Rządzący życzą zwykle rządzonym totalnej amnezji. Ta maksyma sprawdza się w 100 procentach w III RP. Gdyby wyborcy mieli bowiem dłuższą pamięć i chciało im się pamiętać PO(Puste Obietnice) składane przez PO, to pewnie Platforma Obywatelska nurkowałaby w sondażach, że hej. A tak, to ześlizguje się z godnością pani, która stojąc pod latarnią na stromej ulicy właśnie poślizgnęła się i zsuwa się po trotuarze, dokonując akrobatycznych PiRuetów.
No właśnie, gdyby tylko wyborcy chcieli pamiętać choćby nawet to, co było nie tyle parę lat temu, co ledwie parę miesięcy temu, a nawet i parę dni wstecz? Kto to powiedział w „czarny czwartek” w Kijowie, gdy zginęło blisko sto osób, że winę za tę sytuację ponoszą… dwie strony sporu. Ano premier Donald Tusk. Gdy niektórzy europosłowie z Polski domagali się uznania Janukowycza za personę non grata (2 grudnia 2013), to prezydent Bronisław Komorowski dzwonił do swojego ukraińskiego przyjaciela. Tak, tak: przyjaciela. Bo jeśli Komorowski w ciągu nieco ponad trzech lat spotykał się z Wiktorem Janukowyczem 29 (!) razy, to „czy to jest przyjaźń czy to jest kochanie”? (Marek Grechuta). Urzędnicy i propagandyści PO będą próbowali bronić pana z Pałacu Namiestnikowskiego tym, że też − i owszem – parę razy dał, z pewną obawą, spoconą łapkę bokserowi Witalijowi Kliczce.
Gdy dzisiaj Sikorski ma dostać pokojowego Nobla (?) albo nawet Order Podwiązki za swoją wyprawę kijowską (każdy ma taką Wyprawę Kijowską, panie komendancie Piłsudski, na jaką zasłużył), to jakoś się już mu nie pamięta, że był to pierwszy wyjazd na Ukrainę szefa polskiego MSZ od powstania Majdanu! Jakoś minister spraw zagranicznych RFN zdążył tam być w ciągu tych trzech miesięcy, a Radek, chociaż z Warszawy bliżej niż z Berlina, się nie pofatygował. Zresztą ryba psuje się od głowy. Skoro szef Sikorskiego i szef wszystkich szefów Don Tusk nie był na Ukrainie od trzech lat, to trudno się dziwić, że śladami absencji prezesa Rady Ministrów idzie jej członek…
Oto dylemat. Oto slalom między skrajnościami. Biegający z pustymi taczkami Komorowski, który obściskuje się z Janukowyczem prawie trzydzieści razy (średnia 10 razy na rok, czyli odrzucając wakacje, raz na miesiąc) i przerażająco bierny tandem Donek – Radek, który w kontekście obecności na Ukrainie chowa głowę w piasek Pustyni Błędowskiej niczym struś. Struś – ale na pewno nie pędziwiatr. Tyle, że skutek ADHD Komorowskeigo wobec Janukowycza jest identyczny, jak braku aktywności rządu w polityce wschodniej.
Ta nadzieja na zbiorową amnezję jest też, być może, szansą wiceprzewodniczącego europarlamentu Jacka Protasiewicza. Media niemieckie i polskie podają, że był pijany i został skuty przez policję na niemieckim lotnisku. Tutaj rachuby mogą okazać się próżne. Wybory do PE za dwa i pół miesiąca, więc jednak przynajmniej niektórzy wyborcy mogą pamiętać i wypomnieć PO (!), że z piciem jest jak z uprawianiem polityki: i jedno, i drugie trzeba umieć. Protasiewicz to jeden z najbardziej agresywnych wobec opozycji polityków PO. W kontekście jego ostatniego happeningu we Frankfurcie może będzie jeszcze kiedyś tłumaczył, że tak naprawdę nigdy Kaczyńskiego nie atakował na trzeźwo, tylko zawsze po pijaku. Pytanie czy to okoliczność łagodząca, czy wręcz przeciwnie?
I jeszcze coś, czego nie pamiętają nawet najstarsi górale. Chodzi o wypowiedź Radka Majdana, upss, sorry, Radka Sikorskiego, że Rosja z czasem powinna być przyjęta do NATO. Było to wtedy, gdy ów wiceszef PO starał się o posadę sekretarza generalnego tegoż NATO. Pamiętam też dobrze, że dostał wtedy głosów mniej niż palców u jednej ręki.
Tak, amnezja to poważna choroba. Ale też wehikuł wyborczy Platformy. Pamiętajmy o tym, gdy Bronek z Donkiem przyklejają się do nowych władz Ukrainy, jakby tych ludzi wspierali od lat i pod świstem kul.
*Felieton ukazał się w „Gazecie Polskiej” (05.03.2014)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1300