Ile kosztuje nas państwo Tuska?

Już w wydanym w 2004 roku „Polactwie” Rafał Ziemkiewicz zauważyl, ze nie zna kraju, który miałby liczniejsze władze w przeliczeniu na głowę mieszkańca niż Polska. I miał rację. Stany Zjednoczone, które mogą się pochwalić przekroczeniem progu 300 milionów ludności i są w związku z tym trzecim pod wzgledem populacji (po Chinach i Indiach) państwem na świecie, mają swój dwuizbowy parlament zwany Kongresem Stanów Zjednoczonych, w którym zasiada 100 senatorów oraz 435 członków Izby Reprezentantów. Razem więc na czele tego trzystumilionowego społeczeństwa stoi 535 parlamentarzystów. Ile zarabiają parlamentarzyści amerykańscy? Członkowie obu izb dostają takie same pensje w wysokości 150 tys. dolarów rocznie, co, jak łatwo policzyc daje 12,5 tys. dolarów miesięcznie. Średnia pensja w Stanach to obecnie ok. 3,8 tys. dolarów, więc parlamentarzyści amerykańscy zarabiają trochę powyżej trzech średnich pensji.
A jak to wygląda u nas? W naszym 38-milionowym społeczeństwie, czyli niemal ośmiokrotnie mniej liczebnym od amerykańskiego fundujemy sobie parlament składający się z łącznie 560 posłów i senatorów, czyli bardziej wypasiony od tego w USA i wypłacamy im mniej więcej podobnie, trzykrotne średnie pensje krajowe. Przy ok. 3,5 tys. zł średniego wynagrodzenia w naszym kraju, parlamentarzyści dostają ok. 10 tys. zl. pensji, do tego ok. 2,5 tys. zwolnionych z podatku diet poselskich, a czesto również dodatki za udział w komisjach  (przewodniczący takiej komisji – ok. 2 tys. zł, zastępca ok. 1,5 tys. , a przewodniczący stałych podkomisji – prawie 1 tys. zł.)
Podobnie jest z ministrami. Na ich pensje miesięczne składa się wynagrodzenie zasadnicze wynoszące prawie 10 tys. zł. oraz dodatek funkcyjny w wysokosci ponad 2,6 tys. zł.
Wysokość zarobków pozornie nie szokuje. W Europie i, jak widzimy, w Stanach dysproporcje między pensjami polityków, a tzw. „zwykłych ludzi” są podobne. W Wielkiej Brytanii i Niemczech zarobki polityków są mniej więcej dwukrotnie wyższe od średniej krajowej, a n.p. we Włoszech nawet 4,5 raza wyższe. Problem w tym, ze w Polsce 2/3 obywateli zarabia poniżej średniej krajowej, więc ta dysproporcja wydaje się dużo większa.
Poza tym do nieproporcjonalnie dużej liczby parlamentarzystów dochodzi wciąż rosnąca liczba urzędników państwowych. Tu należy przypomnieć, że Donald Tusk, kiedy obejmował rządy obiecywał tanie państwo. Zatrudnienie w administracji państwowej wynosiło wówczas 440 tys. urzędników zę średnią pensją 3288 zł. W ciągu czterech lat zatrudnienie w tej sferze wzrosło o ok. 150 tys. urzędników z pensją 4283 zł. Były to lata kryzysu, kiedy przyzwolenie w społeczeństwie na cięcia w tej grupie zawodowej wydawało się najwyższe. Przypomnijmy, że chodzi o zatrudnionych na etatach. Ci, którzy pracują dla administracji państwowej na jakichś innych umowach też pobierają wynagrodzenia, a wszystkich razem – „etatowców” i „wolnych strzelców” jest prawdopodobnie ok. miliona, co wraz z ich zadowolonymi z życia rodzinami daje pewnie ok. 3 milionów potencjalnych wyborców. I kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi zapewne o to.
W państwie, gdzie niemal każde wydanie wieczornych Wiadomości kojarzy się z programem interwencyjnym pod hasłem „Ludzie złóżcie się, bo nie ma pieniędzy na...(tu może byc n.p. leczenie umierającego sportowca, który przynosił niegdyś chlubę Polsce, odbudowanie spalonego domu rodzinie wielodzietnej, wysłanie ciężko chorego dziecka na operację za granicą itp, itd, itp.) stać nas na 117 ministrów, bo oprócz  18 szefów resortów jest 91 wiceministrów (po co , u diabla aż tylu zastępców?!) i ośmiu sekretarzy w kancelarii premiera. Nikt w całej Unii nas nie prześcignie. Same ich pensje to ponad półtora miliona złotych miesięcznie. Do tego dochodzi zatrudnienie sekretarek, kierowców limuzyn, ochroniarzy, pracowników gabinetów i Bóg jeden wie kogo jeszcze.
Możemy też spojrzeć n.p. na radnych miejskich. Warszawa z 1,7 milionem mieszkańców ma ich 60-ciu w Radzie miasta stołeczniego i 409 (!!!) kierujących osiemnastoma warszawskimi dzielnicami. Dla porównania Berlin, 3,4 miliona mieszkańców, ma tych radnych w sumie stu.
Można tematu nie drążyć dalej. Te rzesze rządzących i ich biurokratów na wypasionych pensyjkach żyją na nasz koszt podczas gdy zamyka się kolejne szkoły, a nauczyciele idą na bruk, nie ma pieniędzy na szpitale, a lekarze wyjeżdżają za granicę, kradnie się ludziom emerytury z OFE obiecując gruszki na wierzbie.
Nie jestem ani politykiem ani pracownikiem administracji państwowej. Ale jestem wyborcą. I Oczekuję, że ktoś wreszcie zrobi z tym porządek.
 
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika tipsi

10-09-2013 [17:22] - tipsi | Link:

A niby kto i jak? W wyborach lokalnych większość frekwencji zwykle robią urzędnicy i ich rodziny, dlatego ciągle wygrywa PSL na wsi i PO/SLD w mieście. W wyborach parlamentarnych ton nadają media, a te są nierozerwalnie podessane do budżetowego cyca i każda zmiana status quo zagraża ich interesom. Więc stają na rzęsach, żeby układ trwał. A ludzie, przynajmniej istotna ich część, jak barany kierują się interesem establishmentu, utożsamiając go z interesem własnym. Co jest oczywiście najbardziej skrajnym przykładem bezmyślności i naiwniactwa.
Jak patriotyczni aktywiści krzyczą, że bez dekomunizacji i deubekizacji nie jest możliwa naprawa Rzeczpospolitej, to przeciętny Kowalski daje się nastraszyć różnym Lisom i Michnikom, że Bezlitosny Antoni przyjdzie właśnie po niego o 5 rano i pogoni w kalesonach do Berezy. To działa, więc cała ta bezczelna banda wydaje kolosalny budżet na propagandę, resztę na utrzymanie biurokracji, a co zostanie, to rozkrada do reszty.
Do tego nasi szanowni sąsiedzi i przyjaciele (dalsi i bliżsi) dbają o zabezpieczenie tyłów Tuskom i Rostowskim, żeby broń Boże nie doszło do naruszenia równowagi interesów w tak ważnym rejonie jak Polska. Więc razwiedki hulają i kto się za bardzo wychyli, tego w łeb. A jak wszysto już strzeli ch... najjaśniejszy, to przyjadą tu z misją stabilizacyjną i będą nas uczyć, jak być Europejczykiem.