Współpraca z RFN – bez milczenia o problemach

Nic takiego się nie stało, co by uprawniało do ogłaszania nowej ery w stosunkach polsko-niemieckich. Po pierwsze: relacje Warszawa ‒ Berlin w okresie władzy Prawa i Sprawiedliwości były złe tylko w propagandzie opozycji w Polsce i w niemieckich mediach. Nowy polski prezydent ze swoją pierwsza wizytą „na Zachód” (tą „najpierwszą” był wyjazd do Tallina na spotkanie z przywódcami krajów bałtyckich w związku z rocznicą Paktu Ribbentrop-Mołotow) udał się do Niemiec właśnie i akurat z prezydentem Gauckiem miał świetne relacje. A szef polskiego MSZ-etu był nawet głównym mówcą na corocznym spotkaniu ambasadorów RFN 29 sierpnia 2016 roku. W związku z tym bardzo ważna wizyta niemieckiej kanclerz w Warszawie i nie mniej ważne, nie nagłaśniane przez media, spotkanie na szczycie Kaczyński ‒ Merkel w zeszłym roku stworzyły oczywiście nową jakość, ale nie wolno mówić, że wcześniej te relacje były katastrofą, a PiS miał antygermańską obsesję.

Po drugie: bliżej współpracując z Niemcami nie będziemy nigdy unikać trudnych tematów. Będziemy walczyć o polskie interesy, a nie jak struś PO-PSL chować głowę w piasek. Lider „starej Unii” ‒ RFN i lider „nowej Unii” ‒ Polska muszą współpracować w dobrze pojętym własnym interesie. Będziemy jednak dalej twardo mówić o Nord Streamie, polskiej mniejszości nad Renem, czy Jugendamtach zabierających polskie dzieci.

*pełna wersja tekstu, który ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (11.02.2017)