Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Słów odkrywanie: Komunizm
Wysłane przez tsole w 22-08-2013 [10:50]
Wszelkie przedmarksistowskie koncepcje równości społecznej klasycy tej postępowej filozofii załadowali do jednej szuflady z etykietą „komunizm utopijny”. Według nich dopiero marksizm stworzył mocne naukowe podstawy urealnienia tych marzeń. Dziś nikogo - zwłaszcza w krajach, które zakosztowały tzw. realnego socjalizmu, nie trzeba przekonywać czy i w jakim stopniu marksistowski eksperyment zbliżył świat do ideału ustroju sprawiedliwości i równości społecznej.
Jan Józef Szczepański pisał niegdyś w Tygodniku Solidarność (nr 4/89): „Skodyfikowana przez George'a Orwella nowomowa jest narzeczem totalitarnej władzy. Naczelną regułę nowomowy stanowi zamiana znaczeń.”
Właśnie. Wypracowana przez marksizm-leninizm totalitarna maszynka przenicowała również znaczenie słowa „komunizm”, którego miała być nośnikiem. A przecież mogło być inaczej. Popatrzmy:
W 1610 r dwaj włoscy jezuici: Szymon Maceta i Józef Cataldino rozpoczęli misję wśród Indian Guaranów w Ameryce Płd., wprowadzając w podległych sobie okręgach misyjnych jeden z najciekawszych katolickich eksperymentów społecznych. Oto w kraju Guaranów zorganizowano konsumpcję i produkcję na sposób komunistyczny. Eksperyment, którym objęto ponad 100 tys. ludzi, trwał ponad 150 lat a zakończył się tylko wskutek interwencji zbrojnej i rozwiązania Zakonu. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do publikacji „Republika Guaranów” (PAX, 1971) oraz gorąco namawiam do obejrzenia filmu „Misja”. Tu dopowiem jedynie, że ów system realizował ideę równości i wspólnoty całkiem dobrowolnie, zaś swą ekspansję zawdzięczał nie lufom karabinów (czy choćby ostrzom dzid), lecz niezwykłej atrakcyjności w sferze stosunków międzyludzkich i skuteczności w sferze gospodarczej.
Republika Guaranów - ów nieprawdopodobny fenomen (uprzytomnijmy sobie: szło o zaszczepienie chrześcijańskiej myśli społecznej w zupełnie obcym kulturowo, etnicznie i religijnie kraju) - mógł się powieść jedynie dlatego, że w centrum wartości normujących życie społeczne ustawił miłość, solidarność i braterstwo: jak się okazuje, niezbywalne warunki wcielenia komunizmu.
Przez półtora wieku istnienia jezuickiego państwa Guaranów słowo „komunizm” nie uległo erozji. Dlaczego? Bo było to państwo wolne. Tą wolnością odporne na działanie wirusa totalitaryzmu.
A jednak upadło. Nie towarzyszyły temu jednak uliczne demonstracje guarańskich młodzieńców. Nikt nie skandował: „Precz z komuną”, „Jezuici do domu”. Przeciwnie: po wypędzeniu zakonników Guaranowie wielokrotnie, acz bezskutecznie słali do króla prośby o zezwolenie na ich powrót.
Republika upadła, bo była solą w oku hiszpańskich i portugalskich kolonizatorów. Bo wyprzedzała o całe epoki otaczającą ją rzeczywistość. Siła, jaką mogła przeciwstawić - miłość i solidarność - była nie z tego świata. Jeszcze nie.
Słowo „komunizm” w ustach apologetów walki klas budzi grozę, niechęć, często agresję. Odpycha. Demonstranci skandujący „Precz z komuną” na pewno nie mają na myśli guarańskiego fenomenu. Mają na myśli ustrój społeczny, w którym zanurzono nasz kraj na dziesiątki lat. Ustrój, który stawiał słowo „komunizm” w ciągle odsuwanej perspektywie. Odsuwanej – bo rzeczywistość coraz bardziej oddalała się od świetlanych wizji, na co podawano tak kuriozalne wytłumaczenia jak to autorstwa Josifa Wissarionowicza Stalina: w miarę rozwoju socjalizmu walka klasowa zaostrza się.
To samo słowo „komunizm” w ustach apologetów miłości nabiera blasku. Przyciąga. Na taki prawdziwy komunizm, wskazuje Chrystus, gdy mówi: gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 16,20). Komunizm chrześcijański powinien realizować się w Kościele, który jest wspólnotą ludzi wolnych, równych, połączonych więzami braterskiej miłości. W przeciwieństwie do marksistowskiego, komunizm chrześcijański budowany jest właśnie na fundamencie miłości, nie walki.
Słowa „komunia” i „komunizm” wywodzą się z łacińskiego communio – wspólnota. Moim zdaniem system, w którym mieliśmy to nieszczęście egzystować, z komunizmem niewiele miał wspólnego. Nasze doświadczenie historyczne skłania do traktowania komunizmu jako ideologii polityczno-społecznej. Owszem, jest on nią lecz nie tylko. Jest przede wszystkim sposobem organizacji społeczeństwa. Organizacja taka miała miejsce w czasach pierwotnych, gdzie pracą zajmowali się wszyscy zdolni do niej członkowie wspólnoty, a jej owoce (głównie była to żywność) służyły całej społeczności. Miała też miejsce w pierwszych gminach chrześcijańskich, a później – w przytaczanym przeze mnie fenomenie republiki Guaranów, który przywołałem tu, by udokumentować wyższość chrześcijaństwa nad ateizmem, miłości nad walką klas. W naszych czasach spotykamy także komunizm chrześcijański, w którym idei wspólnoty dóbr towarzyszy wiara chrześcijańska (anabaptyści, huteryci i inne wyznania protestanckie w USA).
