Oni nie mają zamiaru nas słuchać

Prasa, nawet mainstreamowa, nawet o tym pisuje. Bywa też skandal, na który w końcu musi zareagować rząd, jak ostatnio zatory na bramkach na autostradach. Każda kolejna sprawa pokazuje, jak od góry do dołu traktowani jesteśmy jako obywatele, konsumenci, pacjenci, klienci, przez polityków, samorządy, usługodawców, lekarzy, sprzedawców etc. Jak noga od stołu. Obchodzimy ich mniej, niż zeszłoroczny śnieg.

Red. Joanna Bojańczyk opisała w „Rzeczpospolitej” swoje boje o zdawałoby się drobiazg – o przyciszanie ryczącej w sklepach i kawiarniach muzyki. Interweniowała wszędzie, gdzie weszła. Wszędzie ryczy albo jest tak głośno, że nie ma mowy o rozmowie, również na temat produktów, które chcemy kupić, więc trudno mówić o tym, że ryki zwiększą czyjekolwiek dochody czy cokolwiek, co może interesować sprzedawców. Mam podobne doświadczenia. Niedawno z koleżanką przeszłyśmy od Domów Centrum do Nowego Światu w poszukiwaniu miejsca, gdzie dałoby się porozmawiać. Kiwanie się zbiorowe w rytm muzycznych wrzasków ze zdezelowanych najczęściej głośników w ogóle nas nie interesowało. W paru miejscach zaproponowałyśmy przyciszenie głośnika, a nawet zagroziłyśmy, że jak nie, to nic tu nie zamówimy. Nic. Nul. Maślane oczy. Rozmarzone spojrzenie, kojarzące się raczej z wizją eutanazji niepotrzebnych nudzących staruszek (50+) niż z wiosennym zakochaniem. W końcu w entej kawiarni zgodzili się przyciszyć.  Red. Bojańczyk zastanawiała się nad zjawiskiem, rozważała przyczyny, wypytywała, słowem, zachowała się prawdziwie po dziennikarsku. Odpowiedź zawsze była arcyboleśnie prosta: „Ja tego nie słyszę”.

Pytanie: czy wszyscy ogłuchli? czy alarmy laryngologów nie pomagają? Czy otępienie Polaków osiągnęło kolejny etap? Możliwe.

Inna odsłona tego samego rodzaju głuchoty. Solenie. Nie solennie, tylko solenie solą. jak Polska długa i szeroka, w barach, knajpach i ośrodkach wczasowych przesala się potrawy. Ostatnio przesalają nawet rybki w puszkach, choćby moje ulubione wątróbki rybne czy byczki są zupełnie niejadalne, co gorsza nadmiar soli może oznaczać przepakowanie i przestemplowanie starego towaru. Najgorsze jest przesalanie w sanatoriach i na wczasach zdrowotnych. Od siedmiu lat toczę wraz z kilkoma osobami beznadziejną dyskusję w ośrodku wczasów zdrowotnych, do którego lubię jeździć latem. Wszystko jest tam fantastycznie zdrowotne, ale soli o wiele za dużo, a to nie tylko niesmaczne, bo to kwestia gustu, ale nadciśnienie, podrażnienie organów itd. Szef ośrodka żartuje ze skarg. Recepcjonistki uciekają na sam nasz, krytykantów, widok. Trenerzy kiwają głową ze zrozumieniem. Kelnerki są bliskie płaczu. Lekarka po cichu przyznaje nam rację. To prawda, przed solą nie ma ucieczki, sypnięta hojna garścią może uniemożliwić w ogóle spożywanie posiłków, kto lubi i może, niech sobie dosoli. Dietetyk boi się kucharza. Kucharz wie, jak się przyprawia. Umie gotować i nikt nie będzie mu mówił, ile solić. Skarg nie słyszy i słyszeć ich nie będzie. Najstraszniejszy jednak jest widok kuracjuszy, którzy narzekają po korytarzach i na spacerach na przesolone potrawy. Nie pójdą, nie zrobią awantury, nie nawrzeszczą. Nie można liczyć na to, że się przyłączą do jakiegokolwiek protestu.

