Właśnie o trzeciej w nocy wróciłem z Podkarpacia, gdzie stawałem w kampanii wyborczej w wyborach uzupełniających do Senatu w okręgu Mielec – Dębica − Ropczyce – Sędziszów. Wspierałem tam człowieka, którego znam od szesnastu lat, a to wystarczająco długi okres, by wiedzieć czy ktoś jest lewusem czy też człowiekiem prawym, czy ma dwie lewe ręce do roboty, czy też uważa – w myśl hasła Narodowej Demokracji z początku lat 20-tych XX wieku, iż: „prawicą się żegnasz, prawicę podajesz przyjacielowi – głosuj na prawicę”. Tym człowiekiem jest były i przyszły, mniemam, senator – Zdzisław Pupa.
Jak zawsze z Podkarpacia wyjeżdżam zbudowany i podniesiony na duchu. Ludzie tam jacyś bardziej wyprostowani, z jasnym spojrzeniem, nie kłaniają się okolicznościom, a i prawdom nie każą by za drzwiami stały – używając słów Cypriana Kamila Norwida. Spotkałem się z mieszkańcami Mielca w budynku Szkoły Muzycznej I i II stopnia, w którym kiedyś obradowała Rada Miasta. Godne to miejsce, bo patrzą na Ciebie, człowieku, który jesteś ogniwem w narodowej sztafecie pokoleń, wszyscy władcy Polski: począwszy od Mieczysława (Mieszka) aż po Stanisława Augusta Poniatowskiego. Jest też, inaczej niż w normalnym „ poczcie królów polskich”, Matka Boska Częstochowska – też przecież polska Królowa. Są tam nasi władcy mądrzy i mniej mądrzy, dzielni i mniej dzielni, jak to w dziejach naszych bywało. I bywa...
Mielec już nie ten, co kiedyś, ale w Specjalnej Strefie Ekonomicznej produkują ‘Black Hawki’. Dobre i to. Niedawno oddano też nowy stadion. Czy unosić się nad nim będzie duch Henryka Kasperczaka, wielkiego na boisku i zawsze prawego w życiu? Jako jedyny przecież zrezygnował z członkostwa w zarządzie PZPN, gdy rząd PiS po aferach korupcyjnych w naszym futbolu wprowadził do piłkarskiego związku komisarza. A może duch strzelca „złotej bramki” na Wembley 1973 – Jana Domarskiego czy Grzesia Laty, wspaniałego napastnika, który zaplątał się w SLD-owskie układy, by polec w końcu na PZPN-owskim stolcu?
Z Mielca pędem do poddębickiej Brzeźnicy. I tu i tu pełne sala, samorządowcy, lokalne elity, porządni ludzie, jak Pan Bóg przykazał. Ot, część normalnej Polski, w której żyją Sarmaci: ci, którzy nie pozwolili, żeby ktokolwiek zamieszał im w głowie.
Wizyta u księdza proboszcza Piotra Karwata. Wierzący ksiądz, zawsze z ludźmi, patriota. A jaki inny może być na Podkarpaciu?
Gdy jadę na Podkarpacie, słucham w radiu bełkotu Jana Vincenta, który coś tam gada o „relatywnym”(!) błędzie w prognozie budżetu na ten rok. Zamiast się chłopina uderzyć w piersi, żeby jęknęło albo, jak to kundel, wziąć ogon pod siebie, to on jeszcze usiłuje z uporem godnym znacznie lepszej sprawy wmawiać obywatelom, że pomylił się ino ździebko, gdy tymczasem popełnił „wielbłąda”. Ale dla PO ich „wielbłądy” nigdy nie są wielkimi błędami, tylko małymi pomyłeczkami, które nieznacznie trzeba skorygować, zaś źdźbło w oku Jarosława Kaczyńskiego permanentnie jest wielką belką. Cóż, na przykładzie Jana Vincenta R. i Donalda T. widać, że mamy wciąż jeszcze w Polsce czas małych, śmiesznych ludzi. Dodajmy: małych ludzi do małych interesów.
Wracając nocą z południowej Polski myślałem sobie z nadzieją – bo nadzieja to cnota chrześcijańska: 8 września Podkarpacie, jutro cała Polska…
*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej" (04.09.2013)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2122
warszawskim, moje rodowe gniazdo to PODKARPACIE ....od prawiekow.