Wspólnota interesów wobec wspólnych wrogów

Nic nie jest jeszcze przesądzone, ale na razie napływające z Ukrainy wiadomości nie są skrajnie alarmujące. Wygląda na to, że resorty siłowe poparły nową władzę, przedstawiciele armii podkreślili konstytucyjną rolę wojska w zachowaniu niepodległości i integralności Ukrainy, a Rosja od prób matkowania secesji Wschodniej Ukrainy przeszła do celów nieco mniej ambitnych, koncentrując swoją uwagę na Krymie i Sewastopolu.

Być może oznacza to, że Rosjanie nastawiają się na działanie bardziej długofalowe, tradycyjną dla nich dywersję i obserwację. Co z kolei przenosi ciężar prowadzenia gry - bagatela - przede wszystkim na samych Ukraińców.

Od tego jak szybko, w jakiej formie i z jakim, realistycznym zestawem celów zorganizują nową wladzę, oraz od jej pierwszych decyzji, w tym także gospodarczych, zaczyna zależeć coraz więcej.

To oczywiste, że Majdan miał poparcie znaczącej części ukraińskich oligarchów, którym także nie spodobało się zatrzaśnięcie przez Rosję Ukrainie - takiej czy innej - drogi na Zachód. Z czasem bowiem nawet wśród złodziei, zwłaszcza tych największych, rośnie grupa, którą zaczyna drażnić zapach prochu strzelniczego w jej limuzynach. Którym nie podoba się monstrualny podatek korupcyjny oraz wszechwładza największych bossów, mogących wtrącać, kiedy to im wygodne, konkurencję (np. Chodorkowski) do więzienia.

Dla najbardziej idealistycznej i szczerej części przywódców Majdanu, a także dla tych wszystkich, którzy po prostu chcą, żeby na Ukrainie było lepiej, zaczyna się teraz prawdziwa droga przez mękę.

Nie mogą dopuścić do sytuacji, w której władzę przejmą wypróbowani już wcześniej "reformatorzy", co może być dość łatwe dla mniej znanych i skompromitowanych, niż np. Julia Tymoszenko. W tym celu będą się musieli jednak dogadać z decydującą częścią ukraińskiej oligarchii, bo bez tego mogą zacząć znikać, i równocześnie nie utopić najważniejszych celów ukraińskiej rewolty, bo bez tego z kolei ich rywalizacja z Julią Tymoszenko nie będzie miała żadnego, poza personalnym, sensu.

To wcale nie musi być żaden ukraiński odpowiednik polskiego "okrągłego stołu". Pamiętajmy, że nasz OS to była amnezja, amnestia i potwierdzenie uprzywilejowanych pozycji dla komunistycznych polityków i funkcjonariuszy. Na Ukrainie za tamtejszymi jaruzelskimi i kiszczakami już wydano listy gończe. Negocjacje i rozmowy nie będą się toczyły z urzędującym szefem komunistycznej bezpieki oraz wodzem komunistycznej partii, ale raczej w gabinetach, w których unosi się zapach najdroższych cygar i pieniędzy. Czasem bardziej zniewalające, niż smród kazamatów tajnej policji.

Czy takie porozumienie, w którym nie zostaną, już na starcie, doszczętnie zniszczone te ideały, dla których tylu ludzi poświęciło ostatnio na Ukrainie życie i zdrowie, jest w ogóle możliwe? Zaryzykuję oskarżenie o naiwność, ale wydaje mi się, że - choć piekielnie trudne, zwłaszcza do zrealizowania - nie jest nieosiągalne.

Część właścicieli Ukrainy, i to część dostatecznie duża, żeby wygrać, poparła Majdan i prozachodni kierunek polityki tego kraju. Muszą oni zdawać sobie sprawę z tego, że Ukraina w jej obecnym, wewnętrznym, przypominającym raczej Dzikie Pola i ruinę kształcie, nie będzie w dającej się przyszłości w stanie nie tylko np. wejść do Unii Europejskiej, ale nawet zbliżyć się do Zachodu na tyle, aby czerpać z tego liczące się korzyści.

Bez dogłębnej reformy, także gospodarczej i zmiany warunków egzekwowania prawa, nie zdoła się oprzeć naciskom i szantażowi Rosji, która zrobi wszystko, na co ją stać i na co jej świat pozwoli, aby Ukrainie ów prozachodni (czytaj - żeby nam się po prostu żyło lepiej) sen z głowy wybić. A bez zatrzymania postępującej zapaści gospodarczej nic się w ogóle nie uda.

I nie ma co tutaj liczyć na mityczną, zagraniczną pomoc, która nigdy nie nadejdzie w oczekiwanych rozmiarach, a jej koszty mogą się okazać większe od niej samej. Ukraina to bogaty kraj - surowce, nieźle rozwinięty przemysł, jedne z najlepszych na  świecie gleb dla rolnictwa - któremu przegryza gardło monstrualna korupcja i ekonomiczne uzależnienie od byłego imperium.

Czy liczenie na to, że ukraińskie "porozumienie grubej kreski" może wyglądać w ten sposób - "Panowie, majątki skazanych za działalność antyukraińską nacjonalizujemy, z zagranicznych kont odzyskujemy co się da, a od tej pory każdy, złapany na łamaniu prawa lub przekręcie ląduje w pierdlu" - jest zbyt daleko posuniętą fantastyką? Zobaczymy.

Myślę, że bardzo dobrym i prostym testem sensowności takich oczekiwań będzie to, co w najbliższym czasie zrobią nowe władze z ukraińskimi służbami celnymi i skarbowymi. Bo to właśnie tam, podobnie jak w III RP, choć na nieporównanie większą skalę, ginie ukraiński majątek i zarzyna się ukraiński budżet. Jeśli zdołają w miarę szybko je na nowo zorganizować, jeśli zaczną one skutecznie działać i w ciągu paru miesięcy nie dadzą się wybić do nogi, w tym tunelu może zabłysnąć światło.

A dla Polski zacznie się kolejna, kto wie czy nie decydująca lekcja.