Bramki na autostradach powstawały razem z tymi wielkimi osiągnięciami drogownictwa. Nikt nie słuchał, że jest ich za mało, ze będą blokować przejazd w dniach spiętrzeń wyjazdów wakacyjnych. W ostatni weekend nie było inaczej. W Toruniu stałam tylko niecałą godzinę, potem musiałam pół godzinki odpocząć  przy herbacie na stacji benzynowej. Jazda nad morze wydłużyła się o półtorej godziny. Inni mieli gorzej, stali po 4 godziny. Czy trudno było to przewidzieć? Czy rząd o tym nie wiedział od paru lat? Czy słuchał czyjegokolwiek zdania? I czy trudno było zgadnąć, że system rozliczania się z właścicielami autostrad, super korzystny dla nich, zniweczy tak opiewane przez „liberałów” korzyści z prywatyzacji? Okazuje się bowiem, że rząd pobiera nasze opłaty a osobno ryczałtem wypłaca rocznie właścicielom 1,2 mld (miliarda) złotych. Co więc ma ich skłonić do poprawy przejezdności, albo do dodatkowych wydatków na podjazdy, albo na panienki na bramkach, nie mówiąc już o opracowaniu lepszego systemu?

Nikt nie słucha, nikt nic nie słyszy. Aż coś rypnie. Tym razem rypnęło, może to sam b. minister Nowak albo jego żona utknęli w podtoruńskiej bramce. Lud już rozumie – nikt się nami nie będzie przejmował. Nikogo nie obchodzimy. Każdy, kto ma odrobinę władzy, może nam dosolić, zagłuszyć, gwizdać na naszą wygodę i pieniądze. Faktycznie, co to za pieniądze.

Tak sobie narzekałam, narzekałam, aż czytam – nowina! Wznawiają śledztwo w sprawie zaniedbań urzędniczych w przygotowaniach do wyprawy smoleńskiej! Nie, na pewno nie chodzi o to, żeby coś naprawdę wykryć, taka naiwna to ja już nie jestem, ale może słuchają, co ludzie mówią, może mają badania, że za dużo już tego się uzbierało, widzą, że PiS przechwycił krytykę, więc może przed wyborami przejmą jego aktywa, i chociaż ochłap rzucą ludowi na pożarcie, chociaż nagana dla paru urzędników, jakaś mała dymisja, pogrożenie palcem...

Nic z tego. W radiowej Jedynce marszałek Borusewicz starał się tak mówić, żeby nic nie powiedzieć, ale w końcu powiedział. Śledztwo ma dotyczyć zaniedbań kancelarii prezydenta Kaczyńskiego, bo to podobno ona organizowała ten wyjazd. 

Felieton  opublikowany na portalu sdp.pl

Więcej o dzisiejszym losie Polaków:

http://www.gazetaprawna.pl/art...

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Andy51

07-08-2014 [10:33] - Andy51 | Link:

Szanowna Pani Tereso
W Sopocie jest podobnie, mieszkańcy domów położonych nad morzem przeżywają koszmar. Z plaży z licznych lokali muzyka ryczy całą noc. Na nic telefony do SM i Policji. Staram się tym ludziom pomóc pisząc interpelacje do Karnowskiego. Karnowski dba tylko o jednego mieszkańca Sopotu, pod którego domem próbowano o godz 12:00 zorganizować manifestację. Karnowski się nie zgodził motywując to zakłóceniem miru domowego. To że ten mir prawie przez cały sezon jest zakłócany mieszkańcom Sopotu jakoś go nie interesuje. Jestem ciekaw czy nastapi otrzeźwienie ich w wyborach samorządowych.

Pozdrawiam

Obrazek użytkownika takijeden

07-08-2014 [11:53] - takijeden | Link:

Po co sa bramki?

Do kazdej Autostrady nalezy rowniez „infrastruktura“ dodatkowa czyli zajazdy , stacje paliw, ubikacje , noclegownie dla kierowcow itd itp.

W krajach systemowo nie „mafijnych „ i nie „ sitwowych” dzieki temu ze kierowcy maja winiete naklejona na szybie ..moga sobie dowolnie wybierac stacje benzynowe i restauracje w miejscowosciach bezposrednio przy autostradach ..czasem 700m od zjazdu ..ale juz po calkiem innych cenach niz stacje na samej autostradzie.

Mozna podjechac cos zjesc do tradycyjnej wiejskiej restauracji , odpoczac od jazdy w lesie a nie na parkingu wsrod dziesiatek TIRow ( na wlaczonym silniku bo klimatyzacja) i do tego w niesamowitym huku bo autostrada jest 20 m dalej. Mozna... tylko wtedy nie zarabia na tym „ grupa trzymajaca autostrade”.

