Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Romaszewski - człowiek najwyższego zaufania
Wysłane przez Teresa Bochwic w 15-02-2014 [21:53]
Zbigniew Romaszewski 2 stycznia 1940 – 13 lutego 2014
„Siekiera motyka, piłka szklanka...”. 12 kwietnia 1982 roku, w stanie wojennym, cala Warszawa usłyszała tę melodyjkę, niosący pociechę sygnał konspiracyjnego „Radia Solidarność”. Zorganizowali je Zosia i Zbyszek Romaszewscy. Od tamtej pory Zbyszek zawsze kojarzył mi się z tą pełną nadziei melodią.
Istnieją ludzie jak sznur świateł. Taki był Zbigniew Romaszewski, działacz KOR, „Solidarności” i podziemia, wielokrotny senator III RP, członek Trybunału Stanu, działacz praw człowieka, stronnik prześladowanych, polityk zawsze po przyzwoitej stronie. W towarzystwie tego bezgranicznie godnego zaufania człowieka robiło się raźno i bezpiecznie.
Rodzina wywodziła się z drobnej szlachty spod Grodna. Z tej polskiej tradycji płynęło doskonałe wychowanie Zbyszka, był zawsze na miejscu, zawsze z szacunkiem dla innych. Rodzice byli warszawskimi urzędnikami. Zbyszek urodził się po wybuchu wojny. Powstanie rodzina przetrwała na Starym Mieście, potem Niemcy wywieźli ich przez Gross-Rosen: małego Zbyszka z matką do obozu pracy w Turyngii, babka i ciotka poszły do Ravensbrueck, ojciec do Sachsenhausen, prędko zamordowany przez Niemców.
Przeżyli, wrócili do Warszawy w 1945. Do szkoły chodził na Szmulkach, matura w 1957 w liceum im. Chrobrego; tam poznał Zofię. Krótko w ZMP, uczestniczył w słynnym milionowym wiecu 8 lipca 1956. Wszedł do grupy młodzieży, której przewodził Stanisław Manturzewski. Nie wstąpili do ZMS.
Zbyszek i Zofia poszli na fizykę. Pobrali się w 1960, urodziło się wkrótce dziecko, żyli z lekcji z matematyki i fizyki. W 1964 magisterium z fizyki cząstek elementarnych, praca w Instytucie Fizyki PAN, w 1968-69 staż w Moskwie, gdzie buntował studentów. Z daleka widział Marzec`68. Po powrocie rozpoczęli działalność polityczną wśród znajomych, zbierał podpisy przeciwko wyrzuceniu ze studiów Michnika, zapraszali ciekawych ludzi jak Edward Lipiński, Jan N. Miller, Ludwik Cohn, Maria Ossowska.
W 1975 zbierał podpisy przeciwko wpisaniu miłości do Związku Radzieckiego do konstytucji PRL. Po robotniczych protestach głodowych w czerwcu 1976 współpracował z Janem Józefem Lipskim, Henrykiem Wujcem i Mirosławem Chojeckim, koordynowali tzw. grupę radomską powstającego KOR-u. Zbierali pieniądze („dawali wszyscy, łącznie z sekretarzem partii w IFIS PAN”) na pomoc straszliwie pobitym podczas demonstracji, żyjącym w nędzy robotnikom Radomia. Pomagali im adwokaci, rósł łańcuch ludzi solidarności. „Policzyłem, że od września 1976 do stycznia 1977 byłem w Radomiu tam 43 razy, jechałem autostopem, wracałem pociągiem po północy, rano do Instytutu.”
We wrześniu 1976 powstał KOR, po pół roku SB założyła im w domu podsłuch. Zbyszek kierował Biurem Interwencyjnym, poznał od podszewki makabryczne oblicze PRL. Pisywał w „Głosie” Macierewicza, nawiązał kontakt z Andriejem Sacharowem. Zimą 1980 współtworzył Komisję Helsińską, wiosną z żoną zredagowali „Raport o przestrzeganiu praw człowieka i obywatela w PRL”, wysłany na konferencję bezpieczeństwa w Madrycie. Pamiętam ich u nas w domu, jak siedzą dniami i nocami ze stosami papierów nad maszyną do pisania, Zosia dyktuje, moja Matka pisze.
Gdy wybuchła „Solidarność”, zajmował się interwencjami i praworządnością, wszedł do najwyższych władz Regionu Mazowsze i Komisji Krajowej NSZZ „S”. Zdążył chwilę wcześniej zrobić doktorat. Poparł plan strajku generalnego podczas kryzysu w Bydgoszczy w marcu 1981, co udaremniła część KK.
