Metryki śmierci z czasów wojny

Moje osobiste doświadczenia z IPN określam jako fatalne. Stąd poniższa refleksja nie ma żadnego instytucjonalnego adresata. Jest nim tylko świadomość społeczeństwa polskiego masakrowanego przez propagandę niemiecką i służących im odszczepieńców.
Umożliwienie poprzez internet dostępu do metryk pozwala na sprawdzenie i skorygowanie rodzinnych i lokalnych przekazów.  Podłączona  do słabnącej z każdym rokiem pamięci społecznej treść dokumentu wskrzesza  nieoczekiwanie to  coś, co już ledwie żywe a tak cenne, bo prawdziwe.
W pierwszych dniach września z kolumny wojskowych samochodów ciężarowych wiozących z Warszawy w kierunku granicy z Rumunią ładunek,  jaki należało uchronić przed najeźdźcą,  za Lublinem odłączył na skutek niewiadomych kłopotów jeden z pojazdów. Oficerowie, pod których ochroną znajdowała się cenna zawartość wozu skręcili w Bystrzejowicach w boczną drogę i usiłowali wśród miejscowej ludności znaleźć pomoc w celu ukrycia ładunku. Nie było o to łatwo, spotkali się z kilkukrotną odmową. Oparcie znaleźli dopiero u Juliana Wyszogrodzkiego, tym skuteczniejsze, że jako zapalony myśliwy znał okolicę doskonale. Przeładowano  zawartość ciężarówki na furmanki (furmankę) i wywieziono w kierunku Lasu Wierzchowskiego.
Opróżniony pojazd nie zajechał daleko. Za Piaskami trafiła go lotnicza bomba - załoga zginęła.
Wrzesień 39 się kończy i zaczyna się codzienność okupacyjna. W systematyczny sposób Niemcy łupią i niszczą  kraj na różne sposoby. Jakżeby mogli przepuścić taką okazję, gdy dotarła do nich wiadomość o incydencie z wojskową ciężarówką w podlubelskiej wsi? Gestapo aresztuje Juliana Wyszogrodzkiego. Tyraliery ludzi ze szpikulcami, nakłuwając ziemię przeczesują las i okoliczne pola. Po kilku miesiącach zostaje rodzinie wydane ciało Juliana ze śladami  tortur, między innymi połamano mu ręce. Pogrzebany został na parafialnym cmentarzu w Kawęczynie.  Akt zgonu został spisany 21 kwietnia 1942: "dnia czwartego czerwca ubiegłego roku o godzinie ósmej po południu umarł w Lublinie Julian Wyszogrodzki".
Umarł w Lublinie… Tylko tyle. Urzędowa formuła, a gdzie jest cała reszta? Gdzie rewizja tego dokumentu, jakieś zadośćuczynienie w pamięci narodowej i państwowej? Jakaś mała adnotacja o tej jednej z milionów tragedii ? Nie będzie – dziś w horrendalny i zbrodniczy sposób Niemcy odwracają historię. Wpompowano w polskie łby, że to tak dawno, że przecież wybaczono sobie nawzajem, że oddali z nawiązką  i teraz trzeba im zwrócić to i tamto… Jakże ci Niemcy pilnują, żeby nie pozwolić na rozprawę z politycznymi odwieczne, bandyckie interesy, choć polski kodeks karny jest tak w tym zakresie czytelny!
Popatrzmy na inną metrykę śmierci. Tylko o numer wcześniejszą od omawianej powyżej. Mieszkanka Bystrzejowic zmarła o godzinie w Piaskach. Naocznym świadkiem jej śmierci był Mieczysław Maksymilian Jarosz. Opisał to w swojej książce (wydanej prawie, że w konspiracji - mój wpis na NB „Ostatni karabin”). Marianna Haładyj została zastrzelona przez żandarma Schulza, gdy wyszła z piaseckiego, żydowskiego getta. Co ponadto kryje się za tym finalnym zdarzeniem nad piaseckimi stawami, nie wiem. Metryka nie powie, czy ktoś został powieszony, zastrzelony, zamordowany w taki czy inny sposób. Przez kogo? "10 kwietnia 1942 zmarła o godzinie szóstej po południu w Piaskach Luterskich." Zmarł, zmarła – resztę trzeba sobie dopowiedzieć. Nie miał kto tego zrobić przez 70 lat. Budowano komunizm pod kierownictwem Sowietów  a potem parszywą demokrację pod dyktando Niemców. Teraz gwałcą oni wewnętrzny pokój w Polsce, w czym mają wielopokoleniową wprawę. Jakie znaczenie ma nierozliczenie tych tysięcy metryk śmierci młodych ludzi, dawno temu ucichł głos spikera w Polskim Radio czytającego dramatyczną, niekończącą się całymi latami listę poszukiwań Polskiego Czerwonego Krzyża osób, którym metryk śmierci wale nie wypisano? A do tych, które możemy przeczytać, trudno już po 70 latach dopowiedzieć prawdziwą historię, która mogłaby uczynić z dokumentu coś więcej niż świtek papieru z liczbami.
Kto wyjaśni mi historię tych Sieciechowiczów z Kraśnika?Kiedy zajmowałem się genealogią rodziny,  przypadkowo natrafiłem na dwie złączone ze sobą terminem  metryki.  
5 lutego 1941 zmarł trzydziestoletni inżynier elektryk Ireneusz Sieciechowicz. Jednym z dwóch świadków biorących udział w spisywaniu aktu zgonu, był jego pięćdziesięciosześcioletni ojciec Stanisław - urzędnik. Dzień później, 6 lutego o godzinie 19-tej zmarł on sam, zostawiając owdowiałą żonę Irenę.
W świetle zgonów Marianny Haładyj i Juliana Wyszogrodzkiego bardzo trudno jest przyjąć tezę o naturalnym zejściu Sieciechowiczów. Czy zdarzenie to nie było elementem niemieckiego planu niszczenia polskiej inteligencji?
Chyba to prawda, co podaje w swej analizie wojny psychologicznej Władimir Lisiczkin, że po 40 latach teraźniejszość przestaje być traktowana jako taka i staje się przeszłością historyczną: "Po upływie tego czasu znikają i przeciwności, i wrogość (...) Wykorzystanie historii jako broni w wojnie psychologicznej opiera się na konkretnej metodologii.(...) Z wielką skutecznością dzieje się to za pomocą współczesnych mass mediów." ["Fronda" nr 60 rok 2011]
Czyż ktoś jest lepiej uzbrojony w rację historyczną niż Polacy? Trzeba tylko chcieć (i umieć) się tym posłużyć.