Traktowanie komunizmu jako wyłącznie ideologii jest efektem negatywnego obciążenia tego słowa przez reżim marksistowsko-leninowski, który ostatecznie zbankrutował. Marksizm od chrześcijaństwa różni się diametralnie: marksiści twierdzą, że postęp realizuje się przez walkę klas, chrześcijanie – że przez miłość. Nic dziwnego, że pożenienie tych nurtów (teologia wyzwolenia) jest nie do pomyślenia – szczęściem JP2 wykazał się tu refleksem i stanowczością.
Jeśli więc ktoś czuje się zgorszony tym połączeniem Chrystusa z komunizmem, to oznacza, że pozwolił sobie ukraść to słowo.
Czy jednak jako chrześcijanie spełniamy oczekiwania Chrystusa względem budowania wspólnoty opartej na sprawiedliwości i równości społecznej? Mam poważne wątpliwości. Zapewne, gdyby zstąpił On dziś na ziemię, oceniając co zrobiono z Jego przesłaniem, sparafrazowałby słowa klasyka: nie o take komune mi chodziło.
Komentarze
22-08-2013 [12:54] - taganka | Link: Zbyt optymistyczne
Piszesz, cyt. "Wypracowana przez marksizm-leninizm totalitarna maszynka przenicowała również znaczenie słowa „komunizm”, którego miała być nośnikiem. A przecież mogło być inaczej".
Wydaje się jednak, że raczej chyba nie mogło.
Wydaje mi się też, że znam dość dobrze historię.
Przyznam się także, że o Republice Guaranów nie czytałem, albo jeżeli czytałem to tak dawno, iż tego już nie pamiętam.
Jeżeli więc nie pamiętam oznacza to, że coś takiego jak ta wspomniana republika to rzadkość nadzwyczajna taki "rara avis" - czemu ja się nie dziwię.
Natomiast idee i próby zorganizowania życia społecznego w oparciu o takie cechy jak altruizm - a.... to co innego - to pojawiało się w historii wielokrotnie.
Już od zamierzchłej przeszłości, w ciągu tysięcy lat trwania państwa faraonów, także takie próby były czynione, lecz kończyły się tym tylko, że "po każdej takiej próbie wzrastało pogłowie krokodyli w Nilu" (jako skutek pojawienia się większej ilości karmy w rzece).
Z nużącą monotonią powtarza się także w historii sytuacja taka, że płomienny, żarliwy i naprawdę szczery obrońca uciśnionych po obaleniu satrapy, po niedługim czasie, staje się kolejnym satrapą.
Czy więc można zorganizować życie społeczne według takich zasad jak: "każdemu według potrzeb, od każdego według jego możliwości", "jeden drugiego ciężary noście", "miłuj bliźniego swego jak siebie samego"?
Czy można więc zrealizować modele życia społecznego według Echnatona, pierwszych chrześcijan, Morusa, Campanelli, Lenina lub też innych podobnych?
Ja osobiście szczerze w to wątpię.
Sęk w tym, że wszystkie te modele były by do zrealizowania gdyby dominującą cechą człowieka był altruizm.
Kapitalizm natomiast lub podobne ustroje z przeszłości oparte były lub są na takich cechach człowieka jak chciwość i egoizm i tylko one, i tylko dlatego, były ustrojami względnie trwałymi.
Wniosek jest taki, że budowanie ustroju opartego na altruizmie to tak jak budowanie na lotnych piaskach, zaś budowanie jak na skale to oparcie tego ustroju na chciwości i egoizmie człowieka.
A jesteśmy tacy jacy jesteśmy, bo tak nas ukształtowała ewolucja - i chyba tego w najbliższym czasie nie zmienimy.
Nie wykluczam wszakże, iż w odleglejszej przyszłości może być inaczej.
22-08-2013 [14:06] - tsole | Link: bo jako chrześcijanin jestem optymistą :)
„Wydaje mi się też, że znam dość dobrze historię”
i zaraz potem:
„Przyznam się także, że o Republice Guaranów nie czytałem”
hmm… dobra nie będę złośliwy :)
„coś takiego jak ta wspomniana republika to rzadkość nadzwyczajna”
Jezus Chrystus to też rzadkość nadzwyczajna a jednak się zdarzył.
Całość komentarza tchnie pesymizmem, którego nie podzielam. a już z tym zdaniem nie zgadzam się stanowczo:
„Wniosek jest taki, że budowanie ustroju opartego na altruizmie to tak jak budowanie na lotnych piaskach, zaś budowanie jak na skale to oparcie tego ustroju na chciwości i egoizmie człowieka”
Cały sens chrześcijaństwa to budowanie systemów społecznych opartych na miłości, a nie na walce. Taki jest sens przebóstwienia świata rozpoczętego Nowym Przymierzem. Wierzę że to Miłość nadaje całej kosmogenezie (w tym antropogenezie) cel i sens. Ewolucja nas ukształtowała, lecz jesteśmy „na obraz i podobieństwo” więc przezwyciężymy wszelkie atawizmy. Z chwilą pojawienia się gatunku homo sapiens ewolucja, odbywająca się dotąd na poziomie biologicznym (biosfera), wkroczyła na poziom duchowy (noosfera). I tak jak walka o byt była jej motorem napędowym na szczeblu biologicznym, tak miłość będzie stymulować ewolucyjny postęp na szczeblu duchowym.
Guarański fenomen to jaskółka :)
Dobrze przynajmniej, że padło w Twojej wypowiedzi ostatnie zdanie.