30-ta rocznica Nobla dla Wałęsy - prywatne wspomnienie

Październik 1983. Byłam wtedy licealistką. Wraz ze swoją klasą, młodziutką wychowawczynią oraz jej mężem pojechaliśmy do Gdańska na szkolną wycieczkę. Zamieszkaliśmy, jak to młodzież w tamtych czasach, w schronisku młodzieżowym.
To było już po przyznaniu Wałęsie Pokojowej Nagrody Nobla. Dla nas ten człowiek był wówczas symbolem, choć w mojej klasie były zarówno dzieci oficerów milicji, jak i działaczy Solidarności.
Pech, a może szczęście chciało, ze byłam w Gdańsku parę miesięcy wcześniej i miejscowa przewodniczka powiedziała nam w czasie wycieczki po mieście, gdzie słynny Lech mieszka. Teraz, tuż po tym, jak przyznano mu Nobla, ta informacja wydała się godna wykorzystania. Wraz z koleżanką z klasy kupiłyśmy kwiaty i pojechałyśmy na Zaspę. Pilotów 10. Weszłyśmy na pierwsze piętro wieloklatkowego wieżowca, który niczym nie różnił się od innych dookoła. No, ale to pietro się różniło. Przede wszystkim nie było tam kilku mieszkań, a jedne drzwi do, jak się później doczytałam w książce Danuty Wałęsowej, byłej spółdzielni mieszkaniowej. Przez drzwi dobiegał głos samej legendy, która odgrażała się półżartem któremuś z dzieci: „Czekaj no, niech ja tylko pójdę na wywiadówkę”.Obok drzwi, na ścianie był przyklejony wielki karton, na którym można było coś Lechowi napisać – pozdrowienia, jakiś krótki tekst lub po prostu złożyć podpis. Uczyniłyśmy to z wypiekami na twarzy, a potem odważyłyśmy się zadzwonić do drzwi. Otworzył mały chłopiec z lekkim zezem. Patrzył na nas z na wpół otwartymi ustami , a my chichocząc ze zdenerwowania patrzyłyśmy na niego. W końcu za nim pojawiła się żona legendy, sama Danuta W., ta sama, z którą Lech „obalył komunę” (po tym jak obalił ją z Papieżem i Danuśką, a przed tym jak doszedł do wniosku, że jednak zrobił to sam). Danuta Wałęsowa spytała o co chodzi, a na nasze wyjaśnienia, że chcemy jej mężowi złożyć gratulacje, zawołała Lecha. Ten, widać w dobrym humorze podszedł do drzwi, wysłuchał naszej krótkiej przemowy, a potem kazał małżonce przynieść takie przypinki z napisem „Nobel ’83” (widocznie już zdążyli zrobić). „Dziękujemy, do widzenia” i poszłyśmy sobie czując, że po takim przeżyciu unosimy się lekko nad ziemią. Nie myślałyśmy, że to „do widzenia” tak szybko się ziści. Wróciłyśmy do schroniska, gdzie z wypiekami na twarzy opowiedziałyśmy kolegom i koleżankom o naszej niecodziennej wizycie. Zazdrościli. Też chcieli pójść. Wychowawczyni oszczędziłyśmy nerwów. Nie miała pojęcia, co wyczyniamy w czasie wolnym.
Na drugi dzień, już grupą co najmniej kilkuosobową wyruszyliśmy na Zaspę. Dwóch kolegów zdecydowało sie zostać pod blokiem. Bali się? Wstydzili? Nie wiem. Stanęliśmy pod drzwiami byłej spółdzielni mieszkaniowej i zadzwoniliśmy. W kupie raźniej, więc teraz nie było już takiej tremy. Otworzyła Danuta W. Powtórzyliśmy tekst z dnia poprzedniego, że chcemy pogratulować Lechowi Wałęsie Nagrody Nobla. „A byliście umówieni?”- spytała przytomna żona. Pewnie niejeden obcy dzwonił do tych drzwi każdego dnia. Na szczęście pojawił się nasz bohater i powiedział, że młodzież nie musi się umawiać, młodzież wpuści zawsze. „O, widzę, że niektóre osoby już tu znam” – dodał, a ja z koleżanką natychmiast poczułyśmy się zaliczone do grona znajomych Wałęsy. Zaprosili nas do środka. W dużym pokoju siedział jakiś facet, z którym przerwaliśmy Lechowi rozmowę. Rozglądaliśmy się ciekawie, wiedząc, że to nie wypada. Wałęsa zauważył. „O, widzicie, to pod tą podłogą ukryłem te wszystkie dolary, o których się tyle mówi”. Danuta przyniosła następne przypinki z „Noblem ‘83” i zdjęcia Wałęsy, na których ten, zanim nam je wręczył, złożył swoje podpisy. Było miło, swojsko, ciepło. Nawet Danuta, chyba nie przepadająca za tabunami ludzi przechodzącymi przez jej dom, uśmiechała się z sympatią. Legendarny Lech uścisnął nam dłonie. Wyszliśmy. Wieczór w schronisku zapowiadał się ciekawie. Tym razem trudno było trzymać język za zębami przy naszych opiekunach. Wszyscy chwalili się przypinkami i zdjęciami z autografem. Nasza wychowawczyni i jej mąż śmiali się kiwając z politowaniem głowami, że to kiepski żart. Kiedy wreszcie uświadomili sobie, że my na prawdę byliśmy u Lecha Wałęsy, niektórzy nawet dwa razy, wybuchła afera. Wychowawczyni płakała, że wyrzucą ją z pracy, a nas wszystkich ze szkoły. Jej mąż „uspokajał’, że nikogo nie wyrzucą, ale po prostu za tych ileś tam lat z niewyjaśnionych przyczyn nie zdamy matury. „Jego blok jest na pewno pod obserwacją, mieszkanie na podsłuchu” – straszyli. Na 100% zrobili wam zdjęcia i dojdą kto jest kto. W przerażeniu pytaliśmy chłopaków, którzy zostali pod blokiem, czy coś niepokojącego zauważyli. „Tak, podeszło do nas dwóch smutnych panów, pytali o wasze nazwiska i adresy”- żartowali. Całą noc nie spaliśmy. Koleżanki – córki milicjantów były przerażone. Córka pracownika Uniwersytetu, który już był na cenzurowanym po łódzkich strajkach studenckich – jeszcze bardziej. Najgorzej jednak czułam się ja. Z resztą do dziś niektórzy rodzice tamtych kolegów kojarzą mnie, jako tę która zaprowadziła klasę do Wałęsy.
Wróciliśmy do domu, do szkoły. W szkole cisza, choć wszyscy się spodziewali indywidualnych rozmów z dyrekcją. Maturę zdaliśmy wszyscy. Wszyscy też dostaliśmy się na studia i to na te kierunki , które wybraliśmy. Nigdy nie pytaliśmy naszej wychowawczyni, czy miała przez nas jakieś nieprzyjemności. Wkrótce potem zaszła w ciążę i odeszła ze szkoły.
Kiedy później śledziłam karierę Wałęsy, powoli z charyzmatycznego przywódcy wielkiego ruchu, który wydawał się znać swoje miejsce, w moich oczach przeobrażał się on w buca. nieuka o rozdmuchanym ego, buraka po prostu,którym to mianem nikt by go pewnie nie nazwał,gdyby przystopował w swoich chorych ambicjach. Niemal od razu uwierzyłam, że Wałęsa Bolkiem był. Może dlatego, że gdy Macierewicz to publicznie ujawnił, to Wałęsa początkowo chciał złożyć oświadczenie, a zaraz potem ze strachem się wycofał, a może dlatego, że tak uważała Anna Walentynowicz, ta cicha bohaterka prawdziwej Solidarności, której nikt nagrodami nie obsypywał, która nie pchała się na pierwsze strony gazet, a na tych dalszych też pieszczona nie była. Książka Cenckiewicza i Gontarczyka była tylko takim potwierdzeniem tego, co wszyscy, którzy chcieli to wiedzieli. Takim dokumentem – dowodem, że podejrzenia były słuszne.
Dlaczego zdaliśmy maturę? Bo byliśmy za mało ważni, żeby zajęła się nami bezpieka? Bo nic takiego nie zrobiliśmy poza odwiedzeniem Lecha? A może to agent Bolek, były, czy też nie, nie pozwalał ruszać głupich gówniarzy? Nie wiem i chyba nigdy się nie dowiem, ale zawsze, kiedy wspominana jest rocznica Nobla Wałęsy, ja wracam myślami do tamtej jesieni i tamtej wycieczki do Gdańska.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Tanqueray

