Zderzenie światów

[Brooklyn] Biegnie na skos względem sieci prostopadłych względem siebie ulic. Przecinaja kolejne enklawy: tą włoską ongiś;  potem chińską rosnącą w siłę z ciągłym dopływem Chińczyków i ludzi innych nacji Dalekiego Wschodu; następnie niewielką arabską – muzułmanie wybierają raczej sąsiednie Bay Ridge; w końcu żydowską dzielnicę Boro Park. Arteria ta nosi nazwę Fort Hamilton Parkway. Przysłowiowy Brooklyn, rozumiany jako pomieszanie, znajduje poniekąd  swoje wytłumaczenie. Trwa tutaj spokojna koegzystencja nowych Amerykanów przy zachowaniu przez nich obyczajów przyniesionych z dalekich krajów – przynajmniej przez dwa, trzy pokolenia. Otrzymali tu tyle wolności,  ile im potrzeba – w sam raz. Z czasem to gwiaździsty sztandar stanie się ich najważniejszą  tradycją a oni sami jego strażnikami.
Na wysokości ulicy 70-tej znajduje się miejsce potkań weteranów wojennych: Veterans of foreign wars of the United States. Jest nim mały punkt pocztowy. Ożywał on w niezwykły sposób w niektóre dni. Wielkie chłopiska wpadały sobie w objęcia a ich łamiące się ze wzruszenia głosy dawały wyobrażenie o żołnierskim trudzie. Tkliwość i żal przywoływały czas ich dramatycznej młodości i pamięć o nieżyjących towarzyszach broni.
 
Łaziłem często tą ulicą i nie przestawałem się zastanawiać nad siłą oddziaływania, nie militarnego a kulturowego, amerykańskiego fenomenu na świat.  Sam bieg moich myśli był dla  mnie zaskakujący - w otoczeniu zupełnie obcym, jakby z filmu, czułem się odpowiedzialny za bieg rzeczy. To poczucie bycia świadkiem przybrało konkretny kształt o kilkanaście  ulic dalej, w odniesieniu do klasztoru znajdującego się poniżej ulicy 60-tej.
 
Mieści się tam zgromadzenie Służebnic Pana i Dziewicy z Matará. Modlą się one przede wszystkim za naród żydowski – tak formalnie został określony ich apostolat. Kilkanaście  lat temu Kościół Powszechny modlił się o nawrócenie Żydów, teraz intencja brzmi zdecydowanie ostrożniej. Klasztor nosi imię Edyty Stein, wrocławianki, niemieckiej patriotki, która została katoliczką i jako Żydówka została przez Niemców wyciągnięta z holenderskiego, klauzurowego zakonu i zgładzona w oświęcimskim obozie.
 
W roku 2007 sfotografowałem wejście do kościoła z umieszczonymi  na drzwiach połączonymi krzyżem i tabliczką z napisem. W 2014 znalazłem się tam ponownie. Imię i krzyż zniknęły. W 2017 za moją sprawą, gdy niespodziewanie  z roli zadającego pytania, stałem się wykonawcą, na drzwiach klasztoru znowu pojawił się  krzyż z Matará złączony z szyldem, na którym niemieckim gotykiem po angielsku zostało napisane: Klasztor św. Edyty Stein. Na moje zamówienie wyrzeźbił to w drewnie polski artysta Stanisław Lipa ze Stryjna.

                                
 
 
W amerykańskiej przestrzeni wolności na drzwiach monumentalnego klasztoru w środku miasta błyszczy imię współczesnej chrześcijańskiej, żydowskiej męczennicy. Żółte autobusy z hebrajskimi napisami cisną się przed żydowską szkołą, znajdującą się naprzeciwko. Nie da się uciec od klimatu konfrontacji idei i częstować  się w jakimś mdłym multi-kulti. Nie mamy tu do czynienia z drobnym aktem wandalizmu. Ci, którzy nie tolerują Edyty Stein, patronki Europy,  obnażają  pozór poprawności politycznej i złowieszczy upór w realizowaniu swych skrytych, niecnych celów. Kościół Powszechny jest im pierwszą zawadą. Katolicy to jednocześnie szaleńcy i marzyciele, ludzie konkretu i naiwni politycy. Doraźność i jakieś incydenty mieszają z filozofią ostateczną. W Nagasaki, które za chwilę przestanie istnieć znajdują Pawła Nagai, we Wrocławiu, który za chwilę przestanie istnieć wynajdują Edytę Stein. Wiejskie dzieciaki pośredniczą w przekazaniu zadziwiającego orędzia z Fatimy, w tym ostrzeżenie o błędzie idącym z Rosji. Czy taką wiarę ujarzmić można ujarzmić i zdusić?.
 
Na brooklyńskiej ulicy w  starły się postaci symbolicznej sprawy wielkie.  
Krzyż z obrazkową Ewangelią, pochodzący z argentyńskich równin oznacza ofiarę samego Chrystusa, potem bezradność Indian szukających ratunku w jezuickiej misji. Imię Edyty Stein oznacza zbiorczy reżim, gotowy zestrzelić najwznioślejszą  myśl, jeśli ta miałaby unieść się nad światem poza jego kontrolą. Mała walka o umieszczenie tych katolickich wotów na drzwiach kościoła  odbywa się w klimacie zamieszania w świecie, gdy Kościół próbuje wpasować się w  jakieś bezbożne, neokomunistyczne formuły a państwo niemieckie ze swoimi wasalami jawnie restytuuje  potwora Trzeciej Rzeszy.