Palikot happeningiem apostazji, który uczynił nie w rodzimej parafii w Biłgoraju, lecz w bardziej medialnym Krakowie, pokazał po raz kolejny naturę skrajnego „evenciarza”. Happenerzy, nie tylko w Polsce, wchodzą do parlamentu, ale rzadko rządzą. To już jednak jego problem.
Palikot udowadnia, że jest „małym człowiekiem do małych interesów” – ale to nie moja broszka, nie mój cyrk, nie moje małpy, niech mówi co chce i niech robi co chce, mało mnie to obchodzi.
Wiara to sprawa intymna i nie należy nią grać. Dotyczy to zarówno tych, którzy nagle demonstracyjnie wychodzą z Kościoła – jak Palikot – z powodów czysto politycznych, jak i tych, którzy ni stąd, ni zowąd, również ze względów politycznych, a właściwie wyborczych manifestują raptownie akces do instytucji Kościoła i jego procedur. Tak było w 2005 roku, kiedy w kampanii prezydenckiej, Donald Tusk zawarł, po wielu latach małżeństwa, ślub kościelny. Obaj ci panowie Kościół potraktowali instrumentalnie, choć oczywiście w zupełnie różny sposób.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2701
Proszę nie używac Caps Locka teksty będą usuwane! (Gryf)