06-10-2013 [20:47] - Tanqueray | Link:

to niesmaczne ze przypadkowa uczennica ktora zostala serdecznie przyjeta jako gosc w domu Lecha W. uwaza za stosowne po 30 latach dolozyc mu z buta tak niby niechcaco

Obrazek użytkownika Magdalena

06-10-2013 [22:18] - Magdalena | Link:

ależ chcąco ... Lech dołożył nam z buta całkowicie chcąco ... po takim miłym przyjęciu w naszym wspólnym domu ...

Obrazek użytkownika Supernova

07-10-2013 [15:04] - Supernova | Link:

Moim zamiarem nie było "dokładanie Wałęsy z buta tak niby niechcąco", a jedynie rozprawienie się z mitem, w który wierzyłam, jak chyba zdecydowana większość tego narodu. Co przez te trzydzieści lat się zmieniło? Wtedy - symbol, charyzmatyczny przywódca, mile łechtany swoją popularnością, również wśród nastolatków. Przez te lata okazało się, że rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej, że ten "charyzmatyczny przywódca" chciał strajk zakończyć już po paru dniach bez załatwienia podstawowych postulatów i zrobiłby to, gdyby nie Anna Walentynowicz, że był zwykłym cwaniaczkiem i kapusiem, że te wszystkie krążące "prawdy" o skoku przez płot, o wygranych w totolotka, o niezłomnych zasadach, były mitami, z których jakoś "mędrzec Europy" do dziś nie potrafi się wytłumaczyć. Do tego dochodzi jego podłość - umniejszanie dorobku braci Kaczyńskich, sugerowanie, że ciężko chory Krzysztof Wyszkowski (ten sam z resztą, który pierwszy poinformował Wałęsę o przyznaniu mu Nobla) leczy się psychiatrycznie, arogancja wobec dziennikarzy, którzy po prostu zadają pytania, do czego mają pełne prawo. I brak satysfakcjonujących odpowiedzi na te pytania. Czy fakt, że kiedyś wpuścił mnie do domu i pożartował trochę rozdając mnie i kolegom zdjęcia z autografem, ma mi na zawsze zamknąć usta na wszelką krytykę? Czuję się przez tego człowieka oszukana i mocno rozczarowana. jak wielu, z którymi na pewno był bardziej zaprzyjaźniony niż ze mną, a którym nikt nie zabrania mówić dziś otwarcie o obliczu Wałęsy.