Słowo o wychowankach A.Michnika

Wczoraj pochyliłem się nad dylematami ideologicznych zwolenników "Gazety Wyborczej", tych nielicznych, którzy potrafią jeszcze odróżnić przyzwoitość (chodzi mi o poziom publicystyki, dobór argumentów, merytoryczną krytykę) od szmiry. Tkwią ze skwaszonymi minami przy Michniku bo: (1) to się po prostu opłaca, bo (2) czują, że po ostentacyjnej klęsce politycznego projektu Nadredaktora ( mam na myśli UD-->UW-->PD-->LID ), są mu winni wsparcie, (3) bo nie potrafią przyznać się przed samymi sobą, że się pomylili.

Dyskomfort musi być poważny: Michnik nieustannie czyści przedpole "jedynej nadziei białych" - premierowi Tuskowi. Trzeba przyznać, że premier stawia wysoko poprzeczkę: "jedzie" slalomem niczym Maradona w słynnym meczu z Anglikami; nie dziwota, iż nie pierwszej młodości Nadredaktor zwyczajnie nie nadąża. Świetnie wychwycił tą taktykę felietonista "RZ" Krzysztof Feusette:

"Królewicz Donald: – Polska jest zieloną wyspą i idzie przez kryzys jak burza. Żebrak Donald: – Musimy łatać budżet, więc rozwalamy reformę emerytalną. Królewicz: – Idziemy w stronę jednego okienka. Żebrak: – ZUS to firma naszych marzeń. Królewicz: – Mamy pełne zaufanie do Rosjan. Żebrak: – Rosyjski raport to ściema. Królewicz: – Nie poprzemy nikogo z prokuratorskimi zarzutami. Żebrak: – Jacek Karnowski to najlepszy kandydat w Sopocie. Królewicz: – Tragedia smoleńska wymaga superdelikatności. Żebrak: – Lepiej, żeby mnie niektóre wdowy nie wkurzały. Królewicz: – Przez Kaczyńskich benzyna będzie po 5 złotych. Żebrak: – Benzyna musi być po 5 złotych. Królewicz: – Zbudujemy drogi. Żebrak: – Nie zbudujemy. I tak dalej."

Michnik musi to wszystko potem Polactwu jakoś wytłumaczyć. Tempo narzucone przez premiera, nie ułatwia roboty; w efekcie często wychodzi tandeta. O ile studenci, tzw. yuppie, poPGRowska warszawka i krakówek przyjmą michnikowe wyjaśnienia bez mrugnięcia okiem, o tyle mała, ale ważna grupka coraz straszych intelektualistów wciąż jeszcze z sentymentem wspominająca czasy triumfów UDecji, musi czuć -jak to się teraz mówi - absmak.

Największe dziadostwo produkują młodzi, niezdolni funkcyjni, rzuceni - z konieczności, jak sądzę - na pierwszy front walki z kaczyzmem. Taki Grzegorz Sroczyński dla przykładu. Facet udowodnił, że na zadymy z "faszystami" nadaje się wyśmienicie ("„Sądziliśmy, że jak zwykle będziemy małą grupką z gwizdkami, która od skinów dostanie wycisk”); kibol pełną gębą, jakby powiedział kolega "Sroki" nijaki red. Stec.
Gorzej kiedy "Sroka" dostanie do "obesrania" któregoś z poważnych publicystów z konkurencyjnego dziennika. Piórem/klawiaturą brudzi ciurkiem.

Wczoraj "Sroka" obrał na cel prof. Krasnodębskiego. Z Panem Zdzisławem "Wyborcza" ma wyraźny problem. O ile takiego Łysiaka czy innego Lisiewicza/Michalskiewicza łatwo zaszufladkować, o tyle Krasnodębski od lat paraliżuje salon spokojem, wiedzą, swoją 'europejskością' (Krasnodębski pracuje w Bremie, w Niemczech), wyważonymi opiniami.

Na ostatni, świetny, krytyczny wobec rządu tekst profesora, "Sroka" odpowiada, w ramach przeglądu prasy (tak się biedaczek żenująco asekuruje), notką pod jedynym słusznym tytułem "Krasnodębski opluwa nam Naród". Znany styl, od razu "kupą w nos". Na dalszą "ucztę" fizjologiczną "Sroce" zabrakło amunicji, więc czytamy:

"Tak więc Polacy - zdaniem Krasnodębskiego - nie mają godności i po prostu nie dorośli do rządów prawicy. Ale nie wszyscy. Jak w każdej religii i tu jest grupa apostołów, która musi się ukrywać w kazamatach: "Oczywiście politycznej stagnacji będzie towarzyszyć formowanie się ruchu protestu świadomych politycznie Polaków. Obóz rządzący będzie próbował ograniczyć jego wpływy mniej lub bardziej cywilizowanymi metodami. W najmłodszym pokoleniu obudzi się może poczucie narodowej godności i honoru. Kiedyś stworzy ono nową >>Solidarność<<. Podobieństwo do lat 70. staje się coraz bardziej widoczne".

Jak widać nawet w tym spodlonym narodzie zdarzają się mężczyźni bezkompromisowi i odważni, którzy w wieku 58 lat są gotowi jeszcze postać na jakiejś barykadzie. Były co prawda okazje już wcześniej - na przykład w przywołanych latach 70. - ale wtedy jakoś się nie złożyło. Prawdopodobnie lewicowe media złośliwie nie podały, gdzie jest zbiórka."

Bo czym innym niż podłością "Sroka" jest w stanie "kupić" względy szefunia? Przecież on nic innego, nie licząc walki na barykadach z "faszystami", nie potrafi. Taki "Szczawik", a jakże swobodnie rozlicza z przeszłości swoich ideologicznych wrogów. Ohydne to, bo jego koledzy z redakcji (lub z jej kuluarów), faktycznie mają się czego wstydzić. W latach 70. wielu z nich za pieniążki "sprzedawało" własnych przyjaciół. Wiemy, że ze strachu, że uzyskane apanaże symbolicznie topili w Wiśle. "Byłem Ketmanem, ale nikomu nic złego zrobić nie chciałem" - ileż razy z Czerskiej dobiegał ten kłamliwy szloch..."Sroka" rozlicza wrogów za domniemaną, celową bierność, nie potrafi jednak wzgardzić tymi realnymi aktywistami, podającymi wspaniałe donosy, raporty, meldunki o osobach rozpracowywanych, w imię świetlanej przyszłości Polski Ludowej i ...własnej kieszeni.

Wychowankami, przyszłością UDeckiej inteligencji są takie "asy przestworzy", jak powyżej cytowany "Sroka". Nic dziwnego, że ów środowisko zdycha na naszych oczach. Jestem ciekaw co czuje Szymborska o poranku: starsza Pani gustownie paląca papierosa, wertująca dziennik swojego przyjaciela z ul. Czerskiej. Trafia na tekst "Sroki" i...

przecież każda metoda jest dobra, by przyrżnąć wrogowi pookrągłostołowej "rewolucji"; żadnych konwulsji nie będzie. Dopóki poziom, trendy w polskiej polityce wyznaczają Janusz Palikot, Bronisław Komorowski, Donald Tusk "Sroka" może brudzić spokojnie.