w tym europosła Zwiefki czy jego zaangażowania.

- Oczywiście, a co więcej, kiedy przedstawiciele obozu „za ACTA” i  „przeciw ACTA” mieli po dwie  minuty przed głosowaniem  na zaprezentowanie swojego stanowiska, to przeciwników Acta reprezentowała niemiecka „Zielona”, a mocną kampanię robiła przedstawicielka Partii Piratów, natomiast w imieniu zwolenników cenzury w internecie głos zabrał niemiecki europoseł z Europejski Partii Ludowej ‒ tam, gdzie jest PO i PSL. I jak patrzyłem potem na ich reakcję, to widziałem wielkie brawa. Takie są fakty, choć być może zagłosowali inaczej, bo mogli, niebawem to sprawdzimy.

Czyli byli brawo, ale byli przeciw?

-To dopiero zobaczymy, ale to nie przypadek, że to Europejska Partia Ludowa, tam gdzie jest PO i PSL, broniły tej instytucji ocenzurowania internetu i to trzeba zapamiętać.

Bardzo serdecznie dziękuję Panu Posłowi, do zobaczenia.

- Dziękuję bardzo.