Jest to mozliwe dzieki tej winiecie na szybie ... bo kazdy moze zjezdzac i wjezdzac na autostrade 1000 razy i nie zaplaci za to wiecej niz go kosztowala winieta.
A teraz prosze sobie wyobrazic delikwenta ktory wystal sie juz w korku zeby na autostrade wjechac. Podejrzewam ze zwykly pragmatyzm nie pozwoli mu zjechac z autostrady zeby taniej kupic paliwo albo zeby taniej
i lepiej zjesc bo wjezdzajac ponownie zaplaci jeszcze raz... i na dodatek
wystoi sie ponownie w korkach 2 razy – przy zjezdzie ( placic) i przy kolejnym wjezdzie zeby karte pociagnac. Jest przy tym zdany na cala infrastrukture nalezaca do wlasciciela autostrad na ich „standard” i ich ceny.

Glowka ( wlasciciela autostrad) pracuje

System bramek funkcjonuje na moscie miedzy Dania i Szwecja ,ale to most ,tam sie nie ma gdzie po drodze zatrzymywac , ponadto wszyscy „stali” klienci maja karty bezdotykowe i jada innymi bramkami nie tworzac kolejek...wiec pozostaja tylko turysci ktorzy i tak dzieki przepustowosci nie czekaja dluzej niz 3 minuty.
Tak wiec Bramki ..aby komus zylo sie lepiej... Zwykla sitwowa mentalnosc.
W Polsce nie nie tworzy sie firm , w Polsce otwiera sie interes.
W Polsce nie obsluguje sie klienta... klienta sie „skubie” albo „goli” (zaleznie od regionu)

Obrazek użytkownika Teresa Bochwic

07-08-2014 [20:33] - Teresa Bochwic | Link:

"Do kazdej autostrady nalezy rowniez „infrastruktura“ dodatkowa czyli zajazdy, stacje paliw, ubikacje, noclegownie dla kierowcow itd itp." Dawno Pan nie był w Polsce. Jakie noclegownie, zajazdy, restauracje, stacje do wyboru! Na A-2 na trasie Toruń - Gdańsk są dwie lub 3 stacje paliw, parę miejsc z WC, żadnych zajazdów, jeden McDonald. Jesteśmy szczęśliwi, że w ogóle można dojechac jednak prędzej i bezpieczniej niż przedtem.

Obrazek użytkownika takijeden

08-08-2014 [09:15] - takijeden | Link:

To poniekad potwierdza moje przypuszczenia..

"Na A-2 na trasie Toruń - Gdańsk są dwie lub 3 stacje paliw, parę miejsc z WC"

Gdyby byla (wolna) konkurencja i kierowcy mogli sami wybierac gdzie i za ile kupia paliwo,
w jakiej restauracji zostawia pieniadze bylo by ich wiecej.
A tak skoro z tych trzech stacji zyski ida do jednej kieszeni ..to po co ma inwestowac w kolejne stacje?

Obrazek użytkownika zawadiaka

07-08-2014 [22:08] - zawadiaka | Link:

Osobiście jestem zapiekłym wrogiem przepisów. Zwłaszcza tych z gatunku regulacji tego co powinno być regulowane zwykłym zdrowym rosądkiem. Jestem stale obecny poza granicami Polski z racji zawodu oraz liczych członków rodziny rozsianych po szerokim świecie. I zaręczam że to co dzieje się w Polsce pod względem głośnego zachowania, owej muzyki ryczącej w sklepach i innych miejscach, wyjących do wczesnego ranka głośników w knajpach nadmorskich i temu podobnych miejsc, jest zjawiskiem tyle interesującym socjologicznie, co przejawem pewnego zdiczenia obyczajów. Tak trochę złośliwie, ale z pełnym prekonaniem napiszę iż mam nieustające skojażenie tego co Polscy robią, jak sobie poczynają jeden wględem drugiego, z obecnymi rządami PO. Tak jakby wsyscy od góry do samego dołu mieli wszystko i wszystkich gdzieś. Liczy się tylko mój własny interes a reszcie wara od tego. Takie mam wraenie. Ale jest nawet gorzej, bo moi znajomi oraz rodzina urodzona poza Polską gdy się pojawiają w Polsce, doznają tego samego uczucia i o tym wspominają. Zatem chyba się nie mylę, niestety.
W Nowej Zelandii gdzie mieszkałem w latach dziwięćdzisiątych gdy ruch turystyczny się znacząco większył, wprowadono przepisy normujące poziom hałasu jaki może się wydobywać z jednego miejca w pewnej odległości od lokalu. Podobnie regulowane są przepisami głośność muyki w sklepach oraz zapowiedzi dokonywane urządzeniami naglośnieniowymi w miejscach publicznych w odniesieniu do natężenia ogólnego hałasu panujacego z przycyny ilości ludzi w jednym miejscu. Warto by lokalne władze oraz jakaś państwowa agencja zajęły się tym dla naszego dobra. Tyle że pewnie znowu wyleje się dziecko razem z kąpielą. Jak to u nas.