W stanie wojennym wszedł do podziemnych władz związku, stworzył Radio Solidarność. Rewizje, aresztowania, słynne ucieczki, więzienie, wyrzucenie z pracy w PAN. W 1987 otrzymał wraz z żoną Nagrodę Praw Człowieka w USA; udzielali z niej pomocy potrzebującym i prześladowanym. Obrzydzenie mnie dziś bierze, gdy zadaniowane trolle na blogach jojczą na temat jego odszkodowania w III RP za represje. Nie ma obawy, zużywał je na społeczne cele, wyręczając w tym niechętne państwo Tuska. Zorganizował wbrew wszelkim przeszkodom wielką Konferencję Praw Człowieka w Leningradzie w 1988, upadający Związek Radziecki chwilowo stracił czujność rewolucyjną. Wszedł do jawnych już władz „Solidarności”, a potem do Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie. Doradzał przy rozmowach Okrągłego Stołu, podkreślał rolę gwarancji dla praw pracowniczych. W czerwcu 1989 po raz pierwszy został wybrany na senatora i został nim przez 7 kadencji. Prędko rozstał się z kolegami z czasów opozycji demokratycznej lat 70. I 80., wchodzącymi do łóżka komunistom i związał się z ludźmi, którym nie przeszkadzała Polska.
W senacie przez ponad 20 lat przewodniczył komisjom praw człowieka, organizował kolejne imprezy międzynarodowe. Stał się znakomitym znawcą prawa, choć nie był to jego zawód. Na 13 dni w 1992 roku objął prezesurę Radiokomitetu, akurat, by puścić w telewizji obrady w pamiętną noc obalenia rządu Olszewskiego i przemówienie premiera. Współtworzył społeczny projekt konstytucji w 1997. Ratował skazanych przez rozgrzane sądy III RP, bronił praw więźniów, poręczał za niesłusznie aresztowanych. Uczestniczył w opracowaniu ustaw o nieprzedawnieniu zbrodni komunistycznych, ustawy lustracyjnej, w powołaniu IPN. Zawsze bliski praw pracowniczych, praw człowieka, coraz silniej podkreślał wartości konserwatywne w życiu społecznym. Gdy SLD nowelizowała ustawę antyaborcyjną, byłam ciekawa, jak ją poprze ten ateista z przekonania. Uzasadnił, że dobrze wypełnia zadania, postawione przez naród.
Zawsze w pierwszym szeregu, ale odsuwany. Prezydent Wałęsa nie dopuścił w 1991 do objęcia przez niego funkcji prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Nigdy nie został marszałkiem Senatu, choć wskazywałyby na to oczywisty życiorys, kompetencje, nawet rachunek partyjny. Miły, kompetentny, niepodważalnie bohaterski i zasłużony, dobrze wychowany i życzliwy ludziom, rzadko był atakowany przez dawnych kolegów, ale i nie wspominany. Gdy Kwaśniewski rozdzielał Order Orła Białego rozmaitym indywiduom i aparatczykom, pytałam: „a Romaszewscy jeszcze nie dostali? – niemożliwe, ale może to i lepiej”. Odznaczony w 2011 przez obecnego prezydenta, na wniosek jeszcze Lecha Kaczyńskiego. Udało się go w końcu wypchnąć z parlamentu, koalicja strachu przed PiS tak zmieniła w 2011 roku ordynację, że po raz pierwszy w III RP nie został senatorem.
Socjalista, podobnie jak Piłsudski (więc nie mylić z komunizmem), lewicujący społecznie niepodległościowiec, człowiek mądry, wrażliwy na krzywdę i oddany porządnym ludziom i Polsce. Dobrze zasłużył się Ojczyźnie. Cześć jego pamięci! To jeden z ostatnich, co tak poloneza wodził.
Tekst ukazał się 15.02.2014 w "Gazecie Polskiej Codziennie"
Komentarze
15-02-2014 [22:05] - kat | Link: Pani Tereso
nie mogę być w środę w Warszawie , proszę aby Pani postawiła znicz ode mnie dla Pana SENATORA.....dziękuję i pozdrówka dla Pani oraz dla pani Zofii.... 3MAJCIE SIĘ CIEPŁO....
15-02-2014 [22:15] - Teresa Bochwic | Link: Oczywiście, pozdrawiam. Niech
Oczywiście, pozdrawiam. Niech Pan naprawdę coś zrobi.
15-02-2014 [22:21] - kat | Link: Pani Tereso
nie zna mnie Pani.... co mam zrobić? Majdan?
16-02-2014 [10:43] - Teresa Bochwic | Link: Czytuję Pana, myślałam, że
Czytuję Pana, myślałam, że coś Pan zrobi...
16-02-2014 [15:29] - kat | Link: Pani Tereso
gdybym mieszkał w Warszawie to prosze mi wierzyc byłbym w tym urzędzie aby wywalczyc miejsce w alei zasłużonych dla Pana Zbyszka.... pozdrówka