Przeznaczeniem Donald Franciszka Tuska jest Józef Ignacy. Właściwie to Tusk ma wybór, który Józef Ignacy. Pierwszy, polski, to J. I. Kraszewski, najbardziej płodny nasz pisarz historyczny, autor dziesiątków powieści, krzewiciel patriotyzmu. Jest tylko jeden problem. Tusk, zdaje się, nie lubi czytać. Co zresztą potwierdza, wskazując książkę swojej żony jako ulubioną (jedną z dwóch) lekturę. A nasz, rodzimy, swojski, Józef Ignacy napisał tyle, że – jeszcze premier – Tusk musiałby dożyć do stu lat, niczym właśnie obchodzący setne urodziny generał Stefan Starba-Bałuk, polski „cichociemny”, a jeszcze i tak by wszystkiego nie przeczytał, co Kraszewski napisał. Bo przecież grałby pewnie na play-station albo oglądał mecze ligii duńskiej.
No to może drugi Józef Ignacy? Ten francuski. Lekarz, profesor anatomii J. I. Guillotin. To on nie tyle wymyślił, co rozpropagował przyrząd do ścinania głów, który później stosowany był na skalę przemysłową w czasie antyrewolucji antyfrancuskiej. Skądinąd, ów pożyteczny, a jakże, przyrząd stosowany był na południu Francji, a także we Włoszech już w XVI wieku. Józefowi Ignacemu z Francji oczywiście chodziło o względy humanitarne: skazańcy podczas egzekucji mieli cierpieć krócej. Ludzkość w ogóle dokonuje postępu. Szkoda, że głównie w metodach zabijania: kiedyś rozrywano końmi, a potem gilotynka, a na końcu cyklon B. Zaiste, Tusk ma wybór.
Partia rządząca (mowa o PO, bo PSL to typowa przystawka, z przeznaczeniem właściwym dla przystawek: kolejny sondaż poniżej progu…) też ma wybór. Może wybrać patrona. Święty Franciszek z Asyżu nim na pewno nie zostanie. Może Al Capone? Chyba nie, bo ten włoski Amerykanin miał przynajmniej fantazję. Arsene Lupin? Też raczej nie, bo choć złodziej, to jednak dystyngowany i z klasą. Nikodem Dyzma? Ciepło, ciepło, gorąco, choć pewnie Tadeusz Dołęga-Mostowicz w grobie by się przewrócił z hukiem.
A może jakiś patron zbiorowy? Na przykład germańskie (ja, gut, poprawność polityczna) plemię ze średniowiecza, które w czasie wędrówki ludów przemaszerowało przez Galię i Hiszpanię, aby zakotwiczyć na północnych wybrzeżach Afryki. Nawet założyli tam własne państwo. Owe plemię (to dobre określenie) było na tyle ofensywne, że w roku 455 po narodzeniu Chrystusa (Palikot by napisał „naszej ery”…) splądrowali Rzym. Tak, specjaliści od plądrowania to zdecydowanie dobry patron dla Platformy. Przypomnę tylko nazwę owego germańskiego szczepu: Wandalowie…. Ale przyszła kryska na Matyska i w końcu Wandalów pogoniono z Afryki niespełna 80 lat po tym, jak złupili stolicę Cesarstwa. To pocieszające, bo choć Polska nie Afryka, to neo-Wandalów też się pogoni. Proponuję współczesną ich nazwę – PO-Wandalowie. Oznacza to oczywiście „Pełniący Obowiązki”, a jakże, Wandali…
Jak widzę z pełnego oddalenia („Widziane z Brukseli”) to, co dzieje się w naszej Polszcze, to aż się prosi, żeby tę całą ferajnę władzy czy też władzę ferajny po prostu poddać tej samej procedurze, którą zastosowali równo 134 lata temu dzielni (i skuteczni) Irlandczycy. Dzierżawcy irlandzcy poddali ostracyzmowi, zerwali stosunki i wszelkie transakcje ze znienawidzonym przez nich administratorem majątku, Anglikiem, niejakim, Boycottem.
Tak, bojkot tej gangreny, która nas otacza, to dobra rzecz.
*Artykuł ukazał się w "Gazecie Polskiej" (22.01.2014)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1031